Rekord Monaco i Deportivo rzutem na taśmę pobity. Legia we wczorajszym kompletnie oderwanym od rzeczywistości boju z Borussią – jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – zdołała zapisać się na kartach historii europejskiego futbolu. I to wcale nie w jednoznacznie negatywny sposób. Jak dotąd w żadnym meczu Champions League nie padło bowiem równie dużo bramek. Więcej – w XXI wieku rozegrano zaledwie 20 spotkań, w których strzelono osiem lub więcej goli.
Z tej okazji postanowiliśmy przyjrzeć się po kolei największym strzelaninom Ligi Mistrzów z ostatnich lat. By zachować jednak resztki dramaturgii i pierwiastka szaleństwa, stwierdziliśmy, że nieco zawęzimy kryteria – pod uwagę wzięliśmy wyłącznie potyczki, w których suma bramek wynosi przynajmniej osiem i w których jednocześnie obie strony notowały minimum po dwa trafienia.
22. 11. 2016 Borussia – Legia, 8:4
O wczorajszym surrealistycznym meczu Legii na Signal Iduna Park szerzej przeczytacie w tym miejscu.
22.11.2011 Real Madryt – Dinamo Zagrzeb, 6:2
Zero punktów, 22 stracone bramki, trzy strzelone. Co tu dużo gadać – katastrofa. Jedynym pozytywem występów Dinama Zagrzeb w Champions League w sezonie 2011/12 jest wyłącznie to, że dzięki Realowi, który kompletnie odpuścił końcówkę spotkania na Santiago Bernabéu, chorwacki zespół mógł załapać się do naszego zestawienia. Choć starcie to umieszczamy tu raczej z niewielkim entuzjazmem, nie mogliśmy postąpić inaczej – kryterium mimo wszystko zostało spełnione. Tak czy owak, dwóch strzelonych bramek w stolicy Hiszpanii Dinamu już nikt nie zabierze.
Ciekawostka – przeciwko, jak miało się okazać kilka lat później, swojemu przyszłemu klubowi 90 minut rozegrał wówczas 17-letni Mateo Kovacić.
14.04.2009 Chelsea FC – FC Liverpool, 4:4
Bez cienia wątpliwości jeden z najbardziej szalonych ćwierćfinałów Ligi Mistrzów XXI wieku. Gdy Chelsea w pierwszym meczu pokonała Liverpool na Anfield 3:1, wydawać sie mogło, że w rewanżu będzie względnie spokojnie. I choć londyńczycy koniec końców rzeczywiście awansowali, dokonali tego w iście hitchockowskim stylu. Do przerwy 2:0 dla Liverpoolu, potem pogoń Chelsea i doprowadzenie do remisu, a następnie wyjście na prowadzenie. Koniec emocji? Nic z tych rzeczy. “The Reds” na 10 minut przed końcem wygrywali bowiem 4:3 i do zakwalifikowania się do półfinału wystarczał im już tylko jeden gol. Kolejna bramka rzeczywiście padła, jednak jej autorem był w przedostatniej minucie Frank Lampard. Za takimi konfrontacjami angielskich drużyn w Champions League autentycznie tęsknimy.
21.10.2008 Steaua Bukareszt – Olympique Lyon, 3:5
Choć Steaua w Lidze Mistrzów występuje w miarę regularnie, to raczej nigdy nie porywała się w niej na podobne szaleństwa, jak przed ośmioma laty. Dwa szybkie ciosy na początku, prowadzenie 3:2 do przerwy i koniec końców kolejna, choć tym razem piękna, porażka. Jednym z katów ekipy z Bukaresztu okazał się dziewiętnastoletni Karim Benzema, który dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców.
