Piłkarski świat zachwyca się strzelecką skutecznością Sergio Ramosa. Środkowy obrońca Realu Madryt dwa razy zapakował wczoraj piłkę do bramki Malagi, a to oznacza, że łącznie już osiem razy w tym sezonie wpisywał się na listę strzelców. Nieco w cieniu tego wielkiego wyczynu piłkarza Królewskich snajperską formą imponuje inny defensor w innym zakątku Europy – Łukasz Piszczek walczy o to, by hasło „strzelający polski obrońca” nie kojarzyło się dzisiejszym kibicom jedynie z Kamilem Glikiem.
71. minuta meczu w Bremie. Grająca w przewadze jednego zawodnika Borussia Dortmund remisuje i męczy się z Werderem. Do odbitej piłki w polu karnym dopada Łukasz Piszczek. I w ostatecznym rozrachunku ratuje skórę nieskutecznym kolegom.
To jego czwarty gol w tym sezonie ligowym. Można powiedzieć, że najważniejszy, bo:
– trafieniem w meczu z Wolfsburgiem ustalał wynik na 5-1,
– strzelając Freiburgowi podwyższał na 2-0 (skończyło się 3-1),
– z Borussią Moenchengladbach dał swojej drużynie prowadzenie 2-1 (skończyło się 4-1).
No i fakty są takie: na tę chwilę nie ma skuteczniejszego obrońcy w Bundeslidze. We wszystkich czołowych ligach jest jedynie kilku. Inna ciekawostka – choć kozaków w ofensywie BVB nie brakuje, to właśnie Polak, do spółki z Dembele, jest drugim najlepszym strzelcem ekipy Tuchela w rozgrywkach ligowych. Przegrywa tylko z Aubameyangiem, autorem 16 trafień.
Powiecie, że dla Piszczka jako byłego napastnika czy też skrzydłowego, nie jest to wielkie wydarzenie. To jednak nie do końca prawda. Owszem, miał w karierze sezon, w którym również strzelił cztery gole w Bundeslidze. Dokładniej 2011/12 – by to osiągnąć potrzebował jednak 32 ligowych spotkań (albo 45, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie rozgrywki). Teraz tak dobrym dorobkiem może pochwalić się już po 13 meczach w lidze niemieckiej (19 we wszystkich rozgrywkach). Tak więc żeby znaleźć sezon, w którym „Piszczu” był skuteczniejszy, trzeba cofnąć się aż o dekadę. Do czasów, w których parsknęlibyśmy śmiechem (on sam pewnie też), gdyby ktoś powiedział nam, że to będzie jeden z najlepszych prawych obrońców na świecie. W sezonie 2006/07 Piszczek strzelił 11 goli w Ekstraklasie w barwach Zagłębia Lubin, walnie przyczyniając się do zdobycia mistrzostwa Polski.
Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że te bramki to tak naprawdę tylko dodatek do bardzo dobrej gry Piszczka. Zgodzimy się przecież chyba, że był moment, w którym wydawało się, że pociąg z napisem „BVB” odjeżdża, a dla niego brakuje miejsca w pierwszej klasie. Jesienią 2015 grywał stosunkowo niewiele, a prawdziwą furorę na prawej stronie obrony robił 21-letni wtedy mistrz świata, Matthias Ginter. Notował fenomenalne wręcz liczby – 3 gole i 10 asyst w ciągu rundy – a jego forma stała się poniekąd sprawą narodową, gdyż po zakończeniu kariery reprezentacyjnej przez Philippa Lahma, Niemcy nie narzekali na nadmiar opcji na tej pozycji. Z formy Gintera skorzystał Joachim Loew, wystawiając go na prawej obronie w spotkaniach eliminacji do Euro z Irlandią i Gruzją. Jednak koniec końców Piszczek nawet taką rywalizację potrafił wygrać, Ginter musiał wrócić do gry w środka pola i na środku obrony.
Druga młodość? W teorii tak, ale jeśli mamy być szczerzy, to to określenie nie pasuje nam do Piszczka. Gość jest nie do zdarcia, więc ciężko dostrzec symptomy starości.