Reklama

Królewski finisz Manchesteru City

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2017, 16:13 • 3 min czytania 9 komentarzy

Takie mecze uwielbiamy najbardziej, bo to swego rodzaju antidotum na nudę po meczach Ekstraklasy. Mieliśmy dużo dobrego futbolu, zwroty akcji, emocje i końcówkę, którą można spokojnie używać jako zamiennika tauryny w napojach energetycznych. 

Królewski finisz Manchesteru City

Gdyby piłkarze Bournemouth słuchali grupy Happysad (kiedyś kolega kolegi przeczytał nam wycinek tekstu z ich piosenki, to znaczy usłyszeliśmy to w radiu w autobusie… Nieważne!), to wiedzieliby, żeby nie mrugać, bo można tym rozdrażnić lwa. Początek spotkania był dość spokojny i można powiedzieć, że gospodarze nawet trochę przeważali. W końcu zresztą przewaga znalazła odzwierciedlenie na tablicy wyników po fantastycznym uderzeniu Danielsa, który najprawdopodobniej zaliczył bramkę kolejki. Nie będziemy opisywać tego trafienia, bo trudno o przymiotnik opisujący to cudeńko. Po prostu usiądźcie głębiej w fotelach, nalejcie sobie ulubionego napoju, odprężcie się i podziwiajcie:

Po przyjęciu tego ciosu piłkarze Manchesteru City jeszcze nie do końca się rozbudzili, nadal byli całkiem apatyczni w ofensywie i niezbyt uważni w obronie. Pachniało nie spektakularnym odwinięciem się faworyzowanego zespołu, ale nawet podwyższeniem prowadzenia kopciuszków. W doskonałej sytuacji był Defoe, który dostał doskonałą piłkę od Surmana, właściwie to jego tutaj najbardziej szkoda, bo to byłaby asysta klasa światowa. Byłaby – bo klasową paradę wykonał Ederson. Bournemouth otrzymało więc od City jakieś 20 minut wolności i nieskrępowanej zabawy. Potem zapadła jednak po stronie Citizens decyzja: koniec dnia dziecka. I od tej pory…

– rzut rożny, z którego Kevin De Bruyne zagrał doskonałą piłkę do Otamendiego, ale obrońcy zabrakło precyzji przy oddawaniu strzału.

Reklama

– strzał z dystansu w wykonaniu Sterlinga

– precyzyjne zagranie Davida Silvy, pomiędzy dwóch obrońców w tzw. uliczkę, do Gabriela Jesusa, który wykończył to w profesorskim stylu.

1:1. Wyrównanie, które dodało jeszcze większego polotu zawodnikom z Manchesteru.

Właściwie zaraz po tej bramce mogło być pozamiatane, ponieważ Ake za faul na Jesusie powinien zobaczyć czerwoną kartkę. Decyzja sędziego mocno marciniakowa kontrowersyjna, bo przewinienie widział na pewno, bowiem obdarował obrońcę żółtą kartką. Ewidentnie należała się czerwona, ponieważ Brazylijczyk maiłby czystą drogą do bramki. W dalszej części pierwszej połowy rozdrażniony lew nadal nacierał. Najpierw rewelacyjne rozegranie pary De Bruyne – Mendy, po którym spudłował Jesus. Później uderzenie Silvy z dystansu, kolejna niezła próba Danilo, potem Fernandinho. Gdyby odrobinę bardziej koleżeński był Bernardo Silva – któryś z lepiej ustawionych kolegów z pewnością dałby Manchesterowi prowadzenie, jego strzał nie znalazł drogi do bramki.

Po przerwie małe wyhamowanie, a główna w tym zasługa Bournemouth, ponieważ w obronie nie przypominali już Piasta Gliwice. Mogliśmy też doświadczyć pewnego rodzaju déjà vu, gdyż w słupek przylutował Joshua Christian Kojo King. Natomiast Manchester najpierw pogroził strzałami Sterlinga, Fernandinho, Danilo i Otamendiego, którego strzał głową wylądował na słupku… Jednak najlepsze miało dopiero nadejść w doliczonym czasie gry. W ostatnich minutach działo się tyle, że emocjami moglibyśmy rozdzielić wszystkie mecze Ekstraklasy i jeszcze trochę by zostało na I ligę. Wydawało się już, że koledzy Boruca w ofensywie nie zagrożą, a jednak, King w 95 minucie oddał bardzo groźny strzał i znów gości ratował Ederson. Następnie, gdy wszyscy oczekiwali już końcowego gwizdka, bohaterem został Sterling, który w przeciągu paru sekund zdobył zwycięską bramkę i wyleciał z boiska. Cóż, do końca nie wiemy, dlaczego tak się stało, ponieważ było duże zamieszanie, ale nawet jeśli popełnił głupotę roku, to Guardiola raczej nie będzie czuł do niego urazy.

Bournemouth – Manchester City 1:2 (1:1)

Reklama

1:0 Daniels 13′

1:1 Gabriel Jesus 21′

1:2 Sterling 97′

Najnowsze

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
0
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Anglia

Komentarze

9 komentarzy

Loading...