Prawdopodobieństwo porażki Juve u siebie jest mniejsze niż opady śniegu w lecie. Napoli, Roma, Milan czy Inter… owszem – mogą z Juventusem powalczyć, ale tylko u siebie. Te oraz wszystkie inne drużyny Serie A nie potrafiły zdobyć trzech punktów na Allianz Stadium od 41 meczów. Aż wybuchła bomba.
Ostatnia porażka „Bianconerich” na własnym stadionie w Serie A miała miejsce 23 sierpnia 2015 roku (!). Spektakularne. Niesamowite. Brakuje nam słów, by określić tę serię mistrzów Włoch. Dlatego tym bardziej trzeba docenić dzisiejszy sukces bandy Simone Inzaghiego.
W pierwszej odsłonie byliśmy świadkami szachów. Żaden z zespołów nie chciał zaryzykować, ale to w końcu Juve powiedziało „szach”. Na bramkę Strakoshy uderzył Khedira, do wyplutej piłki dobiegł Douglas Costa i było 1:0. Były wątpliwości, co do prawidłowości trafienia, ale VAR tym razem się spisał. Jeden z obrońców zaspał, łamiąc linię spalonego, a Brazylijczyk to skrzętnie wykorzystał. Potem zaczął się festiwal popisu umiejętności oraz szczęścia albańskiego golkipera Lazio. Popełnił błąd w przyjęciu futbolówki, dobiegł do niego Higuain i właściwie, gdyby nie poprzeczka i masa farta Lazio, to Juve zabiłoby mecz.
Prawdziwe meczycho miało miejsce w drugiej połowie, w której to role kompletnie się odwróciły, goście przejęli inicjatywę i wykorzystali wszelkie błędy „Starej Damy”. Na pierwszą setkę dla „Biancocelestich” nie trzeba było długo czekać. Siergej Milinković-Savić zagrał do Luisa Alberto, ten wystawił piłkę jak na tacy do Immobile, a finału tej akcji można się domyślić. Remis. Kilka minut później Lazio wyszło na prowadzenie. Znów głównymi bohaterami był brat Vanji oraz napastnik, który ma sezon życia. Cudowny „killerpass” od Serba, który zmusił Buffona do podłożenia ręki pod nogę Ciro. Rzut karny i pewna egzekucja.
W ostatnich minutach spotkania fani obu drużyn mogli dostać palpitacji serca. W drugiej połowie na boisku pojawił się Paulo Dybala i już sam ten fakt zwiastował emocje. Argentyńczyk uderzył z dwudziestu metrów, ale futbolówka trafiła w słupek. Chwilę później pod drugim polem karnym Felipe Caicedo miał świetną sytuację, ale tym razem Buffon zachował się jak na wielkiego Gigiego przystało. A już mogło być po meczu…
94/ minuta, jedna z ostatnich sytuacji w meczu. Bernardeschi wykoszony równo z trawą przez Patrica, który jeszcze kilkadziesiąt sekund temu chciał ciachać siekierą Caicedo za zmarnowanie sytuacji. Rzut karny dla Juve, a egzekutora nie trzeba było daleko szukać. Dybala ustawił sobie piłkę, wziął rozbieg, jednak strzelił w taki sposób, że Strakosha na luzaku obronił strzał gwiazdy „Bianconerich”. Wtedy rozbrzmiał ostatni gwizdek sędziego i przerwana seria Juve stała się faktem. A Lazio pokazało, że świetny początek sezonu i wygranie Superpucharu Włoch z Juventusem nie były dziełem przypadku. Zapewne jeszcze nie raz urwą punkty faworytom, a nie zdziwimy się, jak do końca sezonu będą walczyć o podium.