Ludogorec z Polakami w składzie dostał kolejne manto od Milanu. A warto dodać, że Rossoneri specjalnie nie spinali się na dzisiejszy pojedynek, bo już w pierwszym meczu nabili sobie sporą zaliczkę.
Trudno ocenić Jakuba Świerczoka, bo cała drużyna zawiodła. Polak był niewidoczny przez niemal całe spotkanie, ale ile w tym jego winy? Były zawodnik Zagłębia Lubin czasami cofał się bardzo głęboko, by otrzymać futbolówkę, lecz wiele pożytku z tego nie było, ponieważ obrońcy Milanu szybko mu ją zabierali. Gdy koledzy Świerczoka postarali się bardziej i dograli mu futbolówkę bliżej bramki rywala, także było kiepsko. Za pierwszym razem spalony, a za drugim Zapata uświadomił 25-latkowi, że nie zamierza się z nim dzisiaj cackać. Kolumbijczyk momentalnie doskoczył do Świerczoka, a ten nie zdołał utrzymać się na nogach. Na koniec mała osłoda, ale nie mówimy tutaj o trzypiętrowym torcie. Raczej małe ciasteczko z osiedlowej piekarni. Otóż skrzydłowy Ludogorca dośrodkował z prawej strony, a Romagnoli machnął się i nie trafił w futbolówkę. Wykorzystał to Świerczok i oddał strzał wolejem, lecz Donnarumma (ten starszy i słabszy) nie miał problemu z obroną, bo piłka leciała w środek bramki Następnie była jeszcze jedna okazja bramkowa, ale strzał Polaka został zablokowany.
Milan podszedł do tego spotkania z dużym spokojem. Gospodarze nie przemęczali się, co akurat można zrozumieć. Pierwsze spotkanie wygrali 0:3, a w niedzielę czeka ich mecz z Romą. Tak więc nie wrzucili dzisiaj wyższego biegu, a pomimo tego, byli drużyną, która przeważała w każdym aspekcie gry… Na lewym skrzydle szalał Patrick Cutrone, za którym Bułgarzy kompletnie nie nadążali. Jedna z akcji 20-latka zakończyła się bramką, a konkretniej precyzując asystą. Cutrone dośrodkował w pole karne, a tam był Borini, który z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki. Dużo nie brakowało, a ta para podwyższyłaby prowadzenie, jednak Cutrone oddał niecelny strzał.
Trzeba oddać Góralskiemu, że starał się zagrać kreatywnie, ale wiele z tego nie wynikało. Choć raz dograł naprawdę świetną piłkę – na prawe skrzydło – i pod bramką Milanu zrobiło się groźnie. Poza tym Polak skupił się na swoich zadaniach, czyli gra w defensywie. Było też kilka przechwytów, ale zdarzyła się również strata, po której Milan mógł wyjść z kontrą. Poza tym Jacek zablokował strzał Andre Silvy, a także zatrzymał Kalinica faulem, za co zobaczył – słusznie zresztą – żółtą kartkę. Reasumując – były zawodnik Jagiellonii nie rozegrał wybitnego meczu, ale wstydu również nie przyniósł.
Bez wątpienia występ na legendarnym San Siro wiele znaczy dla Świerczoka i Góralskiego, ale poza tym, że kiedyś opowiedzą o tym wnukom, nie wydarzyło się dzisiaj niż ważnego. Drużyna Polaków była w tym dwumeczu zdecydowanie słabsza i nie miała prawa awansować do kolejnego etapu.
AC Milan – Ludogorec 1:0
Fabio Borini 21′
***
W Niemczech wciąż toczy się dyskusja na temat reguły własnościowej znanej powszechnie jako „50+1”. Gian Piero Gasperini, trener Atalany też odwołał się do tych proporcji, aczkolwiek w innym sensie. – W Dortmundzie zdobyliśmy dwie bramki na trudnym terenie, mamy więc 49% szans na awans – prognozował przed meczem. Jednocześnie zrzucał ze swoich piłkarzy presję: – Nie myślę o żadnych specjalnych środkach. To Borussia będzie musiała się martwić o Ilicica, który strzelił dwa gole w pierwszym meczu.
Jeszcze mocniejszy w gębie okazał się Robin Gosens, Niemiec występujący we włoskiej ekipie. – Borussia gra dobrą piłkę, ale to my jesteśmy lepsi – stwierdził odważnie. Nerazzurri faktycznie od razu ruszyli na przeciwników, bo stosowali wysoki pressing i ewidentnie chcieli jak najczęściej posiadać futbolówkę. Gola w 11. minucie strzelili jednak nie z gry, lecz po rzucie rożnym. Chyba można powiedzieć, że Roman Burki mógł w tej sytuacji zachować się lepiej, bo wyszedł do dośrodkowania na krótki słupek, ale tylko wpadł w Caldarę, zamiast wybić piłkę. Ta z kolei za chwilę trafiła pod nogi Toloia, który wbił ją do pustej bramki.
