Meczem dnia w Pucharze Niemiec było starcie Borussii Dortmund z Herthą, czyli zespołów, które w tabeli Bundesligi dzieli zaledwie jeden punkt. Spodziewaliśmy się mocnego uderzenia i momentami faktycznie turbulencje w locie do ćwierćfinału Pucharu Niemiec były odczuwalne. A przede wszystkim – lot się przedłużył. Za to Sandhausen nie porwało się na wysokie loty i dostało łomot od Schalke. 1:4, które możemy uznać za najniższy wymiar kary.
I właśnie od tego drugiego spotkania zaczniemy. Mecz Sandhausen z Schalke wydawał nam się średnio interesujący, nie ukrywamy. Bez Polaków w pierwszym składzie, do tego określony, zresztą oczywisty, faworyt. Ale włączyliśmy telewizor i już po kwadransie zostało nam to wynagrodzone. Na boisko za kontuzjowanego Vunguidicę wszedł Kuba Kosecki. Nie zaskoczył nas i nie zrobił z Schopfa ani Howedesa wiatraków, po prostu dostosował się do kolegów. Walczył, biegał, ale praktycznie nie miał okazji do zrobienia czegoś konkretnego w ofensywie. Raz w swoim stylu zszedł z piłką do środka, po czym dośrodkował ją w pole karne, a właściwie to nawet nie, bo Naldo wybił piłkę z okolic “szesnastki” Schalke jeszcze przed tym aż do niej doleciała.
Oprócz tego Kuba z przodu zrobił tyle, co nic. Za to kilka razy zachował się bardzo dobrze, ale… w defensywie. Zaliczył kilka odbiorów, którymi powstrzymał akcje Schalke. Natomiast na tle kolegów nie wyróżnił się niczym szczególnym, a przecież koledzy poprzeczki wysoko nie zawiesili, o czym świadczy wynik końcowy. Ten i tak jest dość niski, bo cztery bramki Sandhausen mogło stracić już po dwóch kwadransach gry, a nie 90 minutach. Dawno temu Sepp Herberger, były trener reprezentacji Niemiec, powiedział: Piłka jest okrągła, aby mogła zmieniać kierunek, aby była nieprzewidywalna, nieobliczalna, jak życie. Otóż dzisiaj piłka wcale nie była nieprzewidywalna, a kierunek zmieniła jedynie po przerwie, gdy zespoły zamieniły się stronami. Kierunek przez całe spotkanie pozostawał jeden i prowadził on do bramki Sandhausen.
Warto wspomnieć, że na boisku pojawił się też Daniel Łukasik. Jak na 20 minutowy występ – pokopał sporo, bo większość akcji (pomijamy, że szybko kończących się) gospodarzy przechodziła przez Polaka. Ale gdybyśmy byli skautami, to po dzisiejszym wieczorze o Łukasiku wiele powiedzieć byśmy nie mogli. Zdecydowanie więcej po obejrzeniu meczu w telewizji, bo komentator zdradził nam, że były zawodnik Legii ma na imię Damian. I że jest młodym piłkarzem. Trudno się nie zgodzić, Łukasik ma dopiero 26 lat, może góry przenosić!
***
Tak jak w meczu Sandhausen, spotkanie na Signal Iduna Park nabrało kolorytu po kwadransie, gdy faulowany (lub nie, oceńcie sami) w polu karnym był Pierre-Emerick Aubameyang. Według sędziego Jarstein faulu nie popełnił i Borussia oczekiwanego karnego nie dostała.
Ooooh bordel Ousmane !
Par contre Aubameyang… #BVBBSC pic.twitter.com/d51lW4JSJh— 3èmeMiTemps (@_3emeMiTemps) 8 lutego 2017
Po chwili goręcej było już w polu karnym BVB, gdy przy dośrodkowaniu z rożnego piłkarze Herthy zabawili się w coś na wzór dobrze nam znanej “szarańczy”. Piłkarze rozbiegli się w różne strony, przez co niektórzy zawodnicy z Dortmundu dostali oczopląsu. Zwłaszcza Łukasz Piszczek, którym zakręcił Brooks i mocno uderzył głową. Burki obronił strzał i wystawił piłkę Ibiseviciowi na dobitkę, ale napastnik zmarnował świetną okazję i futbolówki w bramce nie zmieścił. Niestety nie zdążyliśmy zapomnieć o wspaniałym odwzorowaniu schematu stałego fragmentu gry Marka Motyki, a Piszczek znów nie ogarnął. Tym razem z konsekwencją, bo Kalou, który chwilę wcześniej mu uciekł, zdobył bramkę i wysunął Herthę na prowadzenie. Piłkarze wiedzieli, że warto utrzymać, a nawet podwyższyć wynik, bo ich prezes obiecał drużynie 400 tysięcy euro za wygranie pucharu. A przecież po wyeliminowaniu Borussii mogłoby już być tylko łatwiej.
