Większości z was niewiele zapewne mówią nazwiska Stefana Reinartza i Jensa Hegelera. Specjalnie mnie to zresztą nie dziwi. Pierwszy z nich, 28-latek, przed rokiem stwierdził, że ma już dość futbolu i kończy karierę. Drugi co prawda wciąż kopie w grającym w Championship Bristol City, ale też raczej nie ma już co marzyć o wielkiej karierze. Jest jednak coś, dzięki czemu obaj panowie próbują na swój sposób zrewolucjonizować futbol i pchnąć analizę taktyczną gwałtownie do przodu. Tym czymś jest tak zwany „packing”.
Są trzy rodzaje kłamstwa: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki. Tak przed laty mawiał Mark Twain i z pełną odpowiedzialnością stwierdzić możemy, że jego słowa nie uległy przedawnieniu. A wiedzą o tym najlepiej choćby kibice piłkarscy, którzy na ekranach telewizorów – oprócz samej rozgrywki – regularnie widzą też cyferki. Procent posiadania piłki, liczba wymienionych podań, wyrzuconych autów i tak dalej. Czyli te wszystkie liczby, które niby opisują nam podziwiany właśnie mecz, ale rzadko kiedy w skali 1:1 oddają jego przebieg. Sęk bowiem w tym, że migające nam przed oczami wykresy często bywają jedynie mało znaczącą ciekawostką, a nie argumentem z którego powinniśmy wyciągać daleko idące wnioski. Ba – te statystyki nierzadko są po prostu złudne. Prosty przykład, który przytoczył kiedyś portal bundesligafanatic.com. Spójrzcie na to.
Pierwszy zespół: posiadanie piłki – 52 procent, liczba oddanych strzałów – 18, liczba rzutów rożnych – 7.
Drugi zespół: posiadanie piłki – 48 procent, liczba oddanych strzałów – 14, liczba rzutów rożnych – 5.
Na pierwszy rzut oka mecz stykowy. Wyrównane spotkanie na remis. No, może przy odrobinie szczęścia komuś udało się przechylić szalę na swoją stronę, ale na dziesięć możliwych przypadków, dziewięciokrotnie typowalibyśmy pewnie jakieś 1:1, może 2:2. Rzadziej skromne zwycięstwo którejś ze stron, a już kilkubramkowe prowadzenie? Nie wiem, czy trafiłby się taki śmiałek.
Tymczasem powyższe statystyki opisują…
To idealny przykład potęgi „packingu”, czyli narzędzia stworzonego przez wspomniany duet. Reinartz w piłkę już nie gra, ale jak sam twierdzi – od zawsze nurtowały go dwie rzeczy. Po pierwsze – statystyki, które zazwyczaj w ogóle nie przekładają się na wynik meczu. Po drugie – niedocenienie piłkarzy jego pokroju, czyli takich, którzy nie strzelają goli, nie asystują, ale wykonują na boisku czarną, często niewdzięczną robotę. No i jeszcze jedna sprawa.
Reinartz mówi w FAZ o początkach Packingu. Nie mógł się pogodzić z tym, że Hummels ma niższy wskaźnik skuteczności podań niż Subotić: pic.twitter.com/bkKsIAPNak
— Tomasz Urban (@tom_ur) 10 kwietnia 2017
Reinartz, do spółki z Hegelerem, siedli więc z notesem i długopisem odtwarzając kolejne mecze po kilkanaście razy. Zaczęli bacznie przyglądać się ruchom zawodników oraz efektom ich podań. Które zagrania przynoszą pożytek, a które nabijają tylko statystyki mamiące widza. W jaki sposób drużyna zyskuje przewagę, a w jaki sposób dopuszcza rywala w okolice własnej bramki. Z ich przemyśleń powstał właśnie „packing”, czyli w prostej linii tłumacząc – umiejętność omijania przeciwników. Balansem ciała, zagraniem, ustawieniem.
Spójrzcie na tego prostego gifa, bo to najdoskonalszy przykład tego, o czym mowa.
Ilu piłkarzy „zabrał” Messi? Czterech, pięciu? Coś koło tego.
