Tarcza Wspólnoty to nie jest najważniejsze trofeum w galaktyce, dlatego tempo meczu Chelsea z Arsenalem pozostawiało trochę do życzenia, nie był to też festiwal goli czy zwrotów akcji. Lecz jeśli ktoś zatęsknił za angielską rywalizacją na całego, to i tak miał na czym zawiesić oko, bo wstępniaka na tym poziomie życzylibyśmy mimo wszystko każdej lidze w Europie.
Dzisiejsze starcie przypominało bowiem pojedynek dwóch bokserów, którzy wpadli na siebie w trakcji urlopu, ale i tak postanowili sprawdzić się w boju. Niby prestiż mały, jednak z każdą minutą walki zaczyna zależeć, a klapki i wakacyjny nastrój momentalnie idą w zapomnienie, gdy rywal zadaje pierwszy cios. I tak też się zaczęło, bo Arsenal już w pierwszych minutach pokazał Chelsea, że skoro już tutaj jest, to zagra całkiem na serio. Szturm na bramkę Courtois zaczął Chamberlain, który podał do Iwobiego, a ten w pole karne rywala wszedł niczym LeBron James pod kosz. Bramki z tego nie było, Iwobi nie wypatrzył żadnego z kolegów celnym podaniem, ale pierwsze ostrzeżenie zostało posłane. Następnie Xhaka świetnie dograł do Welbecka, lecz Anglik uderzył zbyt lekko i znowu nici z bramki. Chciałoby się powiedzieć, co się odwlecze to nie uciecze, ale kolejne próby Iwobiego, Welbecka i Lacazette’a również nie przyniosły sukcesu w postaci gola, choć ten ostatni był najbliżej, gdy jego strzał wylądował na słupku.
Natomiast Chelsea rozkręcała się w stylu dobrego thrillera, czyli z każdą minutą było z nią coraz lepiej. Przede wszystkim – grała szybciej. Po pierwszej połowie, kiedy mogliśmy odnotować głównie strzały Mosesa i Pedro, druga zaczęła się dla nich fenomenalnie, po tym jak straszne zamieszanie po rzucie rożnym na bramkę zamienił Moses.
Od tego momentu wydawało się, że dużo w tym meczu się już nie zmieni, aż z odsieczą przybył Pedro, który w kretyński sposób sfaulował Elneny’ego i sędzia pokazał mu słuszną czerwoną kartkę. I chwilę po zejściu Hiszpana był już remis za sprawą Xhaki i Kolasinaca. Ten pierwszy zagrał świetną piłkę z rzutu wolnego, a drugi po strzale głową wpakował futbolówkę do bramki. O zwycięstwie miały zdecydować karne w systemie ABBA.
Strzelanie rozpoczęła Chelsea, a konkretnie Cahill, który pewnie pokonał Cecha. Następnie dwie jedenastki należały do piłkarzy Arsenalu. Do ich wykonania wytypowani zostali Walcott oraz Monreal i słusznie, bo obaj pokonali belgijskiego bramkarza. Następnie dwie próby zmarnowali piłkarza Chelsea (Courtois i Morata), a to już prawie oznaczało zwycięstwo drużyny Wengera, ponieważ teraz oni mieli dwie próby z rzędu. Do pierwszego karnego podszedł Chamberlain i trafił, podobnie przy drugim zachował się Giroud, który zdobył zwycięską bramkę.
Arsenal wziął Tarczę Wspólnoty – złośliwi powiedzą, że na tym koniec wyczynów ekipy Wengera, fani Kanonierów zaś, że to wreszcie początek kampanii pełnej pucharów.
Arsenal – Chelsea 1:1 (4:1 w rzutach karnych)
0:1 Moses 46′
1:1 Kolasinac 82′