Reklama

Więcej gadałem niż robiłem

redakcja

Autor:redakcja

05 stycznia 2018, 01:04 • 21 min czytania 36 komentarzy

Dokładnie rok temu Jakub Świerczok miał na swoim koncie trzy gole w jednym z najgorszych zespołów pierwszej ligi (z czego dwa z karnych). To wtedy postanowił, że czas się ogarnąć. Zamiast urlopu wybrał codzienne treningi indywidualne. Zaczął współpracę z psychologiem, przestrzega diety, przestał uważać się za lepszego, niż jest. Posłuchał rad piłkarki ręcznej Aliny Wojtas, z którą się związał. Efekt? Dziś jest drugą polską strzelbą po Robercie Lewandowskim.

Więcej gadałem niż robiłem

25-letni Jakub Świerczok to przykład, że nigdy nie jest za późno na zmianę. O drodze piłkarza niegdyś uważanego za trudny charakter, który nie grał na miarę możliwości, do jednego z najciekawszych polskich zawodników. Zapraszamy.

Chyba szkoda, że 2017 już się skończył, co?

Nie patrzę na to w ten sposób. Cieszę się z tej przerwy, bo przynajmniej mogłem sobie odpocząć i jeszcze lepiej przygotuję się do następnej rundy. Latem było bardzo mało wolnego i nie było czasu, by się odpowiednio przygotować. Ale tak – runda była dla mnie mega dobra. I cały rok bardzo dobry.

Nie miałeś zbyt wielu powodów, by zakładać, że tak się to potoczy. Dokładnie rok temu byłeś w szesnastej drużynie pierwszej ligi i miałeś na koncie trzy bramki.

Reklama

Z czego dwie z karnych.

A dziś spośród Polaków jesteś drugim strzelcem po Lewandowskim.

W przerwie zimowej rok temu nie miałem w ogóle wolnego. W pierwszej lidze przerwa była bardzo długa – trwała ponad miesiąc – ale ja w zasadzie codziennie trenowałem. Nie zrobiłem żadnej przerwy. Nie zdarzyło się ani razu, bym przez dwa dni z rzędu nie trenował. Wziąłem się za siebie. Bardzo pomógł mi Leszek Dyja, do którego zacząłem chodzić indywidualnie – tak naprawdę to on mnie przygotował fizycznie i motorycznie. Było to dla mnie kluczowe. Wcześniej brakowało mi kondycji. Bardzo się męczyłem na boisku – wiedziałem, co chcę zrobić, ale nie miałem siły, by to wykonać. W małych gierkach wyglądałem bardzo dobrze, ale na dużym boisku nie było mocy. Tak ciężko trenowałem, że po danej serii musiałem leżeć na ziemi z wycieńczenia przez minutę, bo nie dawałem rady wstać.

GDANSK 13.11.2017 MIEDZYNARODOWY MECZ TOWARZYSKI: POLSKA - MEKSYK 0:1 --- INTERNATIONAL FRIENDLY FOOTBALL MATCH: POLAND - MEXICO 0:1 HUGO AYALA JAKUB SWIERCZOK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Sam z siebie zdecydowałeś się na coś takiego?

Starałem się po prostu podporządkować wszystko piłce. Od roku tak jest aż do teraz. Pracuję z psychologiem, trenerem od przygotowania fizycznego, z fizjoterapeutami, po treningach także zostaję z trenerem w Zagłębiu. Trener Paweł Karmelita poświęca mi naprawdę dużo swojego czasu, jestem mu bardzo wdzięczny za to co robi dla mnie. Nie ma sfery, w której nie pracuję tak, jak powinienem. Wreszcie do wszystkiego podchodzę na sto procent, chociaż jest jeszcze parę rzeczy do podciągnięcia.

Reklama

Kiedyś o psychologach wypowiadałeś się trochę inaczej: że to nieporozumienie, albo że ty i tak już wszystko wiesz.

Pamiętam dokładnie, co powiedziałem. Poszedłem z kolanem do pani psycholog. Mówię jej, że mam problem, bo cały czas myślę o tym, czy w kolanie nie zbiera woda. Akcja się kończy, a ja mam taką manię, że zamiast wracać, sprawdzam to kolano. Doradziła mi, żebym myślał wtedy o czymś innym – o wakacjach albo o przyjemnych rzeczach.

To w sumie każdy może być takim psychologiem.