Narzędzie, które przez 18 miesięcy tworzyła i udoskonalała dwójka piłkarzy, swoje obliczenia opiera między innymi na tym, ilu zawodników udało się ominąć (dryblingiem, podaniem, itd.) i jak istotne było to dla rozwoju akcji. Za każdego miniętego piłkarza doliczany jest jeden punkt, co summa summarum przekłada się na statystyki wykręcane przez cały zespół.
– Po raz pierwszy zainteresowałem się tematem, gdy na sportowym uniwersytecie w Kolonii wysłuchałem wykładu na temat statystyk w piłce nożnej. Okazało się bowiem, że te wszystkie liczby określające procent posiadania piłki, celnych podań i tak dalej, nie miały żadnego przełożenia na wynik końcowy. Uznaliśmy więc z Jensem, że siądziemy, poświęcimy trochę czasu i sprawdzimy, czy potrafimy sprecyzować to dokładniej – opowiada Reinartz.
Innowacje obu panów okazały się na tyle skuteczne, że gdy opowiedzieli o nich światu – momentalnie zainteresowanie wykazały czołowe zespoły z Niemiec. Debiut „Packingu” nastąpił na EURO we Francji, kiedy to telewizja ARD między innymi pod tym kątem analizowała kolejne spotkania. Odpowiednich analityków zatrudniła też Borussia Dortmund, Bayer Leverkusen i niemiecka federacja piłkarska.
Jeszcze jeden przykład w nawiązaniu do wspomnianego meczu Niemców z Brazylijczykami. Nie przejmujcie się komentarzem, z samych obrazków płynie wystarczająca liczba wniosków pozwalających zrozumieć istotę „Packingu”.
A tak przy okazji to zwróćcie też uwagę na skrót tamtego meczu, a konkretniej – bramkę na 2:0. Kroos zagrywa w pole karne, Klose trafia do siatki, a pięciu piłkarzy w żółtych koszulkach obserwuje bezradnie akcję. Co więc z tego, że „Canarinhos” oddali podobną liczbę uderzeń na bramkę, wybili ledwo dwa rzuty rożne mniej, a i posiadanie piłki utrzymali na podobnym poziomie? Nic. Zupełnie nic.
Toni Kroos był zresztą pod tym względem najlepszym piłkarzem na całym turnieju, bo jego zagrania omijały średnio w trakcie meczu 82 rywali (średnia, jaką wykręcali piłkarze na jego pozycji – 28).
Oczywiście nie jest też tak, że Reinartz z Hegelerem odkryli żyłę złota, która pozwoli nam bezbłędnie typować zwycięzcę meczu, ale statystyki i tak są ich ogromnym sprzymierzeńcem. Na EURO we Francji z 51 rozegranych spotkań, aż 34 zakończyło się zwycięstwem drużyny mającej wyższy „Packing-Rate”. Z pozostałych 17 natomiast padło aż… 14 remisów. Tylko trzykrotnie więc omawiany współczynnik nie przekładał się na końcowy rezultat. Jak widać więc – prawdopodobieństwo jest duże.
Idąc tym tropem, Reinartz na potrzeby telewizji analizował też kilka różnych przypadków. O Mesucie Oezilu mówił na przykład tak: – To najlepszy piłkarz na świecie jeśli chodzi o operowanie między liniami. Opinia publiczna nie zawsze potrafi go docenić, a gdyby się zagłębić, to widać jak wielką uwagę potrafi na sobie skupić, jak wielu rywali związać. O porażce Anglików z Islandią na EURO natomiast: – Największym błędem Anglików było przywiązanie do swoich pozycji. Na boisku zajmowali pozycje, a nie przestrzenie. Nie potrafili wykorzystać placu i ominąć rywali.
Lukas Keppler, współpracownik Reinartza i Hegelera, tłumaczy: – Nie chcemy zastępować klasycznych statystyk naszymi, ale uważamy, że jeśli chce się zrozumieć dobrze mecz, to trzeba się z nimi zapoznać. I choć to wypowiedź nieco kurtuazyjna, to osobiście nie byłbym przekonany co do tego, że za kilka lat na grafikach meczowych nie będziemy rozkładali na czynniki pierwsze świeżo upieczonego „Packing-Rate”. Bo skoro ten współczynnik już robi tak wielką furorę, a tak naprawdę dopiero raczkuje futbolu, to niewykluczone, że jest przyszłością piłki.
Marcin Borzęcki