31. kolejka ekstraklasy upłynęła pod znakiem wątpliwych rzutów karnych, bo – lekko licząc – poważne wątpliwości można było mieć aż przy czterech podyktowanych jedenastkach: dwóch w meczu Wisły Płock z Ruchem, jednej w meczu Lecha z Koroną i jednej w meczu Arki z Piastem. I tylko w tym ostatnim przypadku uznajemy, że decyzja o wskazaniu na wapno jest z gatunku tych, z których arbiter będzie w stanie się wybronić. Natomiast o reszcie niestety nie jesteśmy w stanie już tego napisać.
Zacznijmy od starcia w Poznaniu, w którym Szymon Marciniak trzykrotnie wskazywał na wapno, ale tylko dwa razy miał ku temu podstawy. Niestety, przy rozstrzygającym losy meczu rzucie karnym nasz eksportowy arbiter dał się nabrać na padolino Jevticia. Moglibyśmy spróbować opisać, jak wiele Szwajcar dorzucił od siebie, albo po prostu kolejny raz przypomnieć wam tę akcję:
@h_demboveac @janekx89 @lrasiad Takie? 🙂 pic.twitter.com/D78MMvWhs9
— Smerf Maruda (@Podgoral) April 28, 2017
Sprawa jest więc jednoznaczna – sędzia skrzywdził Koronę i pomógł Lechowi, bo bez jego ingerencji mecz najprawdopodobniej zakończyłby się wynikiem remisowym. W taki też sposób weryfikujemy końcowy rezultat w niewydrukowanej tabeli.
Jeszcze ciekawiej było w Płocku, gdzie Paweł Raczkowski gwizdnął dwie niepotrzebne jedenastki, obie dla gospodarzy. A ofiarą arbitra dwukrotnie stał się Martin Konczkowski. W pierwszej sytuacji, zgodnie z wytycznymi Kolegium Sędziów PZPN, obrońca Ruchu miał akceptowalne ułożenie lewej ręki, którą nie powiększał obrysu ciała (gdyby nie ręka, piłka trafiłaby go w głowę). Czyli żadną miarą futbolówka nie przeszłaby w środkową strefę pola karnego, a w dodatku – gdyby nie zasłona – przy niefortunnym splocie wydarzeń zawodnikowi mogłaby się stać krzywda. A w takiej sytuacji karnych zwyczajnie się nie dyktuje. Podobnie zresztą, jak przy drugim zagraniu ręką Konczkowskiego, kiedy to – będąc odwrócony tyłem do piłki i mając naturalnie ułożone ręce – zwyczajnie został nastrzelony, i to z bardzo bliskiej odległości. Także i tutaj nie mogło być więc mowy o jakiejkolwiek umyślności. Jako że z drugiego karnego i tak nie padł gol, w niewydrukowanej tabeli wynik tego spotkania weryfikujemy na 1:0 dla Ruchu.
Karny nr 1:
Karny nr 2:
Kilka wątpliwości było także wokół przewinień bliskich czerwonych kartek. W naszej ocenie dosyć szybko w meczu Lechii z Bruk-Betem zjazd do bazy powinien zaliczyć Sławczew, który najpierw za ewidentny faul taktyczny nie zobaczył żadnej kartki, a w 30. minucie za brutalny faul mógł nawet bezpośrednio wylecieć z boiska. W najlepszej dla Bułgara wersji i tak powinien zobaczyć wtedy drugie żółtko, co w gruncie rzeczy skutkowałoby tym samym. W myśl zasad niewydrukowanej tabeli dopisujemy z tego tytułu jednego gola Bruk-Betowi, ale to wciąż zbyt mało, by goście wywieźli z Gdańska jakieś punkty (uzupełniamy więc tylko kolumny “sędzia pomógł”, “sędzia zaszkodził”). Natomiast jesteśmy w stanie zgodzić się, że zarówno Tymiński w końcówce meczu Śląska z Górnikiem, jak i Radović w meczu Legii z Wisłą zasłużyli jedynie na mocne żółte kartki. Warto jednak podkreślić, że Serb za typowe już dla siebie odmachnięcie się żadnej kary indywidualnej nie otrzymał.
Na koniec wracamy jeszcze na chwile do meczu Arki z Piastem, w którym z boiska niesłusznie wyleciał Sedlar. Co prawda druga żółta kartka była jak najbardziej słuszna, ale przy pierwszej nie było nawet faulu. Arka niezasłużenie otrzymała więc jakieś 20 minut gry w przewadze, podczas których w dodatku straciła gola, co jednak nie zmienia faktu, że arbiter pomógł gospodarzom i zaszkodził gościom. Cała niewydrukowana tabela prezentuje się następująco (także z uwzględnieniem dzisiejszego starcia Zagłębia z Cracovią i sytuacji w końcówce, gdzie żadnej szkody gości się nie dopatrzyliśmy):