Reklama

Jak błędy arbitrów przełożyły się na wyścig o tytuł?

redakcja

Autor:redakcja

10 kwietnia 2017, 21:19 • 3 min czytania 43 komentarzy

W 28. kolejce mieliśmy tylko trzy spotkania z poważniejszymi błędami sędziowskimi. Tak się jednak złożyło, że były one popełniane wyłącznie w meczach wielkiej czwórki, czyli Jagiellonii, Legii, Lecha i Lechii. W jakim stopniu panowie z gwizdkiem wpłynęli w miniony weekend na rywalizację o tytuł mistrzowski?

Jak błędy arbitrów przełożyły się na wyścig o tytuł?

Zacznijmy od szlagierowego starcia Lecha z Legią, w którym pierwszym przymiotnikiem, jaki przychodzi nam do głowy w kontekście Daniela Stefańskiego jest “dobry”, ale drugim już “pobłażliwy”. I to pobłażliwy wobec jednej drużyny – przyjezdnych z Warszawy. Przede wszystkim chcemy wierzyć, że “fuck off” rzucone w kierunku sędziego, a potem pojechanie go z bara, powinno się jednak skończyć czerwoną kartką. Tak jak można dyskutować, czy Stefański powinien zostawić na boisku Guilherme (raczej tak), Kopczyńskiego (chyba nie do końca, ale sędzia wybroni się z tej decyzji), tak Vadis powinien skończyć swój udział w meczu znacznie wcześniej. Albo już w 69. minucie, albo dopiero w 87., ale z całą pewnością rzetelnie zapracował sobie na czerwień. W myśl zasad niewydrukowanej tabeli Lech otrzymałby jednak zbyt mało minut gry w przewadze (mniej niż 30), by dopisać mu jakiegokolwiek gola. Odnotowujemy więc, że arbiter skrzywdził gospodarzy i pomógł gościom, ale wynik pozostawiamy bez zmian.

Podobnie postępujemy w kontekście meczu Zagłębia z Jagiellonią, w którym Paweł Raczkowski i jego asystenci popełnili zdecydowanie zbyt wiele błędów. Przede wszystkim – jak wyliczył Canal+ – dwa gole dla gospodarzy padły ze spalonych, pierwszy po 57-centymetrowym ofsajdzie Woźniaka i trzeci po 29-centymetrowym ofsajdzie Starzyńskiego. Z drugiej strony mieliśmy z kolei faul Gutiego na Polacku przy trzecim golu dla Jagiellonii oraz kontrowersję po starciu Janoszki z Kelemenem w polu karnym, przy której jednak przychylamy się do interpretacji arbitra (czyli nic nie było). Łącznie więc Raczkowski więcej nabruździł Jagiellonii, co odnotowujemy także w naszej tabeli. Szczęśliwie jednak nie musimy weryfikować ostatecznego rozstrzygnięcia, bo podopieczni Michała Probierza i tak wygrali.

Tak naprawdę najpoważniejsze wypaczenie mieliśmy więc w meczu Piasta z Lechią, w którym przy wyrównującym golu dla gości Krasić znajdował się na niedozwolonej pozycji i – pomimo że nie dotknął piłki – sędzia powinien gwizdnąć spalonego. Tu odejmujemy piłkarzom Piotra Nowaka jednego gola. Z kolei w końcówce meczu z boiska wylecieć powinien Sedlar, który – w ogóle nie myśląc o piłce – brutalnie skosił przeciwnika. Tu także jednak nie mielibyśmy wymaganych 30 minut gry w przewadze, by dopisać gola przyjezdnym. Innymi słowy, w naszej tabeli Piast zwycięża 1:0.

Jak błędy arbitrów przełożyły się na sytuację w niewydrukowanej tabeli? Jako że nie zmieniliśmy wyników ekipom z pierwszej trójki, od zeszłego tygodnia niewiele się tu zmieniło, a sytuacja jest bliska tej z rzeczywistości (tylko Lech powinien mieć o dwa punkty więcej). U nas jednak w poważne tarapaty wpadła Lechia, którą minął już nie tylko Ruch, ale także Wisła Płock. Gdyby sędziowie nie mylili się wcale, piłkarzom Piotra Nowaka właśnie nieco odjeżdżałyby europejskie puchary.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

43 komentarzy

Loading...