Starcie dwóch wiecznych ligowych przegranych. Tytuł to przykry, ale obie ekipy niestety na niego pracują – kibice Arsenalu są spragnieni mistrzostwa, ostatnie zobaczyli w sezonie 03/04, Liverpool czeka jeszcze dłużej, jednak trzy lata temu pozostawił ogromny niedosyt, kiedy był o włos, a może o jedno poślizgnięcie Gerrarda mniej. Ta kampania też jest przegrana, ale trzeba walczyć, by nie skończyła się jeszcze gorzej, czyli na przykład poza czwórką. A skoro drużyny rozumieją stawkę, zobaczyliśmy dziś kawał meczu.
Tempo – kapitalne, wzrok nie mógł przenosić się z telewizora na inny obiekt, bo istniała obawa, że zaraz coś nam umknie, w pierwszej połowie głównie za sprawą Liverpoolu. Przed przerwą The Reds siedli na rywalu i Kanonierzy nie mogliby mieć pretensji, gdyby schodzili do szatni z bagażem czterech bramek. Sytuacje bramkowe: 9-2. Strzały celne 4-2. Uderzenia niecelne i zablokowane 5-1. Ostatecznie przed przerwą stanęło na wyniku 2:0 i można napisać tak, ale można też napisać, że taka różnice osiągasz, gdy w jednej drużynie gra jej najlepszy zawodnik, a w drugiej nie.
Sanchez bowiem siedział na ławce, a Mane grał i to jak, miał udział w jednym i drugim golu. Przy pierwszym świetnie wypatrzył Firmino, Brazylijczyk przyjął piłkę mały kawałek przed linią bramkową, więc istniało zagrożenie, że Cech lub któryś z obrońców zdążą go zablokować – tak się jednak nie stało i były piłkarz Hoffenheim otworzył wynik. Drugą cios wyprowadził już sam Mane, tym razem to on dostał idealne podanie od Firmino w szesnastce, przyjął piłkę, ale zaraz szybko uderzył i Cech był bez szans.
Jednak to nie musiało być tyle ze strony Liverpoolu w tym meczu, bo dwie okazje miał Coutinho. Raz jego uderzenie z dystansu obronił Cech, potem znów górą był bramkarz, tym razem w sytuacji sam na sam.
A Sanchez mógł się temu tylko przyglądać, wszedł do gry dopiero na drugą połowę. I cóż, już 11 minut później dał drużynie coś konkretnego, mianowicie asystę przy golu Welbecka – też trzeba podkreślić jak ładnie Anglik to skończył, idealną podcinką nad Mignoletem.
Arsenal miał więc nadzieję na remis i w przeciągu drugiej połowy stwarzał sobie okazje – poza golem to próbował choćby Giroud, ale jego próbę głową wyjął w ładny sposób Mignolet, choć też Francuz uderzył zbyt blisko środka. Liverpool cofnął się, ale nie pozostawał bierny, na przykład Origi obił słupek. Było wiadomo – albo Arsenal wyrówna, albo Liverpool skończy to jakąś kontrą.
Stało się to drugie, Lallana podał do Origiego, a Belg zagrał do Wijnalduma i po sprawie. Choć Arsenal na te ostatnie sekundy wciąż powinien być w grze, bowiem Origi dał się złapać na spalonego.
*
Osierocone po rozstaniu z Ranierim Leicester nie wygląda jakby działa mu się z tego powodu wielka krzywda. Rozpędzona po ostatnim zwycięstwie z Liverpoolem ekipa Craiga Shakespeare’a dominowała w pierwszej części, zaś po zmianie stron po golu Mahreza spokojnie cofnęła się do obrony, głównie koncentrując się na wyprowadzaniu szybkich kontr i punktowaniu chaotycznego Hull. Zespół Grosika próbował prowadzić grę, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło mu w przodzie argumentów w postaci wystarczającej liczby zawodników, którzy mogliby zrobić różnicę. Jasne, kilka razy zagotowało się pod bramką Schmeichela, ale bardziej była to siła razy gwałt, niż efekt przemyślanego konstruowania akcji. Leicester zagrało mądrzej, dlatego też trzy punkty zostały na King Power Stadium po zwycięstwie 3:1
Kamil Grosicki zagrał w charakterystyczny dla siebie sposób. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie obok fantastycznych rajdów lewą stroną boiska, nieustannego pressingu i siania spustoszenia wśród rywali wielką ochotą do gry, czasem irytował złymi decyzjami i dryblingami, na które nabrać mógłby się jedynie ktoś piłkarsko mocno ograniczony. Widać, że trochę mu jeszcze brakuje do swojego naturalnego luzu, ale wydaje się, że to już tylko kwestia czasu – tym bardziej, że zagrał dziś najlepszy mecz od przeprowadzki do Hull. Wykonuje już w zespole niemalże wszystkie stałe fragmenty gry, a jego partnerzy do gry większość swoich akcji ofensywnych zaczynali dziś od strony boiska, po której operował Grosik. W trakcie spotkania angielscy komentatorzy wielokrotnie go chwalili, ganiąc jednocześnie jego partnerów, którzy według nich powinni być bardziej skoncentrowani przy bardzo dobrych dośrodkowaniach Polaka.
Szczególnie błysnął w 14 minucie, kiedy włączył swoje turbo przy podłączaniu się do kontry zespołu. Po kilkudziesięciu metrowym sprincie otrzymał w polu karnym podanie od Niasse, wyłożył piłkę na szósty metr do niepilnowanego Sama Clusasa, któremu pozostało jedynie dołożyć nogę.
*
Komplet wyników:
Manchester United – Bournemouth 1:1 – relacja TUTAJ
Rojo 23′ – King 40′
Leicester – Hull 3:1
Fuchs 27′, Mahrez 59′, Huddlestone 90′ s. – Clucas 14′
Stoke – Middlesbrough 2:0
Arnautović 29′, 42′
Swansea – Burnley 3:2
Llorente 12′, 90+2′, Olsson 69′ – Gray 20′, 61′
Watford – Southampton 3:4
Deeney 4′, Okaka 79′, Doucoure 90+4′ – Tadić 28′, Redmond 45+2′, 86′, Gabbiadini 83′
West Brom – Crystal Palace 0:2
Zaha 55′, Townsend 84′
Liverpool – Arsenal 3:1
Firmino 9′, Mane 40′, Wjnaldum 90+1′ – Welbeck 57′