Osiem goli, dwie czerwone kartki, zmarnowany rzut karny, hat-trick Marka Hamsika, hat-trick i kozacki rajd Driesa Mertensa, dwie fenomenalne asysty Piotra Zielińskiego… Naprawdę niewiele było w tym meczu „pustych” minut podczas których czy pod jedną, czy pod drugą bramką nie działy się cuda. Dziś w meczu Bologna – Napoli oba zespoły wzięły nas na ogromną karuzelę, z której jeszcze przed przerwą spadło dwóch zawodników, prędkość zaś wytrzymała tylko jedna z drużyn. Napoli rozjechało gospodarzy 7:1 w stylu agresywnym i brutalnym jak najbardziej bezwzględni członkowie pochodzącej z tego miasta Camorry.
Już początek był gruby – goście wyszli na mecz tak nakręceni, że zanim Bologna zdążyła rozstawić się po boisku – miała do odrobienia dwa gole. Ale czy mogłoby być inaczej przy takim potencjale ofensywnym Napoli? Jedna z pierwszych akcji meczu, Callejon, Hamsik – gol. Pięć minut spokoju i akcja, w której kompletnie nie biorą udziału te najważniejsze w dzisiejszym meczu działa, bo fantastycznym podaniem popisuje się Zieliński, a wykańcza je Lorenzo Insigne. Dziesięć minut, dwa ciosy, liczenie. Nadzieja? Tak, pojawiła się na kilka minut, przede wszystkim za sprawą Jose Callejona. Najpierw idiotyczne zagranie ręką we własnym polu karnym – to jeszcze okazało się bezkarne, bo „jedenastkę” Destro wyjął Reina. Ale już kilkadziesiąt sekund później równie mądry faul i czerwona kartka.
Bologna miała przed sobą godzinę gry na własnym obiekcie w przewadze jednego piłkarza i potwierdzeniem, że da się zagrozić bramce gości, wszak ledwie chwilę temu wykonywała rzut karny.
Z tym, że miała też Masinę. Nierozważny atak, czerwona kartka i już w 32. minucie oba zespoły grały w „dziesiątkę”. Co to mogło oznaczać dla drużyny, która już wcześniej znajdowała między formacjami rywali tyle miejsca, że Mertens wydawał się ożywionym Maradoną a Zieliński wierną kopią Johana Cruyffa? Neapolitańczycy zaczęli 60-minutowy koncert, w którym pokazywali jak nie wolno grać w obronie, jak łatwo można mijać rywali – czy to prostopadłymi podaniami, czy dryblingami. Zieliński kilka razy uruchamiał Hysaja czy Mertensa, jeszcze przed przerwą zdołał zresztą zaliczyć kolejną prześliczną asystę przy golu Belga. Pewnie walczyłby o tytuł MVP, gdyby nie… wspomniani Mertens i Hamsik.
Po przerwie bowiem, gdy już Polak się wyszalał, stery przejął ten duet. Gol Hamsika po szaleńczym rajdzie i delikatnym odegraniu do boku w wykonaniu Mertensa – palce lizać. Kolejny, po zejściu do środka i huknięciu po widłach – bajka. Momentami wydawało się, że Napoli w tej całej bezczelności zaparkuje w szesnastce rywali swoje Porsche i Lamborghini, podając do siebie piłkę głowami wychylając się przez szyberdachy. Zresztą, zwróćmy uwagę na to ostatnie trafienie słowackiego piłkarza – zaczęło się od wygarnięcia piłki wślizgiem przed samą linią końcową przez piłkarza Napoli!
Tak, przy wyniku 5:1 neapolitańczycy byli tak zdeterminowani, by dalej strzelać, że gonili piłkę wślizgami na linii końcowej pod bramką gospodarzy.
Aż szkoda, że na ostatnie minuty nie wszedł jednak Milik, by jakimś pokrętłem z lewej nogi postawić kropkę nad i. Nie mamy jednak zamiaru narzekać – obejrzeliśmy jeden z najbardziej szalonych meczów ostatnich tygodni, a poza Hamsikiem i Mertensem, którzy ustrzelili po hat-tricku – jedną z głównych ról odgrywał Polak. Swoją drogą – kluczowe podania, asysty, otwierające piłki – Zieliński w takiej formie może stworzyć morderczy tercet z Lewandowskim i Milikiem. To ten moment, gdy nie możemy się doczekać kolejnych spotkań reprezentacji Polski.