19 marca to data, która w kalendarzu każdego polskiego fana Serie A od dłuższego czasu musiała być zakreślona czerwonym flamastrem. Najpierw bowiem duet naszych rodaków miał sprawdzić formę Łukasza Skorupskiego, później kolejny duet rodaków sprawdzić się na tle mistrza Włoch. Z szumnie zapowiadanej uczty wyszło jednak niewiele, bo ze wspomnianej czwórki w podstawowym składzie – i w jakimś rozsądnym wymiarze czasowym – zobaczyliśmy jedynie Karola Linettego z Juventusem. Na pocieszenie – z całą pewnością był to występ z kategorii budujących.
Chociaż – jak to w futbolu bywa – o końcowej ocenie gry Karola zadecydowały detale. Pierwszy groźny atak Juventusu, zakończony strzałem Dybali, miał miejsce już w trzeciej minucie właśnie po stracie Polaka. Chwilę później Linetty rewelacyjnie zagrał z głębi pola do Quagliarelli, który stanął oko w oko z Buffonem, ale zabrakło mu zimnej krwi. A jeszcze później Karol zaliczył niewytłumaczalny kiks, czym wykreował setkę Higuainowi – na jego szczęście zmarnowaną. Taka to była huśtawka w wykonaniu środkowego pomocnika, przy której ocierał się o miano najgorszego i najlepszego zawodnika w ekipie gospodarzy.
Skoro jednak żaden z pozytywnych czy negatywnych „ekscesów” Karola nie zakończył się golem, liczy się to, co wydarzyło się pomiędzy. I to, co zobaczyliśmy, pozwala naprawdę optymistycznie spojrzeć na środek pola naszej reprezentacji w kontekście meczu z Czarnogórą. Polak był bardzo aktywny, ruchliwy, nie bał się pokazać do podania czy ostro zaatakować przeciwnika. I podjął całą masę dobrych decyzji. Jeżeli mielibyśmy opisać jego grę jednym zwrotem, byłby to brak kompleksów. Najczęściej operował pośród trójki „Bianconerich” – Cuadrado, Pjanicia i Daniego Alvesa. I na tle dużo bardziej doświadczonych przeciwników potrafił kilka razy błysnąć, a już z pewnością mocno utrudnił im życie. Najlepszym dowodem może być fakt, że Giampaolo – robiąc kolejne zmiany i próbując odrobić 0:1 – zostawił Polaka do końca meczu na placu.
Jakkolwiek spojrzeć, Linetty nie zrobił jednak na tyle dużo, by zapobiec zdobyciu przez Juventus kompletu punktów. Podopieczni Massimiliano Allegriego zaprezentowali dziś typowy dla siebie futbol, chociaż pewną różnicą była tu dyspozycja Gonzalo Higuaina. Mistrzowie Włoch byli pewni w tyłach i niezwykle konkretni z przodu, gdzie z niczego stwarzali sobie potwornie groźne sytuacje. Jedną z pierwszych akcji ofensywnych gości na gola zamienił Caudrado, wykańczając głową świetne dośrodkowanie Asamoah. A trzech kolejnych setek nie wykorzystał Higuain, który najpierw zaprzepaścił prezent od Linettego, następnie – tuż przed przerwą – nie wykorzystał okazji, która przypominała nieco rzut karny, z tą tylko różnicą, że miała miejsce podczas gry. No i wreszcie po zmianie stron Argentyńczyk przestrzelił kolejne sam na sam, przy którym jednak asystent bezpodstawnie machnął chorągiewką. Tak naprawdę Higuain najmocniej dziś błyszczał z dala od bramki rywala, przez co skończyło się ledwie na jednobramkowym zwycięstwie:
HIGUAIN. #Unstoppable pic.twitter.com/UHc0H7Z2mr
— JMichael (@m1897) 19 marca 2017
Wracając jeszcze do wątku polskiego – czyli do Linettego, bo „Bereś” cały mecz spędził na ławce – to Adam Nawałka ma wreszcie jakieś powody do zadowolenia z występów swoich środkowych pomocników. Krychowiak prawie w ogóle nie gra, Zieliński właśnie na jakiś czas wylądował na ławce (dziś cały mecz na siedząco), a i o Linettym ostatnio nie można było powiedzieć, że Giampaolo zaczyna od niego wyczytywanie składu – nie tak dawno trzy razy z rzędu usiadł na ławce rezerwowych. Kiedy jednak przyszło poważne granie, jak derby Genui czy dzisiejsze starcie z Juventusem, Polak wrócił do wyjściowej jedenastki i swoją grą sprawił, że włoski szkoleniowiec nie miał prawa żałować swoich decyzji. Dziś co prawda Sampdoria przegrała, ale – w kontekście miejsca w składzie w kolejnych meczach – Linetty z pewnością nie może się czuć przegrany.