Kwestia tego, na kogo trafisz. Teraz współpracuję z bardzo dobrym psychologiem i bardzo mi to pomaga. Coś zaprząta mi głowę – on jednym zdaniem podważa moje myślenie i problem znika. Czasem rozmyślam, że muszę strzelić bramkę w jakimś ważnym meczu, a nijak ma się to do rzeczywistości. Myślenie oddala cię od celu. Psycholog jest bardzo ważny. Możesz mieć umiejętności piłkarskie, ale wszystko rozgrywa się w głowie.

W poprzedniej rundzie cechował cię szczególnie ogromny luz przy rzeczach niekonwencjonalnych. Który to już karny a’la Panenka w życiu?

Pierwszą wcinę w Ekstraklasie dałem Małkowskiemu. Dałem ją też podczas debiutu w reprezentacji młodzieżowej, w Polonii Bytom…

Jeśli to policzyć, chyba więcej karnych strzeliłeś Panenką niż nie.

Może tak być.

To teraz musisz już zmienić wariant.

No, już chyba koniec z Panenką (śmiech). Cały czas myślałem, co zrobić przy następnym karnym: dać znowu wcinę czy nie? Kiedyś dawałem wciny, więc myślałem, że już będą na mnie inaczej patrzeć i przeczytają. W meczu z Pogonią chciałem użyć wariantu, który trenowałem w ostatnich tygodniach, ale gdy zobaczyłem, że bramkarz poszedł już na dzika, w ostatniej chwili stwierdziłem, że nie chcę palić pomysłu i dałem Panenkę. Automatycznie zmieniłem tę decyzję. Czasami mam zagrania, w których nie analizuję, że chcę zrobić tak i tak. Dzieję się samo. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Automatyzm?

Automatyzm występuje bardziej przy rzeczach powtarzalnych, tobie zdarzają się rzeczy totalnie niekonwencjonalne.

Nie wiem, czasami tak mam. Przy tej bramce, którą strzeliłem Wiśle Płock, gdy posadziłem obrońcę dwa razy na ziemię, też samo wyszło. Pamiętam tylko, że przyjąłem piłkę i później była już w bramce.

Lepiej jest nie myśleć zbyt dużo na boisku?

Tak jest lepiej z punktu widzenia psychologii, by złapać taki flow, by nie myśleć, a po prostu robić. Wydaje mi się, że tak jak ja mam jedną taką akcje w meczu, tak będący na najwyższym poziomie Messi jest w takim transie cały mecz. Chciałbym poznać, w jaki sposób myślą najlepsi piłkarze na świecie. W autobiografiach czy wywiadach nigdy nie jest to poruszane. Co myśli podczas meczu? Co gdy wychodzi na mecz? Mnie nie pytaj, bo ja nie jestem takim kozakiem, jak oni. Chciałbym poznać myślenie takiego Ronaldo, Messiego czy Lewego. Końcówka meczu, 0:0, zmarnowana prosta sytuacja. Chciałbym wiedzieć, co jest wtedy w ich głowie i jak sobie z tym radzą.

Jesteś w dobrej sytuacji – możesz teraz zapytać o to Lewego na kadrze.

Racja. Lewy miał kontuzję i był na zgrupowaniu, ale bardziej na posiłkach, więc nie było zbyt wielu okazji. Żałowałem, że nie mogłem sobie z nim potrenować, fajnie byłoby coś podpatrzeć i się nauczyć. Ogólnie mam super wrażenie po kadrze. Fajna atmosfera, widać, że nie ma przypadku w tym sukcesie. Starsi piłkarze byli bardzo w porządku. Błaszczykowski pomaga wszystkim – mega kozak.

Na boisku wyglądałeś trochę jak nie ty – przygaszony, jakby stremowany.

Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Nagle taki przeskok. Różnica w tempie gry taka, że potrzebowałem minut, by się przyzwyczaić. W ogóle nie masz czasu na zastanowienie się. Masz piłkę – jak pomyślisz, to już jej nie masz. Wszystko musisz wiedzieć wcześniej. Nie, że się usprawiedliwiam, ale dostałem trudne mecze do pokazania się. Mało w ofensywie, dużo z tyłu. Z Meksykiem grało mi się już lepiej.

Co miałeś w głowie podczas tego debiutu? Nawiązując do twojej refleksji, młodzi piłkarze mogą zastanawiać się, o czym podczas debiutu myśli taki Świerczok.

Na każdy mecz zapisuję sobie dwa-trzy założenia i po meczu się z nich rozliczam.

Hat-trick, Panenka, co jeszcze?

Nie, nie, nie! Bardziej to, bym skupiał się na własnej grze i by mnie nie rozpraszały rzeczy, które są wokół.

