Jeśli zwykło się mówić, że finały rządzą się swoimi prawami – no to ten rządził się prawem najlepszym z możliwych. W całkiem rozsądnych wizjach przeczuwaliśmy, że w Cardiff przyjdzie nam obejrzeć partię szachów i to taką, w której pierwszy z graczy nad jednym ruchem namyśla się pół dnia, a gdy już przesunie figurę na szachownicy, śmiało może iść ugotować zupę, bo tyle będzie trwało, nim jego rywal przejdzie do konkretów.
Ten finał partią szachów jednak nie był.
Zaryzykujemy, że w Cardiff tempo było nawet jeszcze wyższe niż wczoraj w Lubinie (nawet!).
Początek meczu dawał nam pierwsze oznaki tego, że możemy wkrótce wskoczyć na karuzelę (Juventus wychodził z bardzo wysokim pressingiem), ale tak generalnie – to wciąż był dość przewidywalny mecz. Juventus perfekcyjnie się ustawiał, Juventus stosował schematy, po których notes Nawałki w zakładce “odbudowa” puchnął w oczach, gra odbywała się raczej w środku pola, bo piłkarze raczej nie kwapili się z wzajemnym zapraszaniem się w pole karne. Większe wrażenie robiło Juve, to Real był bardziej schowany, to Real wydawał się tracić kontrolę, ale jak się okazuje – prawdopodobnie to efekt magicznego planu Zinedine’a Zidane’a. Bo może i Real był przyczajony, ale gdy już się objawił – od razu wyprowadził mocny cios. Kontra na lewej stronie, błyskawiczne rozrzucenie na prawą i jeszcze szybsze oddanie piłki zwrotnej do środka. Ronaldo oddaje mierzony strzał i Buffon nie ma przy nim nic do powiedzenia, chyba że Chielliniemu, który odpuścił w tej akcji Portugalczyka na jakieś 3-4 metry.
Mniej więcej wtedy obie drużyny odpięły wrotki.
Mniej więcej wtedy zaczęła się ostra jazda bez trzymanki.
Mniej więcej wtedy (no dobra, chwilę potem) wydarzyło się to:
MANDZUKIC !!! 1-1 #JuveReal #ItsTime #UCLFinal #TeamJuve #TeamItalia #FinoAllaFine #Juve #JUVRMA pic.twitter.com/mC6zf9a9sd
— Sebou ⚪️⚫️ 3️⃣5️⃣ (@Seb0u75013) 3 czerwca 2017
I z punktu widzenia tej bramki tego gola tego CUDEŃKA możemy żałować, że zwycięzcą meczu okazał się Real. Oczywiście, ten gol będzie pokazywany we wszystkich powtórkach na całym świecie. Jasne, będzie pamiętany na lata. Tak, znajdzie się w top 5 goli finałów Ligi Mistrzów. Pewnie, będzie stawiany na równi z bramką Zidane’a z 2002 roku. Ale gdyby taka perełka rozpoczęła drogę Juventusu do zwycięstwa – rany, co to byłaby za historia! Przecież ten gol nie miał prawa się wydarzyć. Tyle czasu piłka w górze? Na pełnej kontroli? Od piłkarza do piłkarza? W polu karnym? Na tym poziomie? I jeszcze ten strzał?! Mandżukić musi być gościem o bardzo rozległej wyobraźni, bo każdy normalny piłkarz usłyszałby przed złożeniem się do uderzenia podszepty z kategorii “nie, stary, to się nie uda”. I Mandżukić pewnie też je słyszał, a jednak na strzał się odważył. I wyszło przepięknie.
Mecz zamienił się w jedną wielką szarżę od jednego pola karnego do drugiego. O tym jak obie drużyny pozwalały sobie zapomnieć o dyscyplinie świadczy kontra 5 na 2, z którą Real wyszedł… w 25. minucie. Tempo – najwyższe. Jakość – palce lizać. Walka – jak Korona Kielce za czasów Ojrzyńskiego. No naprawdę – były momenty, że ten mecz miał wszystko.
Sprawy zaczęły dochodzić do normy po zmianie stron, a za normę w tej sytuacji mamy schowanie się Juve za gardą, wyczekiwanie na kontry i stopniowe zakładanie hokejowego zamka przez Real. Szyki Juventusu okazywały sie nie do skruszenia i jedyne pomysły jakie Real miał, to strzały z dystansu. No i… nie były to wcale złe pomysły. Casemiro w 61. minucie huknął z dystansu prawdziwą bombę i pewnie ten strzał wylądowałby w rękawicach Buffona, gdyby nie rykoszet od Khediry, który spowodował idealną parabolę lotu. Taką, że choć włoski bramkarz wyciągnął się jak struna, piłka i tak wpadła rogalem tuż obok słupka.
Trzy minuty później w wyniku dobrego pressingu Realu, perfekcyjnej wrzutki Modricia, zaspania defensywy Juve i pojawienia się Ronaldo w idealnym miejscu i idealnym czasie “Królewscy” podwyższyli na 3:1. I wtedy mecz został już zarżnięty.
Juventus przygasł i kompletnie nie miał pomysłu (i wiary?), jak jeszcze można dobrać się do skóry Realowi. Ba, bardziej wyglądało to tak, jakby to Hiszpanie mieli walnąć jeszcze czwartą sztukę (w końcu to zrobili po rajdzie Marcelo w samej końcówce, który wyłożył Asensio do pustej). Dość powiedzieć, że najlepszą akcją Włochów w drugiej połowie był strzał Alexa Sandro główką po rzucie wolnym, który przeleciał obok bramki. Juventusowi oddajmy – z rytmu w jakiś sposób wybiła go czerwona kartka Cuadrado, który pewnie nie przypuszczał, że wystarczy ledwie poklepać Ramosa po plecach, by wywołać pokaz tarzania się po murawie. Sędzia niestety sytuację ocenił dość naiwnie – druga żółta, wyjazd z boiska. Nie jest to żadne szukanie usprawiedliwień dla Juve, przegraliby pewnie tak czy inaczej. Ale to tym większy wstyd dla Ramosa – nie musiał uciekać się do takich haniebnych środków, mecz układał się przecież po jego myśli. Spory niesmak.
Jego szczęście, że nikt w Madrycie nie będzie o tym pamiętał. Real pisze historię. Real po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów wygrał dwie edycje z rzędu. Real jako pierwsza drużyna sięgnęła po trzy puchary LM na przestrzeni czterech lat (to więcej niż Juventus w całej swojej historii!). Real sięga po puchar LM dwunasty raz w swojej historii.
Napiszmy to wprost – nieprawdopodobny wyczyn.