Reklama

Wspomnijmy Pawła raz jeszcze

redakcja

Autor:redakcja

01 listopada 2017, 13:27 • 9 min czytania 12 komentarzy

Dziś dzień zadumy i wspominania tych, którzy odeszli. A tym roku odszedł jeden z nas – nieoceniony, niepodrabialny, nie do zastąpienia. Wspomnijmy raz jeszcze Pawła Zarzecznego. 

Wspomnijmy Pawła raz jeszcze

***

Na pogrzebie Pawła setki osób zaśpiewały „Sen o Warszawie”. Z głośników poleciał oczywiście też Sting.


***
W dniu pogrzebu Pawła wspominali go na naszym portalu jego przyjaciele i znajomi. Oczywiście na wesoło, czasami po bandzie – dokładnie tak, jak życzyłby sobie tego Paweł.

Opowiada Tomasz Ćwiąkała:

Reklama

Do tej pory to do mnie nie dociera. Trudno zaakceptować, że to już koniec. Nasze relacje były dość burzliwe, ale gdy człowiek obrywał od Pawła, to zawsze zdawał sobie sprawę, że akurat on atakuje tych, których lubi. Kiedyś go zapytałem, dlaczego strzelił mnie w jednym ze swoich felietonów. Odpowiedział: „Z sympatii. Wolałbyś, żebym w ogóle nie pisał?”. Pamiętam, jak kilka lat temu na jednym z eventów PZPN-u do naszego stolika podszedł przywitać się Adam Nawałka. Paweł gdzieś się na moment ulotnił, ale gdy selekcjoner odchodził, akurat wrócił. I zaczął go wołać…

– Andrzejku, Andrzejku!
– Paweł, to Adam – poprawił go jeden z kolegów.
– Wiem, ale niech sobie nie myśli, że jeszcze nic nie wygrał, a już wszyscy pamiętają, jak ma na imię.

Cały Paweł. Akurat jego imię wszyscy zapamiętają.

TUTAJ CAŁOŚĆ

***
Pawła wspomniała też ekipa dziennikarska sprzed lat.





Reklama

***

Swoje wspomnienie przygotował także Karol, z którym Paweł nagrywał One Man Show.

Oraz znany wam z YouTube Pan Zdzichu.

***
Duży wspominkowy tekst o Pawle napisał Krzysztof Stanowski.

– Słuchaj Stanek, mam prośbę!
– Noooooo – odpowiadam znudzonym głosem.
– Napisałbyś mi pożegnanie.
– Jakie pożegnanie?
– No, moje. Nekrolog. Napisz mi taki tekst, jakbym umarł i mi wyślij, ok? Tylko wiesz, postaraj się, nie na kolanie, dobra?
– Czy cię, Pawełku, posrało?
Taki oto dialog mieliśmy ze trzy lata temu.
– Stanek, weź mi napisz i już. To dla mnie ważne – kontynuował.
– Ale o co ci chodzi? Jaki nekrolog, jakie pożegnanie? Dlaczego mam pisać, że umarłeś?
– Bo chodzi o to, że jak już umrę, to nie przeczytam, co o mnie napisałeś. Sam rozumiesz, prawda? – trudno było mu odmówić logiki, rozumiałem. – No więc to jest bez sensu, że te wszystkie teksty, kto kim był i jak żył, ukazują się zawsze minimum dzień za późno. Ja bym chętnie przeczytał taki o sobie, a ty napiszesz szczerze, a cała ta reszta nudziarzy strzeli jakieś hagiografie. To weź mi tak napisz coś ładnego, tak jak umiesz, sam jestem ciekaw co z tego wyjdzie. No i wyślij mi na maila. Jakbyś się wyrobił przed środą, byłoby wspaniale. Buźka!
Oczywiście była to jedna z wielu próśb, których nie spełniłem. W sumie szkoda, bo może odesłałby z poprawkami i w ten sposób mielibyśmy pierwszy w dziejach tego typu tekst zredagowany przez nieboszczyka.