Co na przykład? Myślę, że może rozpraszać cię to, że bardzo lubisz opierdalać kolegów.

I nad tym właśnie cały czas pracuję. To nie pomaga ani mnie, ani im. Ich to wkurwia, ja też się niepotrzebnie denerwuje. Czasami za bardzo chcę, by wszystko było idealnie. Z pewnością to jest punkt, który mam zapisany na każdy mecz. Nie podał, to nie podał. Nie ma co roztrząsać.

Miałeś kiedyś z tego tytułu kwasy w szatni?

To nie wynika z tego, że mam do kogoś jakiś problem czy ktoś mi nie pasuje. To są emocje. Nie reagujesz tak, jakbyś zareagował poza boiskiem. Może to wygląda inaczej, ale ja naprawdę nie chce źle. Założyłem sobie też, że nie mogę krytykować decyzji sędziów i w ogóle o nich nie myślę. Moja lista nigdy nie jest długa. Jak dasz sobie sześć założeń na mecz, to ich nie wypełnisz, a jak dwa-trzy, jesteś w stanie odpowiednio się na nich skupić. Analizuję potem każdy swój mecz, swój sposób myślenia i na następny mecz przygotowuję nową listę. Nie chcę popełniać błędów, które już popełniłem. Wiadomo, że to nie jest tak, że pomyślę sobie, że nie chcę się na boisku denerwować na coś i na drugi dzień Świerczok wyjdzie na boisko i będzie super. To długotrwała praca, ale z małych rzeczy robi się fajny efekt. Dostaję wiele cennych wskazówek od mojego menedżera Jarka Kołakowskiego i one czynią mnie lepszym piłkarzem. Zmieniłem też to, że nie wybiegam myślami do przodu. Myślenie o mistrzostwach świata tylko oddalałoby mnie od celu.

GDANSK 13.11.2017 MIEDZYNARODOWY MECZ TOWARZYSKI: POLSKA - MEKSYK 0:1 --- INTERNATIONAL FRIENDLY FOOTBALL MATCH: POLAND - MEXICO 0:1 JAKUB SWIERCZOK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Pewność siebie wreszcie bardziej ci pomaga niż przeszkadza?

Może wcześniej przeszkadzała przez to, że o niej mówiłem? Teraz w ogóle nie myślę, czy mam pewność siebie czy nie, robię swoje na boisku. Jak widać – funkcjonuje to dobrze.

W którym dokładnie momencie dokonała się twoja przemiana?

W listopadzie zeszłego roku, kiedy poznałem moją Alusię (Alina Wojtas, piłkarka ręczna Zagłębia, partnerka piłkarza – red). Bardzo mi pomogła. Jakkolwiek spojrzeć – była na najwyższym poziomie i wie, co i jak. Pokazała mi zupełnie inny punkt widzenia.

W „Przeglądzie Sportowym” powiedziała, że charakterologicznie pasujecie do siebie, bo jej też kiedyś się wydawało, że może wszystko.

Jak mówię – dzięki niej dostrzegłem, że warto iść drogą, którą idę. Nie warto gadać, warto robić. Gadki, obietnice – to bez sensu. Warto wykonywać wszystko tak, że nie ma się sobie nic do zarzucenia. Gadanie, że jest się dobrym nie pomaga w niczym. Kiedyś osobowością bardziej imponował mi Cristiano Ronaldo, a dziś Messi. Nie pokazuje żadnych emocji na boisku. Nie macha rękami czy coś. Interesuje mnie wyróżnianie się na boisku a nie poza.

Ty miałeś trochę tak, że cały czas miałeś wielki potencjał, ale ta świadomość ci chyba wystarczała i nie musiałeś przekładać to na boisko, by czuć się dobrze.

Trochę też wynikało to z tego, że nie byłem przygotowany fizycznie. Naprawdę czuję dużą różnicę. Dziś mogę robić na boisku to, co chcę. A jaki miałem wcześniej sposób myślenia? Wczoraj zastanawiałem się, co mogę ci powiedzieć i… Ja już nie pamiętam, w jaki sposób wcześniej myślałem. Ciężko mi się odnieść do wszystkiego, o czym mówiłem kiedyś. Ponad rok funkcjonuję zupełnie inaczej.

Dlaczego panuje o tobie opinia, że jesteś trudnym charakterem?

Nie wiem. Z tego, co słyszałem nikt nie wie. Trener Stokowiec raczej zaprzeczał, trener Szatałow też…

W oficjalnych wypowiedziach tak, ale już na przykład trenerzy Fornalak, Onyszko czy Kiereś nie ukrywali w mediach, że pracowało się z tobą specyficznie.