21.10.2008 Villarreal CF – Aalborg BK, 6:3
Duńczycy po awansie do Ligi Mistrzów w sezonie 2008/09 przez wielu traktowani byli z przymrużeniem oka. Po przejściu przez bardzo łatwą drabinkę eliminacyjną (dwumecz z FBK Kowno w III rundzie kwalifikacji) mieli być dostarczycielem punktów, a tymczasem po fazie grupowej mogli być z siebie naprawdę zadowoleni. Ich najbardziej szalonym meczem był niewątpliwie ten z Villarrealem na El Madrigal. 2:2 do przerwy, 4:3 dla Hiszpanów na nieco ponad 10 minut przed końcem i koniec końców 6:3 będące jednym z zaledwie pięciu starć w XXI wieku, w których padło więcej niż osiem goli. Aalborg udowodnił jednak w fazie grupowej, że nie tylko potrafi ładnie przegrywać – był w stanie zremisować z Villarrealem w rewanżu 2:2, taki sam wynik wywieźć z Old Trafford, a także ugrać remis oraz zwycięstwo z Celtikiem i ostatecznie zająć trzecie miejsce.
08.03.2005 Olympique Lyon – Werder, 7:2
Nawet jeśli o jakichkolwiek emocjach w 1/8 finału między Lyonem i Werderem nie było mowy choćby przez moment – Francuzi wygrali w pierwszym meczu 3:0 na wyjeździe – jest to jedyna potyczka fazy pucharowej w tym tysiącleciu, w której padło aż dziewięć bramek. Niemcy powalczyli na tyle dzielnie, na ile się dało. Po godzinie gry przegrywali 2:4, jednak ostatecznie przyjęli jeszcze trzy sztuki i – co za tym idzie – w dwumeczu dostali dwucyfrową liczbę goli.
28.09.2004 Manchester United – Fenerbahce, 6:2
Turcy wbrew pozorom przeciwko United wcale nie zaprezentowali się tak fatalnie, jak mógłby na to wskazywać wynik. Przez długi czas pozostawali w grze, na kwadrans przed końcem przegrywali jedynie 4:2. Później goście jednak kompletnie opadli z sił, a sprawy w swoje ręce wzięli Ruud Van Nistelrooy i David Bellion. Fenerbahce odkuło się jednak w rewanżu u siebie, pokonując Czerwone Diabły 3:0. Trzeba jednak nadmienić, że Sir Alex Ferguson wystawił wówczas rezerwowy skład. Rezerwowy skład, w którym znajdował się… Cristiano Ronaldo.
05.11.2003 AS Monaco – Deportivo de La Coruña, 8:3
Aż do wczoraj rekordowe spotkanie pod względem liczby strzelonych bramek. Starcie kompletnie oderwane od rzeczywistości. Później miało się zresztą okazać, że był to mecz późniejszego finalisty i półfinalisty Ligi Mistrzów. Jedenaście trafień, gol średnio co osiem minut z hakiem… Po prostu szaleństwo w czystej postaci. Głównym aktorem widowiska był nieco już zapomniany Dado Prso – były napastnik Monaco ukłuł wówczas cztery razy. Żeby było zabawniej – gdyby nie kontuzja Fernando Morientesa, Chorwat prawdopodobnie w ogóle nie wybiegłby wówczas w pierwszym składzie. A jakby tego było mało, to obchodził jeszcze tamtego dnia urodziny.
02.10.2002 Valencia CF – FC Basel, 6:2
Tutaj sprawa ma się trochę podobnie, jak w przypadku potyczki Realu z Dinamem Zagrzeb – uprawniający do figurowania w zestawieniu gol na 6:2 dla gości również padł w ostatniej minucie. W odróżnienia do Chorwatów, Szwajcarzy w tamtej edycji Ligi Mistrzów pokazali się jednak z bardzo dobrej strony. Najpierw wraz z Valencią awansowali do drugiej fazy grupowej, gdzie od fazy pucharowej dzieliło ich naprawdę niewiele – choć zajęli ostatnie miejsce, uzbierali tyle samo oczek co drugi Juventus i trzecie Deportivo. O ostatecznym niepowodzeniu zadecydowały legendarne detale.
