Reklama

Liverpool gubi punkty, Leicester z Middlesbrough grają dla walczących z bezsennością

redakcja

Autor:redakcja

02 stycznia 2017, 19:15 • 4 min czytania 4 komentarze

Liga angielska nie zwalnia tempa i przychodzi z pomocą nawet w tak znienawidzony dzień jak poniedziałek. Nie ogranicza się do jednego spotkania – nie, dziś dostaliśmy dużo większą dawkę, bo na boiska wyszło aż 12 zespołów. Mistrz, drużyny walczące o tytuł i drżące przed spadkiem. Krótko: mogliśmy mieć powody do optymizmu, że sportowy początek tygodnia będzie ciekawy.

Liverpool gubi punkty, Leicester z Middlesbrough grają dla walczących z bezsennością

Choć pierwszy mecz jakby chciał widzów dobić i zamiast wyciągnąć życzliwą dłoń, jeszcze podłamał morale i tak już nadszarpnięte powrotem do rzeczywistości. Spotkanie Middlesbrough z Leicester nie było bowiem specjalnie zajmujące, piłkarze stworzyli raczej dodatek do odkurzania i zmywania naczyń niż widowisko pierwszej klasy. Poziom Championship, a przecież w programie telewizyjnym jak byk stało: mecz Premier League.

Jeśli któryś z graczy oddał celny strzał, to bramkarze przepuszczając takie uderzenia dostaliby dożywotni abonament na udział w filmikach typu piłkarskie jaja. Gdy na przykład Negredo dostał dobrą piłkę z lewej strony, to szedł na nią tak zdecydowanie, jak Valve do wydania nowego Half-Life’a. Z kolei gdy Ramirez otrzymał piłkę meczową na nogę – po prezencie Morgana – to tak się podpalił, że nawet nie trafił w bramkę.

Nuda, naprawdę nuda i tych dwóch zer na tablicy wyniku bardziej mogą żałować gospodarze, bo to oni, szczególnie w drugiej połowie, byli lepsi. Nie potrafili jednak przełożyć tego na konkret, a szansa na pokonanie mistrza była. Właściwie jak co kolejkę – każda ekipa ma spore nadzieję na ogranie Lisów, bo te grają przeciętnie, a czasem i gorzej. Wiszą nad strefą spadkową i gdyby nie przygoda w Lidze Mistrzów, jeśli jakiś malarz chciałby zobrazować ten sezon w wykonaniu ekipy Ranieriego, wystarczyłaby mu wyłącznie szara farba.

Reklama

*

Całe więc szczęście, że dziś grał też Liverpool, który jest zespołem ofensywnym i żadnego ryzyka się nie boi. Gdzieś po 15 minutach mogliśmy czuć się jak widzowie na meczu tenisa, bo głowa szła to w jedną, to w drugą. Nagimnastykować musieli się obaj bramkarze, Mannone i Mignolet, obaj dawali radę, ale tylko do czasu. A konkretnie – do momentu, gdy sprytnym strzałem głową Włocha pokonał Sturridge, a potem piłkę z siatki wyjmował Belg, kiedy z jedenastu metrów pokonał go Defoe. Karny był trochę naciągany, bo Ndong bardziej wpadł na rywala niż rywal go do upadku nieprzepisowo sprowokował, jednak sędzia widział to inaczej.

W każdym razie, Defoe strzelił bardzo precyzyjnie i potem jeszcze miał okazję, by wynik podwyższyć. Wyszedł sam na sam z Mignoletem, ale Belg tym razem był górą, sekundę potem jeszcze Borini przy dobitce odpalił jakiegoś flaka i nawet nie trafił w bramkę. 1:1 do przerwy z nadziejami na więcej – działo się sporo, a do tego po pierwszym meczu byliśmy podwójnie głodni emocji.

Wbrew powiedzeniu, że nic dwa razy się nie zdarza, zobaczyliśmy wręcz kalkę rozwoju sytuacji z pierwszej połowy. Bo tak – najpierw Mane wyprowadził Liverpool na prowadzenie, kiedy przypadkowo piłkę zgrał mu po rzucie rożnym Djilobodji. Lecz znów – radość The Reds trwała chwilę, bowiem sędzia podyktował… rzut karny dla Sunderlandu. Tym razem raczej prawidłowy, Mane niepotrzebnie machał ręką przy rzucie wolnym, a skoro piłka go trafiła, trzeba było wskazać na wapno. Defoe po raz kolejny był skuteczny – on wali w jedną, Mignolet leci w drugą i jest 2:2.

Taki wynik utrzymał się do końca i nie mamy żadnych wątpliwości, która ekipa jest obecnie w lepszym humorze. Sunderland punktuje na zespole z czołówki, a Liverpool traci dwa oczka i Chelsea zaraz może jeszcze bardziej odskoczyć.

*

Reklama

Co na innych stadionach? Rywale mogli liczyć, że Burnley sprawi sensację w meczu z City, bo Obywatele przez ponad godzinę grali w dziesiątkę. Jednak nic to, już w osłabieniu ekipa Guardioli trafiła dwa razy, tracąc przy tym jedną bramkę i wymęczyła tę poniedziałkową bułę. Mecz Evertonu, który wygrał z Southamptonem 3:0 patrząc na wynik nie miał specjalnej historii, ale jednak jakaś się napisała, Baines wyrównał klubowy rekord wykorzystanych karnych:

Komplet wyników poniżej. No, prawie – o spotkaniu United z West Hamem napiszemy w osobnym tekście.

22017

Najnowsze

Inne kraje

Koeman ściął się z dziennikarzem. „W mediach społecznościowych są ludzie bez mózgu”

Aleksander Rachwał
0
Koeman ściął się z dziennikarzem. „W mediach społecznościowych są ludzie bez mózgu”

Anglia

Anglia

Ruud van Nistelrooy szybko wróci na ławkę? Zainteresowanie z Championship

Mikołaj Wawrzyniak
0
Ruud van Nistelrooy szybko wróci na ławkę? Zainteresowanie z Championship
Anglia

Anglicy potraktowani gazem w Grecji. Federacja zaczyna dochodzenie

Patryk Stec
2
Anglicy potraktowani gazem w Grecji. Federacja zaczyna dochodzenie

Komentarze

4 komentarze

Loading...