Nie wiem, pytanie nie do mnie.

Ale oceniasz jakoś sam siebie.

Zawsze w grupie mam bardzo dobre kontakty z piłkarzami i kolegowałem się zwykle w najbardziej kumatymi. Czy w Łęcznej, Zawiszy czy GKS-ie – zawsze mnie lubili.

Arkadiusz Onyszko mówi o tobie tak: – Młody, a tak sobie ustawił całą szatnię, że wszyscy robią to, co on chce. Jedyny, który wychodzi poza ramy i – jeżeli będzie podchodził profesjonalnie do piłki – może jeszcze zrobić karierę za granicę. On ma po prostu wyjebane. Niczym się nie przejmuje. Przychodzi na trening i uważa, że jest najlepszy. Że drużyna bez niego sobie nie poradzi.

Czytałem ten wywiad i… teraz już tak w ogóle nie myślę. Gdyby spytać starszych zawodników mogłoby się okazać, że wcale tak nie uważali. Na niektóre zachowania patrzyli pobłażliwie ze względu na to, że mnie lubili i widzieli we mnie potencjał.

Potrzebujesz, by w klubie niektóre sprawy były trochę ustawione pod ciebie?

Mam takie a nie inne zadania i na nich się skupiam. Nie musi być nic ustawione pode mnie. Bardzo się cieszę, że chłopaki grają na mnie i strzelam te bramki – dużo w tym ich zasługi. Naprawdę mamy dobrą drużynę. Bez ich podań nie strzeliłbym tylu bramek. Nie, że jestem na siłę skromny – po prostu tak jest.

Co masz na myśli mówiąc, że w Łęcznej przymykali oko na twoje wybryki? Koniec końców poleciałeś z tego klubu.

Pojechałem na jakiś sparing i nagle się okazało, że jestem czwartym napastnikiem. Powiedziałem, że nie chcę tam zostać, bo wiem, że nie będę grał. Nie mogę sobie pozwolić na to, by pół roku przesiedzieć na ławce. Wyrzucili mnie do rezerw.

Dyscyplinarnie nie było jednak w porządku.

Raz spóźniliśmy się na trening. Mieliśmy zgrupowanie w Kielcach i o 16:45 był wyjazd na trening spod hotelu, a nam nie zadzwonił budzik. Szybko ubraliśmy się, pojechaliśmy taksówką i dojechaliśmy jeszcze przed treningiem. Chłopaki grali w dziadka, więc zajęcia się jeszcze nie zaczęły. Powiedziano nam, że zmodyfikowano trening i nie jesteśmy przewidziani. A o 21:00 na odprawie usłyszeliśmy, że nie ma nas w osiemnastce i możemy sobie jechać do domu.

Często miałeś takie akcje?

Nie, tylko raz. Nigdy później i wcześniej już mi się to nie zdarzyło.

Twój epizod w Łęcznej to jednak ciągła sinusoida – jeden dobry mecz, siedem średnich, znów dobry, siedem średnich.

Nie jestem zadowolony z tego okresu. Nie podporządkowałem się piłce tak, jak teraz, przez co nie wykorzystywałem swojego potencjału. Wszystkie drobne rzeczy są bardzo istotne i trzeba być profesjonalistą, by móc wejść na jakiś poziom.

WARSZAWA 27.08.2017 MECZ 7. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - ZAGLEBIE LUBIN INAKI ASTIZ JAKUB SWIERCZOK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Co tak właściwie musiałeś zmienić?

Chyba wszystko. Chociaż nie, ambitny zawsze byłem, zawsze zostawałem po treningach i tego mi nie można zarzucić. Przygotowanie fizyczne, sposób myślenia… Wtedy więcej gadałem niż robiłem.

Dieta? Twój cytat z czasów Polonii Bytom: – W Bytomiu każdego dnia na śniadanie chodziłem do McDoland’sa. Trzy tosty i zielona Ice Tea – tak wyglądał mój codzienny zestaw.

Brakowało mi zawsze konsekwencji w diecie. Zawsze chciałem, by to wyglądało tak i tak, ale tu sobie pozwoliłem na coś, tu na coś… Niby miałem dietę a nie miałem. Teraz współpracuję z dietetykami i to podstawa. Na formę składa się mnóstwo rzeczy. Praca z fizjoterapeutami, psycholog, dodatkowe treningi – gdy zbierzemy to wszystko do kupy, można zrobić dobry wynik.

Spotkałem się z opinią, że bardzo szybko wpadałeś w samozadowolenie i po dobrym meczu ruszałeś na balety.

