Wyobrażacie sobie Champions League bez Realu Madryt? Albo bez Barcelony? Na pierwszy rzut oka brzmi to absurdalnie, bo przecież jednym tchem wymienilibyśmy zespoły bez których oglądając LM czulibyśmy się nieswojo. I choć trudno uwierzyć w taki scenariusz w przypadku wspomnianych drużyn, to jeszcze do niedawna podobnie mogliśmy myśleć w kontekście Milanu. Dzisiaj przypomnimy więc pożegnanie z Champions League tej utytułowanej ekipy.
Nie ma chyba dnia, w którym kibice Milanu, patrząc na zdjęcia sprzed kilku lat, nie uroniliby ani jednej łezki. Ta drużyna, w której szaleli Ronaldinho, Kaka, Pippo Inzaghi, to już tylko wspomnienia. Do tamtego zespołu obecnemu Milanowi sporo brakuje. I choć Rossoneri mozolnie starają się odbudować swoją potęgę, to daleko im jeszcze do tego mocarza, którzy na San Siro mógł natłuc każdemu.
Kiedy więc po raz ostatni mogliśmy oglądać mediolańczyków w Lidze Mistrzów? Dokładnie trzy lata temu, gdy Milan mierzył się z Atletico Madryt. Najpierw Włosi dzielnie przebrnęli przez fazę grupową, gdzie odprawili Ajax i Celtic, a obejrzeli plecy Barcelony. W kolejnej fazie przyszło im jednak zmierzyć się z rosnącym w siłę Atletico i, no cóż – była to brutalna lekcja futbolu dla ekipy z San Siro.
Najpierw było skromne 0:1 u siebie, które – choć z perspektywy dwumeczu niezwykle trudne do odrobienia – to jednak jeszcze w zasięgu. Rossoneri ruszyli więc na Vicente Calderon ze sporymi nadziejami, ale tam gospodarze brutalnie obdarli ich ze wszelkich złudzeń. 4:1, pogrom. Właśnie wtedy rosło na naszych oczach Atletico. Rósł też Diego Simeone i cała jego szalona banda – Arda Turan, Diego Costa i reszta. Tamtego dnia jednocześnie też zgasł Milan, jaki przez wiele lat znaliśmy – dzielnie brylujący na europejskich salonach, w międzyczasie zgarniający zresztą nawet trofeum Ligi Mistrzów. Od pamiętnego 11 marca 2014 roku – kompletna posucha.