Lechia ogłosiła wczoraj powrót Michała Maka w swoje szeregi i być może jeszcze w świadomości wielu kibiców jest to talent, jednak chłopak ma już 25 lat, a trudno powiedzieć, by z kariery wycisnął do tej pory maksa. Lecz my nie o nim, tylko o gdańskim klubie, bo ten – odrzucając na razie umiejętności i potencjał – wykonał krok w dobrą stronę, jeśli wziąć pod uwagę jedynie metrykę piłkarza. Choć Mak zatrzymał się nieco w futbolowym rozwoju, to i tak odmładza ofensywę Lechii, którą w minionej rundzie można było nazywać mianem mocno doświadczonej.
Zazwyczaj jest tak, że to za tyły odpowiadają w większości gracze, którzy dużo już w swoim piłkarskim życiu widzieli, dzięki czemu gwarantują spokój i często samym doświadczeniem wygrywają kolejne pojedynki z rywalem. Z kolei ekipa grająca z przodu może być młodsza, bo i nabiegać musi się więcej, a jeszcze jest szansa, że na młodzieńczej fantazji coś wymyśli z korzyścią dla drużyny, hulaj dusza piekła nie ma. Lecz w Lechii jest nieco inaczej.
W bramce stoi bowiem Milinković-Savić (19 lat), w obronie gra najczęściej Janicki (24), Maloca (27), Nunes (21), Stolarski (20), Wawrzyniak (33) i Wojtkowiak (32), defensywnymi pomocnikami są Sławczew (23), Gamakow (22) i ograniczany przez regulaminowe limity Kovacević (24). Nie ma co się czepiać, wygląda to w miarę okej, bo choć w większości ci goście są co najwyżej w połowie swoich karier, to wspierają ich byli reprezentanci Polski (choć Wojtkowiak ma mniejszą rolę), więc też nie są pozostawieni sami sobie. Inaczej wygląda zaś sytuacja w ataku, gdzie ten balans został chyba zachwiany, tyle że w drugą stronę.
W ofensywie najczęściej widzimy Peszkę (31 lat), braci Paixao (32), Krasicia (32), Kuświka (29), Wolskiego (24), Chrapka (24) i Haraslina (20). Już teraz widać przewagę starszych graczy, a jeśli wgłębić się bardziej, będzie ona widoczna jeszcze mocniej.
– z wymienionych wyżej, gracze po trzydziestce przynieśli Lechii 18 bramek i 10 asyst
– gracze przed trzydziestką mają 10 goli i trzy asysty (przy czym siedem razy trafił Kuświk, który w maju będzie obchodził 30. urodziny)
Poza tym, taki Haraslin wchodzi na boisko niby często, ale zbiera głównie ogony i ma na liczniku nieco ponad 300 minut, Chrapek z kolei gra od Słowaka dużo częściej (1050 minut), ale jest już gorszy pod tym względem od każdego z wymienionych wyżej ofensywnych zawodników. Nie zapominajmy również o 34- letnim Mili, który swoje 212 minut jakoś uzbierał, będąc albo zmiennikiem, albo grając nawet w pierwszym składzie, jak przy okazji dwóch ostatnich spotkań z tamtego roku.
Trudno więc powiedzieć, że atakiem Lechii rządzi młodzież i na razie gdańszczanie radzą sobie z tym dwojako. Widać bowiem zadyszkę w pierwszych 30 minutach drugich połów – Lechia zdobyła wtedy ledwie sześć goli, dla porównania, w analogicznym okresie pierwszych połów ma ich dwa razy tyle. Z drugiej strony, gdańszczanie są mocni w ostanich kwadransach meczu – strzelili wtedy dziewięć bramek, kiedy mocno pomagają rezerwowi. Tak było z Piastem, gdy koncert dał Flavio, tak było z Wisłą Płock, gdy decydującą asystę zanotował Stolarski. Pytanie czy w kluczowej fazie sezonu lechiści wytrzymają tempo. Przyjdzie zmęczenie sezonem, natężenie meczów będzie spore i sprawy w swoje ręce po prostu będą musieli wziąć też i młodsi, którzy dziś robią to dość niechętnie (Wolski!). Oczywiście, nie chodzi też o to, by stawiać na każdego, byleby tylko był młody – przykład Kobylańskiego pokazuje, że nie tędy droga. Jednak Lechia chyba potrzebuje więcej paliwa, by nie rozkraczyć się za parę miesięcy tuż przed samą metą.
Fot. 400mm.pl