***

Siedzieliśmy wtedy przed jego domem, w Zalesiu, Paweł sprowadzał do poziomu gówna wszystkich największych polskich pisarzy. Z kolei jego pies – z wyglądu groźny jak diabli – biegał sobie po okolicy. Podszedł wnerwiony sąsiad.

– Dlaczego ten pies biega bez kagańca?
– A dlaczego ma biegać w kagańcu?
– Bo może kogoś pogryźć!

W duszy przyznałem rację sąsiadowi, ten pies to było bydle.

– A dlaczego pan jest bez kagańca? – zapytał nagle Paweł.
– Słucham?!
– Statystycznie rzecz biorąc, ludzie na ludzi napadają znacznie częściej niż psy na ludzi, więc zgodnie z tym rozumowaniem pan pierwszy powinien założyć kaganiec.
– Co pan powiedział?!
– No sam pan widzi, kto tu jest agresywny – skwitował Paweł i sięgnął po piwko.

CAŁOŚĆ TUTAJ

A później nieco mniejszy.

Przeczytałem w ostatnim czasie trochę komentarzy i widzę, że niektórzy czytelnicy mają wyrzuty sumienia. Albo dlatego, że niepotrzebnie Pawła „hejtowali”, albo dlatego, że nie chciało im się napisać mu nic miłego, mimo że w sumie mieli ochotę.
Jest w internecie regułą, że komentarze zostawiają głównie osoby niezadowolone, bo mają ku temu zdecydowanie największą motywację. Zadowolone po prostu przechodzą do następnego tekstu albo wyłączają komputer. Inna sprawa, że w ogóle odsetek osób aktywnie komentujących teksty – nieważne, czy będziemy mówić o osobach zadowolonych czy nie – jest dość niski, więc wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie wpisów bywa zgubne.

Do czego zmierzam – ano do tego, że dzisiaj, aby regularnie pisać w internecie, trzeba mieć grubą skórę, a przecież nie powinno to być warunkiem. Warunkiem powinien być talent.

Grubą skórę niektórzy mają, inni nie. Widziałem wiele utalentowanych osób, które pisały teksty zasługujące na 90 pozytywnych komentarzy, ale otrzymywały 10 negatywnych. Tylko dlatego, że 90 procentom czytelników nie chce się pisać banałów w stylu „dzięki, podobało mi się”. Z czasem tacy autorzy całkiem niesłusznie przestawali wierzyć w siebie, w swoje pióro, szukali branż, w których nie byli narażeni na koszmar bycia ciągle ocenianym.

Chciałbym, abyście z tej sytuacji wynieśli jedną naukę – czasami zostawienie pozytywnego komentarza („dzięki, fajnie się czytało”, „porządny tekst”, „miło spędzone pięć minut”, „zdrówka, piątka!”, „nic nie zrozumiałem, ale i tak cię lubię”) zajmuje kilka sekund, a oczyszcza atmosferę. Wierzcie mi – nie o mnie chodzi, ja mam zbroję z tytanu. Głównie o młodych, zdolnych, rozpoczynających przygodę z pisaniem. Dla autora taka „okejka” może stanowić motywacyjnego kopa, który – kto wie – niewykluczone, że zdecyduje o całej karierze. To, że ktoś dobrze posługuje się językiem polskim i potrafi tworzyć ciekawe artykuły, nie oznacza, że z automatu musi być też twardzielem. Nie musi.

CAŁOŚĆ TUTAJ

***

Opublikowaliśmy tekst córki Pawła, Pauliny.

„Cholera mi do tego co śmieszne, a co nie. Ja wolę zginąć na swój sposób, niż żyć i cieszyć się na wasz”
Marek Hłasko

Dziś rano zmarł mój tata. Nie znajduję dla tego lepszego podsumowania, niż cytat jednego z jego ulubionych autorów, postaci równie kolorowej jak on sam. Tata zawsze był sobą, a ludzi szczerych kocha się lub nienawidzi. Ja go kochałam.