Myślę, że mam na odwrót. Przeważnie było tak, że dobre rzeczy mobilizowały mnie do jeszcze cięższej pracy, a gdy mi coś nie wychodziło – załamywało mnie tak, że przestawałem być konsekwentny. W tym roku też zdarzyły się chwile załamania, ale miałem Alę, która momentami bardziej wierzyła we mnie niż ja sam. Bardzo mnie wspierała i mówiła, że mam konsekwentnie robić to, co robię, bo w końcu zaskoczy. I zaskoczyło. Ważne, by na co dzień był obok ciebie ktoś, kto jest ważny, komu zależy na tobie. Wtedy, kiedy idzie, ale też wtedy, gdy nie idzie. Gdy ja już bym zwątpił, Ala wierzyła.

A propos baletów – potwierdzasz?

Wychodziłem na miasto, ale nie było tak, że tylko po dobrych albo złych meczach. Po prostu wychodziłem. Było to oczywiście nieprofesjonalne i myślę, że też miało wpływ na grę. Teraz to już się zmieniło. W sezonie nie wezmę ani łyka alkoholu.

Zerwałeś dwa razy z rzędu więzadła. Które zerwanie przeżyłeś bardziej?

Bardzo chciałbym podkreślić, że ogromnie dużo zawdzięczam mojej mamie, która wtedy się mną opiekowała. Po krzyżowych nic nie możesz zrobić. Gdyby nie ona, nie przeszedłbym tego. Poświęciła się w całości mi i była ze mną i przez pierwszą kontuzję, i drugą. Jej udział w całym sukcesie jest ogromny. Woziła mnie na rehabilitację, bo ja nie mogłem zrobić nic. Lepiej zniosłem drugą rehabilitację. Pierwsza… Nie wiedziałem, jak to w ogóle wygląda, cały proces był dla mnie niewiadomą. Przy drugiej wiedziałem, czego się spodziewać, więc zniosłem to lepiej.

Co było najtrudniejsze?

To, że nie możesz grać chyba. Teraz bardziej bym przeżywał taką kontuzję, niż wtedy. Jestem bardyo wkręcony w piłkę i nie wyobrażam sobie, by nie grać. Sprawia mi to wielką satysfakcję, bardzo lubię iść na trening, męczyć się. Jestem bardzo szczęśliwy, gdy dodatkowo trenuję. Inaczej jest jak się czemuś poświęcasz w stu procentach i ci to zabiorą. Nie chcę, by wyszło, że w ogóle byłem nieprofesjonalny – nie, byłem, ciężko trenowałem, ale nie dodawałem do tego tych wszystkich rzeczy obok, które dziś dodaję.

Mama żyła w Niemczech z tobą cały czas?

Była cały czas ze mną. Byłem niedojrzały, dlatego dobrze, że tak się stało. Z drugiej strony nie chciałem, by została sama w Polsce, a ja sam tam w Niemczech. Bez sensu. Poświęciła się dla mnie. Rzuciła wszystko i pojechała, by mi pomagać, żebym mógł lepiej funkcjonować. Było mi dużo łatwiej. Miałem do kogo wrócić po treningu i się wygadać. Przeżywała ze mną. Moje frustracje zawsze przynoszę do domu i odbijało się to na niej. Okres, w którym piłkarz nie gra, zawsze jest dla niego trudny. Mam bardzo dobry kontakt z mamą i tatą, to najważniejsze osoby w moim życiu. Tata ze mną trenował i do teraz bardzo mi pomaga, analizuje ze mną każdy mecz, wspiera mnie i też bardzo przyczynił się do tego, gdzie teraz jestem.

Wyjechałeś w bardzo młodym wieku. Byłeś w ogóle na to gotowy?

Mentalnie nie. W głowie byłem dzieckiem. Początkowo bardzo dobrze wyglądałem w sparingach czy na treningach. Grałem. W pierwszym meczu zaliczyłem 90 minut i gdybym troszkę lepiej strzelił…

Pamiętam ten mecz. Imponowało to, jak bardzo ci się chciało.

Jak na pierwszy mecz 19-latka wyglądało to nieźle. Drugi mecz – tak jak cała drużyna – zagrałem już gorzej. Ściągnęli Wagnera i on zaczął grać wszystko, mimo że wyglądałem dobrze. Wypożyczyli mnie później do Piasta. Byłem przekonany, że po pół roku w Bundeslidze – nawet nie grając – będzie łatwiej zmienić klub na lepszy, ale Ekstraklasa to Ekstraklasa. Wolałem iść grać niż zostać i siedzieć.