Skrót tego meczu warto odpalić także dlatego, by przypomnieć sobie, jak przed czternastoma laty urządzone było studio Polsatu.
18.09.2002 Olympiakos SFP – Bayer 04, 6:2
Trzeba przyznać, że mamy tu do czynienia z dość ciekawym przypadkiem. Osiem bramek w starciu Olympiakosu z Bayerem? Już samo to ma dość mocny wydźwięk. Jeszcze bardziej sensacyjny był jednak przebieg spotkania. Niemcy na mecz pierwszej fazy grupowej do Pireusu jechali jako finalista poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, gdzie przegrali po niezwykle zaciętych bojach w Glasgow z Realem Madryt. Nawet jeśli Olympiakos może i nie miał docelowo zostać rozjechany przez Aptekarzy walcem, to jednak spokojnie ograny – z całą pewnością.
A tu zonk. Choć Bayer rzeczywiście zdołał wyjść na prowadzenie, ostatecznie poległ 2:6, a prawdopodobnie swój mecz życia rozegrał strzelec trzech goli, Predrag Djordjevic. Koniec końców Olympiakos i tak zajął ostatnie miejsce w grupie, Bayer zaś awansował dalej z drugiego miejsca. W kolejnej fazie grupowej nie zdołał mimo wszystko zdobyć nawet punktu.
17.10.2000 Real Madryt – Bayer 04 Leverkusen, 5:3
Kolejne spotkanie Bayeru z zamierzchłych czasów i kolejne przegrane. Tym razem jednak w o wiele mniej wstydliwy sposób niż dwa lata później. Niemcy przez większość czasu – mimo straty gola już w pierwszej minucie – walczyli z Królewskimi jak równy z równym. Jeszcze po godzinie gry wynik był remisowy. Później Real wyszedł na dwubramkowe prowadzenie, jednak Bayer zdołał złapać kontakt. Sprawę ostatecznie z rzutu karnego rozstrzygnął pod koniec meczu Luis Figo. Warto wspomnieć, że i pierwsze spotkanie obu zespołów trzymało w napięciu – “Los Blancos” wygrali 3:2. Nikt pewnie wówczas nie przypuszczał, że będzie to przedsmak rozgrywanego dwa lata później później finału Champions League. Tym bardziej, że Leverkusen z rozgrywkami pożegnało się już na etapie pierwszej fazy grupowej.
24.10.2000 PSG – Rosenborg, 7:2
Tak, wbrew pozorom PSG potrafiło kiedyś walnąć rywalowi siedem goli bez gwiazdozbioru zebranego dzięki mocy petrodolara. Choć trzeba zaznaczyć, że nieuniknione okazało się cofnięcie aż do czasów niemalże prehistorycznych, gdy po paryskiej murawie biegał jeszcze Nicolas Anelka, zaś Ronaldinho do stolicy Francji miał przeprowadzić się dopiero po sezonie. Rosenborg bronił się jak mógł, przed 40. minutą przegrywał zaledwie 3:2, jednak ostatecznie wyżej tyłka nie podskoczył.
13.09.2000 HSV – Juventus, 4:4
Drugi w zestawieniu remis wpasowujący się w kryterium. Niech za najlepszy dowód tego, z jak niecodziennym zjawiskiem mamy do czynienia, posłuży fakt, że w ataku Juventusu Alessandro Del Piero towarzyszył jeszcze Filippo Inzaghi. To właśnie on był tamtego wieczoru największym bohaterem, kończąc je z hat-trickiem na swoim koncie. Z niecodziennych spraw – jedno trafienie, rzecz jasna z rzutu karnego, dołożył także bramkarz, wówczas jeszcze HSV, Hans Jörg Butt. Koniec końców tamto kapitalne widowisko dla obu zespołów stanowiło jednak wyłącznie marne pocieszenie – i jedni, i drudzy pożegnali się z Ligą Mistrzów po pierwszej fazie grupowej.
fot. FotoPyk