Szanujemy włoską ekipę tym bardziej, że po tym golu nie poszła w minimalizm, choć mogła, ponieważ promowały ją wówczas gole strzelone tydzień temu na wyjeździe. Tymczasem, kiedy tylko się dało, zawodnicy Gasperiniego próbowali jeszcze bardziej utrudnić życie przeciwnikom, a dzięki dynamice zawodników takich jak Papu Gomez czy Ilicić wyprowadzali bardzo groźne, szybkie ataki. Koło 25. minuty wydawało się, iż Atalanta zada Borussii kolejny skuteczny cios, lecz Cristante spudłował wówczas w sytuacji sam na sam.
Niezbyt dobrze świadczyło to o ekipie Stoegera, bo o ile z biegiem czasu przejmowała coraz większą kontrolę nad meczem, kiedy była przy piłce, o tyle bez niej zachowywała się bardzo niefrasobliwie. Uwagę zwracała na siebie przede wszystkim druga linia BVB, bo Momo Dahoud oraz Nuri Sahin zostawiali przed obrońcami hektary wolnego miejsca. Mieli dużo farta, że La Dea tego nie wykorzystali.
Z przodu też zresztą nie było lepiej. Andre Schurrle miał szarpać Caldarą, Toloiem i spółką, wybiegać im zza pleców, lecz częściej się za nimi chował niż pojawiał. Pulisić – podobnie, ponieważ brakowało mu zrozumienia z Łukaszem Piszczkiem, przez co i ten w grze do przodu był nieprzydatny. Dodatkowo Amerykanin, w przeciwieństwie do jego odpowiedników z drużyny przeciwnej, praktycznie nie wygrywał pojedynków indywidualnych. Gotze? Gdyby realizator od czasu do czasu nie zrobił na niego zbliżenia, to zapomnielibyśmy o jego istnieniu. Skutki były oczywiste – brak jakichkolwiek klarownych sytuacji dla podopiecznych Stoegera.
Według takiego scenariusza toczyła się także druga połowa. Borussia atakowała stwarzała pozory atakowania, a jej akcje wyglądały jakby były w 100% improwizowane. Wiele mówi to, iż dopiero w 75. minucie meczu goście oddali dopiero pierwszy celny strzał na bramkę Berishy, a przecież musieli gonić wynik!
Gasperini co chwilę pokazywał swoim podopiecznym na własną głowę. Komunikat był jasny: „Koncentracja panowie, koncentracja. Myślimy!”, ponieważ zespół z Zagłębia Ruhry kilkakrotnie przedostał się w szesnastkę gospodarzy w ostatnim kwadransie i w 82. minucie w końcu strzelił gola. Najpierw uderzał Reus, Berisha powinien był skutecznie interweniować, ale nie złapał sunącej po murawie piłki. Wypluł ją przed siebie, a tam z lewej strony nabiegał Marcel Schmelzer. Rozpędzony defensor nie zastanawiał się długo, uderzył na bramkę i jeszcze zaliczając rykoszet uratował Borussii awans.
Podopieczni Stoegera podkręcili sobie nieco statystyki, bo był to już 17 z 18 meczów BVB w historii, kiedy to po zwycięstwie w pierwszym meczu drużyna ta awansowała do kolejnej fazy europejskich pucharów. Jest to jednak wygrana słodko-gorzka, bo jej styl pozostawiał wiele do życzenia. Na Atalantę takie półśrodki wystarczyły, na mocniejszą ekipę w kolejnej fazie to już może okazać się za mało.
Atalanta 1:1 Borussia Dortmund (1:0)
1:0 Toloi 11′
1:1 Schmelzer 83′
***
O meczu Napoli pisaliśmy TUTAJ
***
Pozostałe mecze. Pogrubioną czcionką zwycięzcy dwumeczów:
Lokomotiw Moskwa – Nice 1:0
Atletico Madryt – FC Kopenhaga 1:0
Dynamo Kijów – AEK 0:0
Lazio – FCSB 5:1
Pilzno – Partizan 2:0
RB Lipsk – Napoli 0:2
Sporting – FC Astana 3:3
Villarreal – Lyon 0:1
Zenit Petersburg – Celtic 3:0
Arsenal – Ostersunds 1:2
Atalanta – Dortmund 1:1
Athletic Bilbao – Sp. Moskwa 1:2
Braga – Marsylia 1:0
Salzburg – Real Sociedad 2:1
Fot. NewsPix.pl