Powiedziałeś wtedy słynne słowa: „po tych kilku miesiącach w Niemczech, w Ekstraklasie czułem się jak w juniorach”. Trochę się za tobą ciągnęły.

Ciągnęły się przez was. Zostało to trochę wycięte z kontekstu z wywiadu, który został napisany tak, by było kontrowersyjnie. Nie chodziło o to, że ja się będę czuł jak w juniorach, a o sam poziom gry. Gdy porównasz Bundesligę do Ekstraklasy różnica jest taka sama, jakbyś porównywał Ekstraklasę do juniorów.

Odebraliśmy to jako butę i zbyt dużą pewność siebie.

Nie myślałem nigdy o tym i nie myślę nadal.

Ostatnio po jednym z twoich meczów przytoczyliśmy te słowa. Wreszcie miały sens.

Widziałem to. Ale nawet teraz nie czuję się jak w juniorach. Robię swoje, trenuję, wszystko przychodzi na meczu.

Jak z dzisiejszej perspektywy oceniasz te słowa?

Myślę, że byłem niedojrzały. Po prostu. Skupiałem się na rzeczach, które wcale mi nie pomagały w byciu lepszym zawodnikiem.

Teksty na Weszło bardziej cię wkurzały czy mobilizowały?

Motywowały. Ale nie czytam zbyt dużo o sobie, bo to niepotrzebne.

Uważałeś się za lepszego piłkarza niż byłeś?

Patrząc na moje liczby – tak. Więcej mówiłem niż robiłem. Nie wszystkie rzeczy, które się o mnie mówi, są jednak prawdziwe.

Co nie jest prawdą?

Często zarzuca mi się grę pod siebie. Gram pod siebie, czyli co? Chcę słabo grać i celowo tracę piłki? Nie, straciłem ją dlatego, że podjąłem złą decyzję. Drużyna potrzebuje tego, bym grał dobrze. Nie gram przecież przeciwko sobie. Czym jest dla ciebie gra pod siebie?

Sytuacją, w której nie podajesz lepiej ustawionemu koledze, a samemu próbujesz kończyć, gdy prawdopodobieństwo bramki jest mniejsze.

Jesteś rozliczany z dobrych decyzji. Jak strzelisz gola to też grasz pod siebie? Mogłeś nie zauważyć kolegi po prostu. Jeszcze w Tychach grałem mecz ze Stomilem, w którym miałem sześć sytuacji i żadna mi nie weszła. Później były do mnie pretensje, że nie podałem. Ostatnio też się spotkałem takim zarzutem. Wtedy w Tychach powiedziałem od razu w szatni po meczu:

– To nie jest tak, że ja specjalnie komuś nie podaję. Ja jestem napastnikiem. Ty jesteś może pomocnikiem, więc twoją pierwszą myślą jest zawsze podanie. Patrzysz, jakie masz możliwości. Jeśli nie masz – strzelisz. A ja mam na odwrót. Najpierw myślę o strzale. Nie mam jak strzelić – szukam kolegi.

Każdy napastnik to ma. Masz lukę – strzelasz. Czasami po prostu nie zauważasz kogoś, co finalnie jest złą decyzją. Ale nie nazywajmy tego grą pod siebie.

Gdybyś za wszelką cenę szukał kolegów, mogłoby to zabić w tobie tę pazerność. Masz coś takiego, że szukasz bramki z wielu trudnych pozycji np. sprzed pola karnego. Wiedziałeś, że w tym sezonie oddałeś już więcej strzałów niż Marcin Robak – król strzelców – w poprzednim?

Nie skupiam się na tym. To moje zadanie. Im więcej strzałów, tym większe prawdopodobieństwo. Gdy Kamil Wilczek był królem strzelców ligi, oddawał wówczas najwięcej strzałów w całej lidze. Jak mówię – jestem napastnikiem i moim celem jest zdobywanie bramek. Nigdy nie mam tak, że złośliwie nie podaję. Robię to instynktownie.

WARSZAWA 10.11.2017 MIEDZYNARODOWY MECZ TOWARZYSKI: POLSKA - URUGWAJ 0:0 --- INTERNATIONAL FRIENDLY FOOTBALL MATCH IN WARSAW: POLAND - URUGUAY 0:0 MAURICIO LEMOS JAKUB SWIERCZOK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Spotykałeś się też z zarzutami odnośnie do nonszalancji.

