Nie do końca rozumiemy władze ligi włoskiej, które wrzuciły mecze Napoli i Interu na poniedziałkowy wieczór, ale mimo wszystko – postanowiliśmy zerknąć. Powodów było kilka – po pierwsze cały czas obserwujemy neapolitańczyków pod kątem absencji Arkadiusza Milika. Dziś w zapowiedzi meczu z Sassuolo punktowaliśmy – z Arkiem w 9 meczach 20 goli, z czego 8 to napastnicy (a 7 Milika). Bez Arka? 9 meczów, 12 goli, tylko 3 trafienia nominalnych środkowych napastników. Po drugie – Inter Mediolan. Od jakiegoś czasu furorę mogłyby robić grupy na Facebooku: oglądamy Inter dla beki. No to obejrzeliśmy.
Ale beki dzisiaj, przynajmniej z Interu nie było wiele. Oczywiście, duch ich bylejakości, ich strzeleckiej indolencji i kolejnych wtop unosił się w powietrzu, ale za sprawą:
– Napoli
– Nikoli Kalinicia
– Borji Valero
– Gonzalo Rodrigueza
…i dopiero na końcu tej wyliczanki, także za sprawą samego Interu.
Dlaczego kompromitowało się Napoli? Tutaj sprawa jest prosta, mecz z Sassuolo miał być dla nich okazją, by podgonić Juventus po jego porażce z Genuą oraz by podreperować mizerny dorobek strzelecki, cały czas topniejący od czasu kontuzji Milika. Goście stracili do tej pory 25 goli – i jest to piąty najgorszy wynik w lidze, gorsza jest tylko strefa spadkowa i Cagliari. Do meczu w Neapolu podchodzili po czterech porażkach z rzędu.
I się przełamali. Choć nic na to nie wskazywało, choć nikt na to nie stawiał – ba, po golu dla Napoli kurs na zwycięstwo gospodarzy oscylował w okolicach 1,10 – Sassuolo urwało punkt. Przyczyny? Przede wszystkim powtarzające się problemy ze skutecznością. Napoli tworzyło sobie sytuację taśmowo – Sassuolo oddało jeden celny strzał. Napoli nie schodziło z połowy rywali, Sassuolo ograniczało się w pewnym momencie do wybić. Typowy mecz z Football Managera. 19-4 w sytuacjach, 70/30 w posiadaniu piłki, 1 do 1 w golach.
Typowy Inter – chciałoby się napisać.
Ale Inter był dzisiaj wyjątkowo nietypowy. Pierwsze trzydzieści minut to wreszcie gra na miarę potencjału gwarantowanego przez nazwiska Icardiego, Perisicia czy Candrevy. 3:0 jeszcze przed upływem 20. minuty, dynamiczna gra, mnóstwo wjazdów w pole karne Fiorentiny. Indolencja? Tak, pod bramką mediolańczyków. W banalnych sytuacjach mylili się i Kalinić, i Valero. Ukoronowanie pierwszej połowy? Czerwień dla Gonzalo Rodrigueza. I w teorii byłoby po meczu, gdyby po 45 minutach do głosu nie doszły wszystkie dotychczasowe zmory Interu.
Niepewny Ranocchia? Proszę bardzo. Problemy z utrzymaniem się przy piłce? Jest. Cofnięcie się zamiast kolejnych goli? Ano, to Mediolan.
Z 3:0 zrobiło się 3:2 i dygotka o wynik. Gdyby ktoś zaczął oglądać w połowie – z pewnością nie zauważyłby, że „Fiołki” grają w osłabieniu. Ba, na osłabionych i grających „w dziesiątkę” wyglądali DO czerwonej kartki, nie od. W końcówce na 4:2 skasował ich wprawdzie Icardi, ale ich pogoń po przerwie i tak zasługuje na pochwały.
Koniec końców więc słabo jak Inter zagrało dzisiaj i Napoli, i Fiorentina (przez 45 minut) i nawet sam Inter, przynajmniej po zmianie stron.
Napoli – Sassuolo 1:1
Inter Mediolan – Fiorentina 4:2