Za to, że nauczył mnie więcej niż którakolwiek ze szkół, za uczynienie mojego życia lepszym niż mogłabym sobie wymarzyć, za rozbudzenie we mnie ogromnej ambicji. Za ten aparat na zęby w podstawówce i to, że dziś nie wstydzę się uśmiechać. Za trzy koty, pieska, rybki i dwa króliki, bo każdy inny rodzic chyba postukałby się w głowę na taki pomysł. Za opublikowanie charakterystyki obrazu „Wędrowiec nad morzem mgły” autorstwa trzynastoletniej mnie w swoim artykule dla Polska the Times, żeby zachęcić mnie do dalszej pracy. Za kupienie mi drugiej poduszki kiedy wróciłam do domu dobę po operacji nosa i nie mogłam ani leżeć, ani siedzieć.

Za nasze wypady do hana sushi w złotych tarasach i ciężkie dyskusje o polityce. Za to, że przekazał mi w genach wystające kości policzkowe, za które często dostaję komplementy.

Za wszystko. Za rzeczy brzmiące wzniośle i te pozornie kompletnie błahe. Za całokształt.

Za bycie moim tatą.

CAŁOŚĆ TUTAJ

***
Leszek Milewski opublikował ostatni wywiad z Pawłem. Wywiad niedokończony…

Raz w życiu, miałem ochotę kogoś zabić. O, to fajne, bo futbolowe: był finał mistrzostw świata, Argentyna grała z Holandią. Dogrywka, Holandia dosyć pechowo, Rensenbrink w słupek strzela – poznałem go później, bardzo luzacki gościu. W tej dogrywce dzwoni do mnie siostra, bo mecz oglądałem u kumpla na Ludowej, w tym samym domu, w którym Leszek Ćmikiewicz mieszkał, a podaję to szczegóły, bo już mnie wkurwia, jak ktoś mówi – tego nie było, a tego nie, znowu zmyślił. Ja mam pamięć niesamowicie precyzyjną. Dzwoni siostra i mówi – Paweł, przyjeżdżaj, bo wujek chciał mnie zgwałcić. No to dla mnie szok. Mówiliśmy wujek, a to chujek. Wracam do domu, 1978 rok, czyli miałem siedemnaście lat, siostra mogła mieć dwadzieścia, była taką wiesz, młodą kobietą. Pamiętam wziąłem nóż. I poszedłem do tego wujka do pokoju, który zajmował. Nie wiem dlaczego go zajmował, bo myśmy się gnieździli w jednym, a on sam w drugim. Poszedłem do niego i mówię: a teraz się chuju… a może powiedziałem kurwo? Na dzisiejsze czasy to mocne słowa, ale wtedy były sześć razy mocniejsze. Nie pamiętam czy powiedziałem chuju czy kurwo, chyba chuju, na kurwę był za brzydki. Ja mogę podać nawet nazwisko: Lapus. Wyjątkowa menda. A teraz cię chuju zabiję, jeśli tylko dotkniesz jakąś kobietę w tym domu. Stałem z nożem, a on zesrał się w majtki i usiadł na krześle. Pierwszy raz zorientował się, że tutaj wyrósł mu przeciwnik, czyli już mężczyzna. Ten nóż to był śmieszny nóż do papieru.

Zmieniło się coś w domu po tej sytuacji?

Tak, absolutnie, zesrał się. I od tego czasu siostra miała spokój. Druga miała o tyle spokój, że wyjechała na studia. Ja czułem się z jednej strony dumny, a z drugiej czułem się słabo, że życie stawia mnie w takich sytuacjach, że takich zachowań ode mnie wymaga, że ja chcę kogoś fizycznie zabić. Masz siostrę?

Mam siostrę i brata.