Z nonszalanckimi zagraniami jest tak, że jak ci wyjdą, to cię będą klepać po plecach. Nigdy nie mogę tego zrozumieć – zagrasz piętką i ktoś cię jedzie za to, że zagrałeś piętką. Przecież w danym momencie uważałeś, że zagranie piętką będzie najlepszym rozwiązaniem! Uważam, że nie ma czegoś takiego jak nonszalackie zagrania. Kiedyś spotkałem się z tym, by nie przyjmować piłki podeszwą. Ale przecież na całym świecie tak robią. Pamiętam, że zawsze w juniorach po stracie z przodu krzyczeli na zawodnika. A przecież napastnik jest skazany na tracenie piłek. Wszyscy na świecie tracą, przecież ryzyko wkalkulowane jest w tę pozycję. Teraz nie mam tak dobrego jeden na jeden, a kiedyś w trampkarzach kiwałem wszystkich. Trenerzy cały czas powtarzali: – Nie kiwaj się. Nie jesteś na placu żeby się kiwać. W juniorach było takich gości pełno. Dostawałeś na hali piłkę, kiwałeś trzech, strzelałeś bramkę. No ale trenerzy powtarzali, byś nie tracili piłek i zabijali to w chłopakach. Niewielu jest w dziś w Polsce zawodników, którzy bazują na dryblingu.

Nieprawdą jest na pewno też to, że mam trudny charakter do funkcjonowania w grupie. Do teraz mam kontakt z wieloma zawodnikami z byłych klubów. Dopiero co „Masło” wysłał mi życzenia, a przecież grałem z nim pięć lat temu.

Analizując twoje CV można jednak znaleźć potwierdzenie tej opinii – w zasadzie co rok zmieniasz kluby.

Bardziej wynikało to chyba z tego, że nie byłem wystarczająco dobry piłkarsko. W Zawiszy byłem na pół roku i spadliśmy – trudno, bym został dłużej.

Mało grałeś, mało strzelałeś, zapowiadałeś, że po powrocie z Bundesligi będziesz wymiatał.

Szkoda. Szkoda też dlatego, że stworzyła się tam naprawdę fajna drużyna i mało zabrakło, byśmy się utrzymali. Ale nie żałuję niczego. Wszystko, co było, ukształtowało mnie tak, że teraz jestem już dojrzalszym piłkarzem, człowiekiem. Popełniłem błędy, by się na nich nauczyć. Na cudzych się niestety nie da. Dzięki temu też poznałem Alę i jestem szczęśliwy w miejscu, w którym jestem teraz. Mam dobry klub, który dobrze gra w piłkę – było to dla mnie ważne przy wyborze Zagłębia, że znajdują się tu dobrzy piłkarsko zawodnicy. Zagrałem w reprezentacji, gdzie rok temu… Fajna historia w ogóle. Trener spytał się mnie:

– Byłeś kiedyś na Narodowym?

– Nie. Postanowiłem sobie, że pierwszy raz wejdę na Narodowy, jak na nim zagram.

Cieszę się, że udało się właśnie tam zadebiutować. To coś szczególnego. Nastawiłem też mojego kumpla Quebonafide: – Obiecaj, że nigdy nie pójdziesz na mecz na Narodowy, dopóki tam nie zagram, bo to będzie zdrada. Nie był, wytrzymał pięć lat. Na Narodowym nie mógł ostatnio być, bo miał koncert, ale na meczu w Gdańsku się pojawił, więc uznaję, że dotrzymał umowy!

Jak w ogóle doszło do tej znajomości?

Poznałem go jak jeszcze walczył w WBW (Wielka Bitwa Warszawska – red.). Jestem strasznie zajarany freestylem. Oglądam każdą walkę. Ostatnio poziom jednak trochę spadł, oglądasz?

Tak, bardzo cenię, ale zatrzymałem się na czasach Filipka i Edzio.

Zdajesz sobie sprawę, że Edzio nigdy w żadnej walce nie przeklął? Niesamowite. Teraz jest Bober i serio zamiata, moim zdaniem nie było nigdy lepszego freestyle’owca. No oprócz Quebo oczywiście! Bober wygrał ostatnio drugi raz z rzędu WBW. Właśnie na WBW poznałem się z Quebo, zaczęliśmy gadać. Pamiętam, że kupiłem jego płytę Eklektykę na Allegro za osiem dych, komuś pożyczyłem i ta osoba mi nie oddała, więc przy okazji apeluję o oddanie! Później poznałem Bonsona i miałem kontakt z nim i z Matkiem. Za czasów Zawiszy zgadaliśmy się, że przyjdę na ich koncert w Bydgoszczy i akurat był tam też Quebo. Później spotkaliśmy prywatnie w Warszawie i się skumaliśmy, polubiliśmy.

