Już za kilkanaście godzin pożegnamy rok 2016, ale zanim odpalimy fajerwerki, wystrzelimy korkami od szampana i wydzwonimy znajomych, by złożyć im życzenia, otrzymujemy ostatnią okazję na to, by pooglądać jeszcze trochę poważnej piłki. Dziś bowiem swoją dziewiętnastą kolejkę rozpoczyna angielska Premier League, co oznacza, że mijający rok zakończymy naprawdę mocnym akcentem.
Zaczniemy od końca, bo od meczu, który elektryzuje nas dzisiaj najbardziej. Dzisiejsze popołudnie z ligą angielską to bowiem przede wszystkim starcie Liverpoolu z Manchesterem City, czyli mecz drużyn odpowiednio z drugiego i trzeciego miejsca. Przepysznie zapowiada się jednak nie tylko ze względu na wysokie lokaty obu zespołów, ale też dzięki temu, że obie ekipy są w gazie kontynuując serię trzech zwycięstw z rzędu – „The Reds” odpalali kolejno Middlesbrough, Everton oraz Stoke, zaś podopieczni Pepa Guardioli – Watford, Arsenal i Hull City.

Oczywiście najbardziej skupiać będziemy się na głównych aktorach tego widowiska, czyli piłkarzach, ale nie zapominajmy też o pojedynku trenerów – Juergen Klopp i Pep Guardiola wzajemną rywalizację kontynuują już od czasów pracy w Bundeslidze. Wtedy zresztą, zupełnie jak i teraz, prowadzili zespoły walczące o mistrzostwo kraju. A dzisiejsze spotkanie będzie dla nich o tyle istotniejsze – a dla nas, kibiców, ciekawsze – że remis na koniec roku nie zadowoli nikogo. Nie ma przeproś, jeśli chce się myśleć o pełnym emocji finiszu rozgrywek w maju, to trzeba cierpliwie gonić Chelsea i wywierać presję na zespole Antonio Conte. W Liverpoolu aktualnie na minusie sześć stopni, w Manchesterze siedem, więc w razie ewentualnej porażki strata do lidera może przybrać już bardzo duże rozmiary.
Dodatkowy smaczek – powrót Kuna Aguero, po czterech meczach zawieszenia. Wygłodniały snajper wypuszczony na bezpośredniego rywala w walce o mistrzostwo – brzmi jak plan. Zresztą, ciekawe jest samo ustawienie City, które przecież pod nieobecność Aguero strzeliło 9 goli w 4 meczach, w tym dwa w zwycięskim boju z Arsenalem. Sterling, Sane, Nolito, Iheanacho – każdy z nich coś trafił. Jak będzie dzisiaj? I czy Aguero podgoni prowadzącego w klasyfikacji strzelców Diego Costę?
Skoro już przy Chelsea jesteśmy. Musiałoby się wydarzyć coś naprawdę dziwnego, by dzisiaj nie wygrali. Rozpędzona maszyna ze Stamford Bridge podejmie bowiem u siebie Stoke City, które dopiero co zebrało boleśnie w papę od Liverpoolu, a wcześniej zanotowało dwa remisy i oklep od Arsenalu. A Chelsea… No cóż, nie wiemy jakie czary odprawił w angielskiej stolicy włoski szkoleniowiec, ale wiemy, że londyńczycy są w kosmicznej formie. Dziewięć zwycięstw z rzędu i tylko dwa stracone gole w trakcie trwania tej cudownej passy. Nic więc dziwnego, że wokół zespołu panuje kapitalna atmosfera, a Antonio Conte nie ma oporów by choćby – tak jak przed meczem z Bournemouth – zgarnąć grupkę dziennikarzy i wyskoczyć z nimi na piwko do lokalnego pubu.
Z drużyn z szeroko pojętej czołówki swój mecz do rozegrania ma też Manchester United, który w końcu zaczyna grać na miarę oczekiwań. Wcześniej bywało z tym różnie – niezłe spotkania „Czerwone Diabły” przeplatały kompletną klapą, a efektowne akcje prostymi błędami w defensywie. Teraz wreszcie obserwujemy coś, co można chyba określić stabilizacją – cztery razy po trzy punkty z rzędu i styl gry, który nie sprawia, że mamy ochotę wydłubać sobie oczy. Dziś zawodnicy Jose Mourinho ugoszczą na Old Trafford Boro, czyli wałęsającego się w okolicach strefy spadkowej beniaminka, który z ostatnich pięciu spotkań wygrał zaledwie dwa.
Co poza tym będzie się dziś działo na boiskach Premier League? Mistrz kraju zmierzy się z West Hamem, Burnley podejmie Sunderland, a Southampton West Brom. No i przełamać fatalną serię spróbuje w końcu Swansea, której marzenia o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej spróbuje wybić z głowy Artur Boruc wraz ze swoim Bournemouth. Plan na resztę dnia jest więc już znany – szykowanko do sylwestra, chłodzenie szampana, prasowanie koszuli, a w tle, jakże by inaczej, ostatni akcent piłkarski roku 2016.