To wyobraź sobie, że siostra dzwoni, że ktoś chce ją zgwałcić. (Pawłowi znowu łamie się głos). I że ty jesteś gotów do mordu. Jak ktoś mi pieprzy, że 4-4-2 nie, bo 3-5-2 Paweł skuteczniejsze, to, mówiąc szczerze, luzik. Wiesz, luzik.

CAŁOŚĆ TUTAJ

***
Wpis na blogu Pawłowi poświęcił Jakub Olkiewicz.

Miałem o tyle łatwiej, że moje kontakty z Pawłem nie były obarczone tym całym ciężarem anegdot i kłótni, które ma 3/4 środowiska dziennikarskiego. Ich wspomnienia dotyczą głównie osobistych relacji z wesołym, bezczelnym i cholernie błyskotliwym człowiekiem, z którym tysiąc razy pili, tysiąc razy się kłócili i tysiąc razy serdecznie śmiali. Nie widziałem się z Pawłem na grillu w Nowym Mieście Lubawskim, nie byliśmy razem w Białymstoku na poszukiwaniach żubrów, nie poszliśmy nigdy na żaden mecz. Nigdy nie pokreślił mi żadnego mojego tekstu, nie wymieniliśmy ani jednego maila, nie rozmawialiśmy w programie. Nie. Ja Pawła znam przede wszystkim z tekstów, gdy wraz z innymi czytelnikami wołałem w poniedziałek rano: „gdzie jest świniak!?”. Po czym szukałem w całym felietonie tego jednego zdania, które mógł sformułować tylko ktoś z taką wiedzą, taką historią, taką zdolnością kojarzenia faktów i ujmowania w sześciu słowach sześciu tysięcy godzin przemyśleń.

I znajdowałem. Prawie zawsze, nawet gdy mu się nie chciało i musieliśmy poprawiać dziesiątki literówek w niedbale skleconym na kolanie tekście.
Pierwszy raz rozmawialiśmy przez telefon. To była rozmowa do czasopisma „To my kibice”. Zapytałem chyba o zamykanie stadionów, po pięciu minutach monologu doszliśmy wspólnie do wniosku, ze Kosowo jest serbskie, a cała wojna na Bałkanach to przede wszystkim starcie agencji marketingowych sprzedających ten tragiczny konflikt i cierpienie tysięcy niewinnych ofiar na zewnątrz. Powiedziałem coś w stylu: „ale wróćmy do tematu”, na co on zripostował od razu: „musisz kontrolować rozmówcę”.

Ta, jakby ktokolwiek w Polsce to potrafił.

CAŁOŚĆ TUTAJ

***
Wybraliśmy najlepsze felietony.

Tak się zastanawiam, po co piszę dla Weszło. To forma waszej edukacji. Jak budować zdania, jak dobierać słowa, ich szyk, jak się nie obrażać tylko wkurwiać i uruchamiać szare komórki, przy rozmowach o piłce rzecz jasna – w rozmowach z żoną czy dziewczyną lepiej te szare komórki wyłączyć, i tak nie nadążą, po cóż je męczyć. I jak naubliżać komuś niekoniecznie pisząc: „Ty chuju!”. Język polski jest tak bogaty i subtelny. Tu dam kilka przykładów. Na przykład Urban, przez wielu uważany za chuja (Jerzy Urban, Janku, spokojnie). I on kiedyś napisał o pewnej popularnej aktorce, rzecz jasna z imienia i nazwiska: „Nie spałem z nią nigdy. Nie każdy może to o sobie powiedzieć”.

Albo gdy pewna pani napisała w liście do redakcji, taka hejterka jak wy wszyscy, że on nie zna się na niczym totalnie, łże, obraża etc. Zatem odpisał ten uszatek tak, na łamach: „Szanowna pani ma rację. Jestem chuj, a nie redaktor”.

No więc temu służą moje teksty. Stanek, o piłce pisać nie potrafię. Jestem chuj, a nie ekspert.

CAŁOŚĆ TUTAJ

***

Spoczywaj w spokoju, Paweł.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piotr Rzepecki
7
Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Komentarze

12 komentarzy

Loading...