Wracając do Piszczka, Polak szybko został zmieniony, bo po przerwie nasze oczy już go nie dostrzegły. Okazuje się jednak, że nie chodziło o zawalenie gola, a najprawdopodobniej o kontuzję pleców. Jak się szybko okazało, zmiana się opłaciła, bo Pulisić, który za niego wszedł, chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy wyłożył piłkę w polu karnym Reusowi, dzięki czemu Borussia wyrównała.
Mógł trafić kolejny raz, gdy:
– po dwóch minutach znów znalazł się w polu karnym i uderzał, ale jego strzał świetnie zablokował Langkamp,
– chwilę potem Durm wyłożył mu świetną piłkę, ale Reusowi zabrakło pazerności i zamiast strzelać, wystawił kolegom piłkę na pustą bramkę. Z tym, że kolegów pod bramką nie było…
Nie trafił Reus, zrobił to Aubameyang, ale Gabończykowi gola nie uznali, bo ten wbił piłkę do bramki, gdy była już ona zakryta rękoma bramkarza. Jednak absolutnie nie można powiedzieć, że Jarstein ją złapał, jedynie ledwo co położył na niej ręce, więc sytuacja była stykowa. Gdyby sędzia był w przeszłości bramkarzem, powiedziałby, że gol jest nieuznany. Gdyby był napastnikiem – nie zawahałby się i wskazał na środek boiska. Wszystko wskazuje na to, że Deniz Aytekin na lekcjach wychowania fizycznego zazwyczaj był posyłany przez kolegów między słupki. Gola nie uznał.
Borussia miała pecha, bo trafić do bramki nie mógł także czarujący w tym meczu Dembele, którego strzały po torze lotu piłki zdawały się być idealnie wymierzone, a przy mecie, czyli linii końcowej okazywało się, że przelatują kilka centymetrów obok słupka, ale jednak po niewłaściwej stronie. Innym razem jego świetną kontrę przerwał w ostatniej chwili Langkamp.
Żeby nie było tak jednostronnie, okazje miała również Hertha. Choćby wtedy, gdy Salomon Kalou przełożył sobie Durma i już chciał oddać strzał, ale znikąd pojawił się Bartra i wybił mu piłkę. To było zagranie z serii tych, gdy w Fifie naciśniemy już strzał, czekamy aż zawodnik zapakuje piłkę do siatki, a nagle rywal wbiega przed nogi i wywołuje w nas szewską pasję.
To stało się już w dogrywce, która rozstrzygnięcia nie przyniosła. Na minutę przed jej końcem Sokratis dostał dwie żółte kartki w pięć sekund za niesportowe zachowaniu, czym – zakładamy – ustanowił rekord najszybciej uzyskanych dwóch żółtych kartek. Tych w całym meczu było zresztą bardzo dużo, bo aż 11. I ciekawostka – spowodowało to, że w tym spotkaniu Borussia miała aż czterech kapitanów po dwóch zmianach i właśnie czerwonej kartce Sokratisa.
Doszło do rzutów karnych, w których emocji – jak to w “jedenastkach” – nie zabrakło. Cztery niewykorzystane karne, tylko jeden gol po dwóch seriach, a ostatecznie o zwycięstwie Borussii zadecydował ten, który strzelił jej gola w regulaminowym czasie gry. Salomon Kalou uderzył nad poprzeczką i spuścił ze smyczy radość piłkarzy Tomasa Tuchela. Po męczącym boju Borussia w ćwierćfinale DFB Pokal.
***
Pozostałe wyniki:
Lotte – Munich 1860 2:0
1:0 Lindner 28′
2:0 Freiberger 58′
Hannover – Frankfurt 1:2
1:0 Harnik 57′
1:1 Tawatha 62′
1:2 Seferović 66′