W Sevilli ma status boga, choć na mecze zakłada nie korki i strój piłkarski, a elegancki garnitur. Narzędziem jego pracy nie jest piłka, a rozgrzany do czerwoności telefon i laptop na którym analizuje najkorzystniejsze dla klubu rozwiązania. Wiele wskazuje jednak na to, że Monchi – dyrektor sportowy i symbol andaluzyjskiego klubu – w końcu postanowił sprawdzić się jednak w innym środowisku i od kolejnego sezonu zacznie pracować nad tym, by po prawie 20 latach do Rzymu wróciło mistrzostwo kraju.
Jeśli w tym stuleciu jakiś piłkarz przychodził lub odchodził z Estadio Ramón Sánchez Pizjuán, to aprobatę na taki ruch wydać musiał Monchi. Stał za wszystkimi najważniejszymi transakcjami zespołu, pilotował osobiście każdy z transferów i wyciskał z negocjatorów każdy grosz za kartę zawodnika chcącego wykonać kolejny krok w swojej karierze. Menedżer niezwykle obrotny, rzutki, widzący o wiele więcej niż inni ludzie. Nazywany „Messim w swoim fachu”, człowiekiem który w pojedynkę stworzył silną Sevillę.
O jego potencjalnym odejściu głośno było już latem, w zasadzie wtedy ucieczka z Andaluzji była już przesądzona, ale Hiszpana udało się jednak przekonać, by jeszcze trochę w klubie pozostał. „La Gazzetta dello Sport” przekonana jest jednak, że za kilka miesięcy Monchi przeniesie się do Romy i zacznie układać klub po swojemu. Sam zainteresowany zresztą swoje profile w mediach społecznościowych zasypał patetycznymi wpisami o konieczności przeprowadzki i o trudnych życiowych wyborach. Bardziej jednoznacznie przenosin do Włoch potwierdzić nie można.
Monchi fantastycznie potrafi planować przyszłość i przewidywać kolejne ruchy. Latem Sevilla straciła przecież głównych architektów ostatnich bardzo dobrych lat w wykonaniu zespołu – PSG podwędziło trenera Emery’ego i Grzegorza Krychowiaka, Atletico Madryt zgarnęło Kevina Gameiro, a Schalke 04 duszę i serce zespołu – Coke. Mimo tego, dziś, 14 grudnia, ekipa z Pizjuan w tabeli plasuje się na trzeciej pozycji, ledwo punkt za Barceloną. Rok temu, o tej samej porze, była siódma…
Nie wiadomo jak bez Monchiego poradzi sobie Sevilla, niewykluczone że czekają ją niezwykle trudne czasy, ale szampany odkorkowywać mogą za to w stolicy Italii. Oczywiście, nie jest powiedziane, że wszystko pójdzie po myśli włodarzy klubu, ale jeśli pozostawią Hiszpanowi wolną rękę w działaniu i pozwolą budować zespół na swoją modłę, to z czasem przyjść powinny i wyniki sportowe, i zadowolenie księgowych klubu. Bo doświadczony dyrektor sportowy jak nikt inny potrafi sukces sportowy połączyć z dodatnim bilansem finansowym. Nic jednak dziwnego, skoro wszystko dopracowane ma w najmniejszych szczegółach. W takich warunkach, przy takiej koncentracji i nakładach pracy, ciężko się pomylić.
Przykładem jest choćby to, w jaki sposób poszukiwał wzmocnień dla Sevilli. 16-osobowy sztab, każdy z członków namiętnie oglądający ligi, do których był przeznaczony, dokładne raporty, analizy, obserwacje tak sprzed monitora, jak i z trybun. Gdy już któreś z potencjalnych wzmocnień docierało do ostatniego etapu selekcji i Monchi uznawał, że można wydać decyzję o zatrudnieniu, wówczas za obserwację brało się kilka osób. Sztab Monchiego potrafił tydzień w tydzień, przez całą wiosnę, kursować między stadionami, by sprawdzić wszystko – jak zawodnik radzi sobie w starciach z rywalem lepszym, a jak słabszym; jak reaguje gdy na trybunach cisza jak makiem zasiał, a jak gdy kibice dopingują zespół żywiołowo. I tak dalej, i tak dalej. Po prostu perfekcjonista, który niczego nie pozostawia przypadkowi.
A jeśli chcecie dokładnie poznać historię Monchiego, to zapraszamy TUTAJ.