0:6 z Borussią Dortmund. Oto jedna z najwyższych porażek w historii Ligi Mistrzów – bo dwukrotnie padał wynik 0:8 i ośmiokrotnie 0:7. Oto najwyższa w historii polskich klubów domowa porażka w europejskich porażkach. Wstyd, hańba, nie wracajcie do domów, a tak właściwie to: Besniku, wracaj do domu… Dziś drugie starcie Legii z BVB, tym razem na ziemi niemieckiej.
14 września 2016 r. Pierwszy po wielu latach występ polskiej drużyny w Champions League. Przecięcie wstęgi następuje w sposób absolutnie kompromitujący – z albańskim parodystą na ławce trenerskiej, z duetem stoperów Czerwiński-Dąbrowski, ze skrzydłowym na prawej obronie, z ociężałym Odjidją-Ofoe, wciśniętym na siłę i nieznającym imion kolegów Kazaiszwilim, a w ataku z Prijoviciem zamiast Nikolicia, którego gole dały awans do LM. No i z bydlęcym zachowaniem kibiców na trybunach, które sprawiło, że mecz w Warszawie z Realem Madryt rozgrywano bez udziału publiczności, a dziś Niemcy ograniczają liczbę dostępnych krzeseł, mimo że do Dortmundu nie jedzie zorganizowana grupa kibiców Legii, nie podając również do wiadomości publicznej godziny i miejsca rozegrania Młodzieżowej LM.
Po 17 minutach 0:3. Ostatecznie 0:6. Być może było to tylko 0:6…
Dwa miesiące temu ujrzeliśmy tragiczny obraz mistrza Polski i całej polskiej piłki klubowej. Miejsce w szeregu pokazał nam drugi zespół w Niemczech – przepaść dotyczyła przygotowania fizycznego, organizacji gry, pewności siebie, szybkości gry, itd., itp. Wymieniać można by długo, ale już chyba nie ma sensu.
Przede wszystkim dlatego, że Legia w ciągu tych kilku tygodni stała się zupełnie inną drużyną. W roli dowodzących zespołem występuje Jacek Magiera ze znacznym wsparciem ze strony Aleksandara Vukovicia, parę stoperów tworzą zdrowy już Pazdan z Rzeźniczakiem, wysoką dyspozycję osiągnęli Bereszyński i Hlousek, a duet wyszydzanych ociężałych Odjidja-Ofoe – Radović bierze na swoje barki odpowiedzialność za grę zespołu.
Efekt jest taki, że nowa wersja Legii jest od odejścia Hasiego najlepszym zespołem ligi, pokonała głównych rywali do tytułu. Siedem spotkań ligowych: pięć zwycięstw, remis i porażka. Strata do lidera, przed podziałem punktów, to już tylko osiem „oczek”. Liga Mistrzów? Pierwszy zdobyty gol, na Santiago Bernabeu, i pierwszy remis – również z Realem. A przecież do 85. minuty gry legioniści z Królewskimi prowadzili…
Magiera do spółki z Vukoviciem poprawili atmosferę w szatni, odbudowali fizycznie kluczowych zawodników, trafili do ich głów. Rzeźniczak nie popełnia już prostych błędów, a piłkarze mają świadomość własnych umiejętności – wierzą na boisku w sukces, nie wychodzą jak na pożarcie. Metamorfoza to mało powiedziane, o trenerze z inicjałami BH nikt poza księgową stara się nie pamiętać.
I dlatego trudno wyobrazić sobie, byśmy dziś w Dortmundzie zobaczyli na boisku taką Legię, jak w pierwszym meczu z Borussią.
Tylko że to wcale nie musi rozwiązywać problemu mistrza Polski. Wystarczy bowiem, że po przeciwnej stronie ujrzymy równie silnego przeciwnika – wspartego jeszcze 55 tysiącami kibiców. BVB, jak mówi Łukasz Piszczek, wraca właśnie do rywalizacji o tytuł: ostatnio wygrała 5:2 w Hamburgu, teraz pokonała Bayern 1:0. Kapitalnie na środku obrony zaprezentował się Sokratis, który wyłączył z gry Roberta Lewandowskiego, a rywalom znów urwał się Pierre-Emerick Aubameyang. Jego liczby w Bundeslidze i Champions League to 13 meczów i 15 goli. Trafia na razie w każdym meczu Ligi Mistrzów, hamburczykom na początku miesiąca załadował cztery sztuki.
Super Express pyta dziś, czy Michał Pazdan zatrzyma Aubameyanga. No cóż, tak trudnego do upilnowania rywala – i to w najwyższej formie – obrońca Legii chyba jeszcze nie miał (tak, wiemy, że Pazdan grał też z Realem). Tym bardziej, że Gabończyk ma świadomość, że z Legią może mieć okazję sobie postrzelać. No i Borussia ma przecież ambitny plan: utrzymać przewagę nad Królewskimi i wygrać grupę. W ostatniej kolejce czeka ją jeszcze wyjazd do Madrytu.
Legionistom zostanie zaś Sporting. I widać, że po remisie 3:3 z Realem, naprawdę dobrych wynikach w Ekstraklasie apetyty przy Łazienkowskiej wzrosły – na tyle, że piłkarze zapowiadają walkę o trzecie miejsce. Chcą wiosną wystąpić w Lidze Europy.
A to, że dwa miesiące temu byli wytykani palcami jako ten, który do poważnej piłki się nie nadaje, skutecznie wymazali z pamięci. Przed nimi piąta kolejka, a wciąż jest w grze stawka. Mogło być gorzej.
Fot. FotoPyk