Ladies and gentlemen. Już dość dawno było jasne, że to tylko kwestia czasu, dziś jednak mamy oficjalne potwierdzenie. Wayne Rooney właśnie dołączył do grona największych europejskiej piłki stając się najlepszym strzelcem w historii najbardziej utytułowanego angielskiego klubu. Sir Robert „Bobby” Charlton, żywa legenda futbolu, współautor największych sukcesów Manchesteru United w latach sześćdziesiątych i jeden z tych, którzy własnymi rękoma i nogami odbudowywali go z gruzów monachijskiego lotniska dziś traci koronę.
Ćwierć tysiąca goli. Granica, przed którą w 1973 roku zatrzymał się 36-letni weteran właśnie została przekroczona. Nie potrafiły tego dokonać całe brygady napastników, poczynając od Marka Hughesa, przez duet Yorke-Cole, aż po Solskjaera czy van Nistelrooya. Dopiero Wayne Rooney, ten, który tak często przecież się potykał, którego tak często w Manchesterze krytykowano i obwiniano za niepowodzenia, skasował 44-letni rekord. Już bez żadnych wątpliwości, już oficjalnie – jest najlepszym strzelcem w dziejach, przebił legendy upamiętnione w brązie pod bramami stadionu Old Trafford.
A i okoliczności, i sam gol – niczego sobie.
Po pierwsze – Rooney w Premier League w tym sezonie strzelał tylko odrobinę częściej niż my. By być ścisłym – strzelił tylko jednego gola więcej od Karola, operatora One Man Show. Asyst też za wiele nie dokładał, gnębiły go kontuzje, zawieszenia czy wreszcie brak formy, przez który na głównego superbohatera „Czerwonych Diabłów” wyrósł 35-letni Zlatan Ibrahimović.
Po drugie – całej ekipie dzisiaj nie szło. Grali w cold rainy night Stoke, przeważali, kontrolowali spotkanie, ale po samobójczym trafieniu Maty jeszcze z pierwszej połowy – przegrywali jedną bramką niemal do samego końca. Obili poprzeczkę, skrzywdził ich też chyba Mark Clattenburg (ręka w polu karnym Stoke…), kilka groźnych strzałów wyjął Grant, kilka innych zablokowali obrońcy – wciąż jednak utrzymywał się wynik 1:0. Już nie tyle pachniało pierwszą porażką od 3 listopada 2016 (z Fenerbahce), ale wręcz część kibiców darła kupony licząc ile wyniesie strata do czołówki po tej kolejce. I wtedy…
Po trzecie. Czyli jak wyglądał sam gol. 95 minuta, rzut wolny z dość ciężkiej pozycji, do piłki podchodzi Rooney i… pyk. Rekord. Miejsce w historii. Pomnik pod stadionem.
STK 1-1 MUN | Great Freekick From Wayne To Beat Sir Bobby Charltons Record, But Not Enough To Claim The 3 Points! #MUFC pic.twitter.com/2w7oiAhrXZ
— All United Goals (@AllUnitedGoals) January 21, 2017
Oficjalne konto Manchesteru United na Twitterze zamieściło krótki komentarz Sir Bobby’ego. – Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jestem rozczarowany oddaniem rekordu, ale mogę uczciwie powiedzieć, że jestem zachwycony wyczynem Wayne’a.
Gol na wagę remisu, gol na wagę przedłużenia passy do 17 meczów bez porażki. Ale przede wszystkim – gol na wagę wejścia do panteonu legend. Panteonu, w którym dorobkiem strzeleckim Rooney góruje i nad Bestem, i nad Lawem a od dziś – również nad Charltonem.