Wtorek z Ligą Mistrzów – czternaście goli. Środa z Ligą Mistrzów – pięć goli. Ktoś to wszystko sobie dobrze przemyślał: pierwszego dnia podkręcił tempo gry i poziom emocji do maksimum, a drugiego zaczął stopniowo spuszczać powietrze. Tym bardziej, że po tym, jak Juventus zwyciężył w Porto, chyba poznaliśmy jednego z ćwierćfinalistów!
74 sekundy. Czy jesteście w stanie wymienić czynności, na których wykonanie potrzebujecie tyle czasu? Ogolić się w takim tempie to na pewno nie da rady. Mycie zębów powinno trwać wedle rekomendacji minimum dwie minuty. Być może w czajniku elektrycznym zdąży zagotować się woda, ale pod warunkiem, że nie uzupełniliście czajnika do pełna.
Tymczasem Alex Telles potrzebował 74 sekundy, by najpierw ostro zaatakować Achillesa Cuadrado, a następnie ostro zaatakować Stephana Lichtsteinera, który też wykorzystał determinację w wejściu rywala. 74 sekundy i dwie żółte kartki, w konsekwencji – czerwona.
Kojarzycie te wymyślone konwersacje smsowe? Dziewczyna pyta chłopaka, czy do niej wpadnie. On odpisuje, że rozgrywa właśnie mecz. A ona na to: – Hej, rodziców nie ma w domu…
Trybuny momentalnie ożyły i zareagowały złością, ale nie w stronę sędziego, tylko swojego piłkarza. Rywalizacja z Juventusem miała być wymagać maksymalnego wysiłku, wyjątkowej koncentracji w pierwszym meczu u siebie. Tymczasem okazało się, że Porto musiało przez ponad godzinę grać w osłabieniu. Alex Telles popsuł wieczór im, i nam.
Łatwo zgadnąć, co działo się potem – Włosi przeszli do kompletnej ofensywy. Casillas pewnie złapał uderzenie Pjanicia z dystansu, odprowadził wzrokiem niecelną główkę Khediry, świetnie obronił niecelny strzał Higuaina, któremu znacząco pomógł rykoszet i w doliczonym czasie pierwszej połowy mógł odetchnąć przy słupku Dybali. Dominacja gości i nieporadność gospodarzy? Owszem. Dla Porto statystyki w przerwie były przygnębiające: zero celnych uderzeń, 29% czasu przy piłce, 73 podań i 63% dokładności (Juventus: 382 podania i 90% dokładności).
Ale przynajmniej był remis. Gdyby Portugalczycy utrzymali go do końca, w rewanżu mogliby jeszcze powalczyć. Wiedząc jednak, ile znieśli przez nieco ponad piętnaście minut od zejścia Tellesa, musieli obawiać się tego, co czeka ich po przerwie.
Rzeczywiście, Porto cofnęło się do głębokiej defensywy, Juve ruszyło jeszcze odważniej. Dybala trafił do siatki, ale ze spalonego. Z dystansu próbowali Khedira i Dybala – jeden niecelnie, drugi niegroźnie. Znów Khedira i znów niecelnie. Higuain również obok. Kiedy goście dośrodkowywali, to piłki co chwila wracały pod ich nogi. Kiedy goście próbowali się przedrzeć środkiem, to natrafiali na twardy mur. Porto naprawdę broniło się dzielnie.
Dla Massimiliano Allegriego zwycięskie okazały się jednak zmiany. Pjaca wszedł za Cuadrado i po pięciu minutach świetnie zareagował na odbijającą się w polu karnym piłkę. Dani Alves zastąpił Lichtsteinera i po minucie znalazł się niepilnowany w szesnastce, wykorzystując dogranie Alexa Sandro. Wystarczyła chwila, by z 0:0 zrobiło się 0:2.
Juventus nie rozgrywał dziś wielkiego spotkania. W momencie, kiedy znaleźli się na boisku z jednym zawodnikiem więcej, zorganizowali sobie porządny trening z gry w ataku pozycyjnym. Byli cierpliwi i spokojni – nie wychodziło długo, trudno, próbowali w ten sam sposób dalej. Gwóźdź do trumny mógł wbić jeszcze Khedira, który w sytuacji sam na sam z Casillasem uderzył centymetry obok słupka. Ale przed rewanżem i tak trudno się łudzić.