Spadek z ligi nigdy nikomu chluby nie przynosi, ale przydarzyć się może właściwie każdemu – gorszy sezon, problemy w klubie, splot niekorzystnych okoliczności i klops, nieszczęście gotowe. Bywa. Jednak trzy spadki z rzędu? No, o to trzeba już się chyba postarać, bo jeśli wyrzucają cię z trzeciego towarzystwa, to znak, że masz poważny problem, a taki najwyraźniej ma Paderborn.
Sezon 14/15 – spadek z Bundesligi
Sezon 15/16 – spadek z 2. Bundesligi
Sezon 16/17 – spadek z 3. Ligi
Dramat. Kibice nie zdążą się jeszcze przyzwyczaić do nowego otoczenia, pogodzić ze spadkiem za poprzednie rozgrywki, ponieważ ich piłkarze zaraz znajdują im nowy powód do żalu. Jak w ogóle mogło dojść do tak przykrej, ale i kuriozalnej sytuacji?
Najmniej zaskakuje oczywiście pierwsze wykopanie z ligi – Paderborn było wówczas beniaminkiem w elicie i to absolutnie nie w stylu Lipska, którego budżet automatycznie upoważniał o walkę w czole tabeli. Zespół jest bowiem jak na warunki Bundesligi biedny, przed sezonem 14/15 działacze wydali na wzmocnienia mniej niż dwa miliony euro, najdroższy był Stoppelkamp z TSV 1860 Monachium, który kosztował 700 tysięcy. Na boisku nie było jednak tak skromnie, zespół zaczął nieźle, w piątej kolejce jechał na stadion Bayernu jako… lider. Trzeba przyznać, mieli nawet rozmach, czego dowodem ten gol Stoppelkampa właśnie:
Później wiadomo, zespół został sprowadzony na ziemię i wrócił do ogona, ale jeszcze na trzy kolejki przed końcem był na 15. miejscu, co dawałoby utrzymanie. Niestety, w trzech spotkaniach przyszły trzy oklepy i Paderborn skończyło sezon na ostatnim miejscu.
Możniejszym spodobała się jednak waleczność ekipy i trener Breitenreiter, choć sygnował spadek własnym nazwiskiem, dostał szansę na pozostanie w elicie. Wzięło go Schalke, gdzie furory nie zrobił – 5. miejsce w lidze, bolesny oklep od Szachtara w LE oraz Borussii Moenchengladbach w Pucharze Niemiec – i został pożegnany, ale to z kolei materiał na inną historię.
W każdym razie, Paderborn zleciało i jak to w takich sytuacjach bywa, doszło do roszad w składzie – odeszli podstawowi piłkarze w postaci choćby Hünemeiera, Kachungi i Zieglera, ale też nie było tak, że klub olał wzmocnienia. Działacze wyłożyli ponad dwa miliony euro, czyli więcej niż przy awansie do Bundesligi. Zmiennicy jednak nie dali rady, Paderborn zbierało regularnie i tutaj dochodzimy do ważnego momentu – w klubie, jako trener, pojawił się Stefan Effenberg. Piłkarsko nazwisko wielkie, szkoleniowo już niekoniecznie, ale pewnie trzeba było mu mimo wszystko zapłacić sporo. Niestety, choć Effenberg zaczął dobrze – od dwóch zwycięstw – to potem już tylko się kompromitował. Wykręcił średnią 0,80 punkta na mecz (!). W marcu został wylany, ale za późno, zdecydowanie za późno.
No i kolejny dramat napisał się w sezon właśnie mijającym, który Paderborn skończyło na 18. miejscu, z jednym punktem straty do rezerw Werderu Brema. Werderu, który przeskoczył SCP w ostatniej kolejce, konkretnie w 87. minucie tej kolejki, kiedy strzelił gola na 1:0 w starciu z Aalen. Zobaczyć to możecie TUTAJ, natomiast Paderborn w tym samym czasie osiągnęło jedynie remis przeciwko Osnabruck.
Dramat. Jest przyzwoity stadion – na marginesie, ta sama firma projektowała obiekt Piasta Gliwice:
Finansowo na pewno nie ma bogactwa, ale też nie ma takiej biedy, na którą można byłoby zwalić trzy spadki z rzędu. Ktoś po drodze się pogubił, nie potrafił znaleźć zastępców dla piłkarzy, mylono się z trenerami (naczelny przykład Effenberga) i nieszczęście gotowe. Pewnie to marne pocieszenie, ale hej, Paderborn, głowa do góry! U nas w Polsce były zespoły, które potrafiły zlecieć trzy ligi niżej w jeden sezon.