Pasuje mi do ciebie freestyle – to też dziedzina, w której liczy się bezczelność i pewność siebie.

Bardzo mi się to podoba. Liczy się przede wszystkim skill. A błyskotliwość? Wiadomo, że niektórzy jadą na pisankach, więc trochę ona zanika. Nie podoba mi się to. Kuba mi zresztą opowiadał, jak czasami to funkcjonuje. Niektórzy układają sobie wcześniej całe wejście i tylko czekają, aż rywal nawinie cokolwiek o – powiedzmy – piłce nożnej. Wtedy ripostują i jadą całe wcześniej przygotowane wejście.

LUBIN 08.09.2017 MECZ 8. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: ZAGLEBIE LUBIN - WISLA PLOCK JAKUB SWIERCZOK DAMIAN BYRTEK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Lepszą odskocznią jest freestyle czy ryby?

Ryby! Dzięki nim potrafię o wszystkim zapomnieć. Coś pięknego. Bardzo się wkręciłem. Co mam tylko wolny czas, jeżdżę wędkować. Kiedyś dwa dni wolnego w klubie potrafiłem pojechać z Lubina do Poznania, bo tam jest spoko łowisko. Mam swój namiot, łóżko. Jeżdżę najczęściej z Alusią. Kupiłem jej na urodziny wędkę i kołowrotek i wkręciłem ją w łowienie. Jeśli nie może – jadę sam.

Pytanie laika – co jest fajnego w łowieniu ryb? Siedzisz parę godzin po to, by spławik się ruszył i byś złowił rybę…

…która jeszcze za chwilę wypuszczasz. Nie umiem tego wyjaśnić. Jak nie zrobisz, to nie zrozumiesz.

Łowiłem!

Ktoś lubi jeździć samochodem z silnikiem na 500 koni i zapytam się: co jest fajnego w tym, że jeździsz szybko samochodem? Nie da się tego wyjaśnić. Łowiłem od małego z dziadkiem i teraz każdy wolny czas to na ryby. Gdy w wakacje był czas by odpocząć, ruszaliśmy właśnie na łowisko. Moja największa ryba miała 24 kg. Karp ponad 20 to już wyczyn.

Jak wygląda łowienie takiej ryby?

Mam specjalną wędkę karpiową i zdalnie sterowaną łódkę, którą zanęcam. Steruję pilotem, by wypłynęła w dane miejsce wskazane przez echosondę, która pokazuje mi, jakie jest dno. Na początku muszę ocenić, które miejsce będzie dobre na zarzucenie. Później czekam aż sygnalizatory zadzwonią, gdy będzie branie. Wtedy wybiegam i zacinam.

Czyli siedzisz 40 minut i czekasz na rybę. Dalej nie wiem, co w tym fajnego.

Ile? Więcej, czasem nawet weźmie dopiero po 24 godzinach! Mam znajomych, którzy potrafią siedzieć tydzień i czekać na rybę. Tomek Cywka ze znajomymi pojechał ostatnio na Rainbow – jedno z największych łowisk w Europie. Musisz bukować miejsca wcześniej, tak dużym zainteresowaniem się cieszy. I wyobraź sobie, że jedziesz na tydzień i nie masz brania. Rzuciłeś tyle towaru do wody, jechałeś… Ale tam jak już weźmie, to możesz trafić nawet 30 kg. Mógłbym łowić co pięć minut płotki, ale większą frajdę sprawia poczekanie na coś konkretniejszego.

Nad stawem i na boisku ważne to, co w sieci.

Miałem tak, że jak strzelałem bramkę, to nic nie złowiłem na rybach. Później jak coś złowiłem to znowu nie było bramki. Dlatego gdy nie strzelam nic w weekend, dobrze pojechać na ryby. Zawsze mówię sobie: spoko, przynajmniej się odkuję.

Co 25-letni Jakub Świerczok powiedziałby do 18-letniego Kuby z Polonii Bytom?

Żeby były efekty, trzeba się w stu procentach poświęcić.

Tylko to?

Tyle by wystarczyło.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Francja

Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG

Bartosz Lodko
1
Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG
Piłka nożna

U-21: Nie będzie nam łatwo o awans do fazy pucharowej. Poznaliśmy skład koszyków

Bartosz Lodko
3
U-21: Nie będzie nam łatwo o awans do fazy pucharowej. Poznaliśmy skład koszyków

Cały na biało

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
29
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

36 komentarzy

Loading...