Oglądamy – pewnie podobnie jak wielu z was – setki meczów w sezonie, po kilku latach w głowach wszyscy mamy pokaźne archiwa, w futbolu widzieliśmy wiele, a pewniejsi siebie powiedzą pewnie nawet, że wszystko. A i tak od czasu do czasu jesteśmy zaskakiwani. Poniekąd to chyba największy urok tej gry – dziwne zbiegi okoliczności czają się na każdym kroku. Weźmy sobotni mecz Nantes z Marsylią…
W 12. minucie z boiska schodzi Valentin Rongier.
W 21. minucie plac gry opuszcza Yacine Bammou.
W 25. minucie w ich ślady idzie Alexander Kacanikilić.
Cała trójka to piłkarze Nantes. Czyżby Claudio Ranieri miał słabszy dzień i postanowił błyskawicznie przemeblować drużynę? Niby po Włochu można spodziewać się wszystkiego, ale to jednak byłaby przesada. Nagła epidemia grypy żołądkowej w zespole? Bliżej, ale też nie. Wytłumaczenie jest proste – w odstępie 13 minut wspomniana trójka nabawiała się kontuzji, które uniemożliwiły im kontynuowanie zawodów.
Nie wiemy, czy w czasie podróży na stadion jakieś dzikie stado czarnych kotów przebiegło przed autobusem Nantes, czy w drodze do szatni trzeba było przejść pod drabiną, czy może na stołówce rozsypano za dużo soli, ale to niespotykany wręcz pech. Trudno nam przypomnieć sobie równie czarną serię. A – jakby tego było mało – 20 minut przed końcem dość groźnie wyglądającej kontuzji doznał jeszcze Diego Carlos. Przy stanie 0-0 gospodarzom groziła gra w “10”, bo limit zmian został przecież dawno wykorzystany. W normalnych okolicznościach klubowi lekarze na pewno zaleciliby zmianę, by nie ryzykować zdrowia zawodnika. Ale te okoliczności nie były normalne, więc Brazylijczyk wrócił na plac, choć o swobodzie ruchów nie ma co mówić.
Zapewne poświęcenie Carlosa zostałoby bardziej docenione, gdyby Nantes dowiozło bezbramkowy rezultat do końca, ale trzy minuty przed gwizdkiem trafił Ocampos. Jednak i tak – szacuneczek. Mariusza Stępińskiego nie było wczoraj na ławce rezerwowych, ale przy takiej demolce składu (Bammou jest napastnikiem), niewykluczone, że i jego obecność w klubie się przyda. Nawet pomimo tego, że Waldemar Kita przekonywał niedawno, że Polak wrócił do klubu nieprzygotowany do podjęcia rywalizacji.