Życie i generalnie zainteresowanie piłką zdążyło nauczyć nas już, że nie warto brać wypowiedzi piłkarzy za pewnik. I z drugiej strony – jeśli kibice również zapierają się, że nigdy, ale to przenigdy nie zaakceptują danego zawodnika i w ogóle powinno się go posłać w cholerę, to wcale nie trzeba przyjmować tego kompletnie na serio. Przykład pierwszy z brzegu i całkiem świeży – Manuel Neuer.
Dziś niemieckiego bramkarza kojarzymy przede wszystkim z bawarskim zespołem, ale należy pamiętać, że jego przenosiny na Allianz-Arena odbywały się w oparach nienawiści i niesmaku. Nienawiści ze strony kibiców Schalke, bo młodziutki jeszcze wówczas Neuer od małego był stałym bywalcem stadionu w Gelsenkirchen, należał do wszystkich możliwych grup kibicowskich, ochoczo opowiadał o swojej miłości do klubu, a gdy tylko mógł – wbijał szpileczki czy to rywalowi zza miedzy, Borussii Dortmund, czy właśnie Bayernowi. Generalnie więc trudno było wyobrazić sobie mocniejsze fundamenty miłości i przywiązania do klubowych barw. Nic więc dziwnego, że gdy pojawiły się pierwsze plotki mówiące o tym, że piłkarz postawi jednak na dynamiczny rozwój kariery i zapełnianie gabloty trofeami, trybuny potrafiły co rusz pokrywać się kibicami, którzy poprzez trzymane w dłoniach kartki błagali, by ten w Schalke został.
Ich inicjatywę popierali zresztą fani z Monachium. Oni z kolei nie wyobrażali sobie, by facet tak mocno utożsamiający się z Schalke reprezentował ich zespół. Nie potrafili zdzierżyć, że ten sam Neuer, który dopiero co na ich oczach parodiował idola trybun, Olivera Kahna, teraz miałby miejsce tego samego Kahna zajmować.
Wokół murawy nie trudno było więc dostrzec tysiące karteczek z hasłem „Żadnego Neuera”.
Koniec końców do transferu jednak doszło, ale bynajmniej nie było to równoznaczne z tym, że dla Neuera czas nieprzyjemności ze strony fanów FCB dobiegł końca. Bramkarz ledwo co zdążył przemeldować się z Gelsenkirchen do Monachium, a już dostał konkretne wytyczne co do swojego zachowania. Wytyczne, trzeba przyznać, surowe i dość niespotykane w dzisiejszym świecie.
W specjalnie stworzonym na tę okazję „dekalogu”, kibice zapowiedzieli zawodnikowi jasno:
– masz zakaz wykonywania przyśpiewek klubowych;
– nie masz prawa zbliżać się po meczu w okolice trybuny przeznaczonej dla najzagorzalszych fanatyków;
– nie masz prawa rzucać nam swojej koszulki po meczu;
– nie możesz całować herbu Bayernu;
Piłkarz wysłuchiwał też z trybun teksty o tym, że może wyłapać tyle piłek, ile zechce, ale nigdy nie zostanie zaakceptowany przez kibiców. Czas jednak mijał, Neuer wyłapywał tych piłek coraz więcej i więcej, zgarniał kolejne trofea, prowadził i klub, i reprezentację do wielkich sukcesów, a jego postać stawała się już kultowa. Z jednego z najlepszych bramkarzy na globie stał się inspiracją dla setek tysięcy kolegów po fachu, którzy – zupełnie tak jak on – chcieli i wykonywać swoją robotę w szesnastce, i uczestniczyć w grze poza nią. Neuer sprawnie przeistoczył więc nienawiść do jego osoby w może nie od razu miłość, ale w duży szacunek i mimo wszystko sympatię.
Dziś o starych waśniach nie pamięta już nikt. Bramkarzowi dotychczas kilka razy zdarzyło się już zakładać opaskę kapitańską zespołu, co jest przecież najlepszą możliwą nobilitacją, a od dziś wiemy, że funkcję tę przejmie od kolejnego sezonu na stałe.
Bild | Manuel Neuer will replace Philipp Lahm as Bayern’s new captain next season pic.twitter.com/cIZLGkIEst
— Bayern & Germany (@iMiaSanMia) 17 maja 2017
I chyba dziś w Monachium nawet najbardziej konserwatywni kibice nie kręcą nosem. Bo mieć taką postać na boisku i w szatni, to zwyczajnie ogromne szczęście.