Reklama

Mario, sporo w życiu spartoliłeś. Najwyższy czas o sobie przypomnieć

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 listopada 2016, 11:43 • 5 min czytania 0 komentarzy

Od zawsze był niepokorny i świrnięty, ale ciągle uchodziło mu to płazem. Bronił się futbolem. Dziś odwalił głupi numer poza boiskiem, a jutro ładował pięknego gola i wszyscy zapominali o jego odchyłach. Kiedyś jednak czara goryczy musiała się przelać – w końcu jego zachowanie przestało bawić, a zaczęło najzwyczajniej w świecie irytować. A on nie potrafił sobie z tym poradzić, nie mógł znaleźć mapy, która wyprowadziłaby go na prostą drogę. Aż w końcu stracił wszystko – zaufanie czołowych klubów i miejsce w kadrze. Dziś robi jednak sporo, by znów odebrać telefon od selekcjonera.

Mario, sporo w życiu spartoliłeś. Najwyższy czas o sobie przypomnieć

Gdybyśmy cztery lata temu, tuż po Euro, rzucili to wszystko, wyjechali w Bieszczady i odcięli się od świata, to rzeczywiście – powracając teraz do żywych, mielibyśmy w głowie kompletny mętlik. Pozmieniało się, choćby w samej piłce, kolosalnie dużo. Polska reprezentacja nie jest już pośmiewiskiem, w międzyczasie mistrzostwo Anglii zdobył ówczesny średniak zaplecza Premier League, a Legia zdążyła awansować do Ligi Mistrzów i najpierw przy pełnych trybunach się skompromitować, a potem – już przy pustych – rozegrać mecz życia. Tę listę moglibyśmy rozwijać i rozwijać, ale dopiero gdzieś na jej końcu, w momencie gdy w głowie zaczęłyby kołatać się myśli lekko niedorzeczne, wpadlibyśmy na to, że gwiazda tamtego turnieju skończy, po kilku porażkach życiowych z rzędu, w Nicei. Choć już wcześniej znaliśmy jego przywary, to ciężko byłoby uwierzyć, że właśnie w momencie, gdy na wyciągnięcie ręki ma szczyt, nagle postanowi zeskoczyć w przepaść.

Mistrzostwa miał jak z bajki. Jednego gola sieknął jeszcze w grupie, a prawdziwy popis dał w półfinale, w pojedynkę rozkładając na łopatki Niemców. Jego napinanie mięśni na środku boiska z miejsca stało się kultowe, obrazek na dobre podbił internet stając się źródłem przeróbek, a co niektórzy zdążyli już definitywnie zamknąć rozdział Balotellego-rozrabiaki i otworzyć Balotellego-piłkarza. Wydawało się, że to będzie moment przełomowy, który wskaże w jego życiu prawdziwe priorytety.

mario-balotelli-2012-media-impact-hulk-italy-vs-germany-2-1-euro-semifinal

Gdy dziś patrzymy jednak na obsadę linii ataku Italii, to coś nam się tu nie zgadza. Coś, a precyzyjniej ujmując – kilka literek w nazwisku. Jest „b”, jest „l”, „i”, o”. Nawet podwójne „t” jest. Przyglądamy się jednak uważniej i za nic w świecie z tej gmatwaniny znaków nie powstaje nam nazwisko gościa, który prężył muskuły po tym jak rąbnął w okienko bramki Neuera. Belotti – jak byk. Żaden tam Balotelli, a właśnie Belotti. Andrea Belotti.

Reklama

Nie jest to jednak błąd w druku. Odpalamy bowiem CV tego całego Belottiego i fakt – też to napastnik, choć kluby zwiedził trochę mniejsze od Mario. AlbinoLeffe, Palermo, Torino – jakkolwiek spojrzeć, nie jest to ani Inter, ani Milan, ani też Manchester City. I rzeczywiście – właśnie ten Belotti dziś jest odpowiedzialny za zdobywanie goli dla „Squadra Azzurra”. A „Balo”? Zrobił nie kroczek, nie dwa, nie trzy w tył – rąbnął porządny trójskok za siebie i dziś gra we Francji. Fakt faktem w barwach aktualnego lidera Ligue 1, ale wciąż w drużynie, której marce daleko choćby do podupadłych chwilowo klubów z Mediolanu.

Zjazd Balotellego, choć przeraża swoją skalą, nie jest w sumie czymś na co reagowalibyśmy szokiem. Raczej wzruszymy ramionami uznając to jako naturalne następstwo jego zachowania. Zachowania leniwego, aroganckiego, do bólu sarkastycznego – takiego, które owszem, momentami jest w piłce rozkoszne, a nawet przydatne, ale broń Boże nie wtedy gdy jest normą. Sęk w tym, że wielu naprawdę uwierzyło w jego przemianę. Stwierdziło, że skoro teraz jest gwiazdą Euro, to zrozumie jak bardzo marnował swój potencjał i weźmie się do roboty.

Pamiętamy Włocha, gdy dopiero wkraczał w świat poważnego futbolu i pamiętamy zabawną anegdotkę, którą opowiadał o nim Jose Mourinho.

Wtedy było to śmieszne i dla nas, i – podejrzewamy – samego zainteresowanego. Jego zresztą bawiło wszystko – odpały na boisku, fajerwerki puszczone w kiblu, rozdawanie pieniędzy na ulicy czy rzucanie lotkami w młodych piłkarzy. Ta beztroska nie mogła jednak trwać wiecznie – można być w poważnym biznesie, a takim przecież jest piłka, kontrahentem, który mimo wielkich umiejętności jest też hulaką. Można być dopóty, dopóki ta sielankowość nie bierze góry nad zadaniami do wykonania. Dopóki wszyscy wokół nie kapną się, że więcej w tym jest pajacowania, niż rzeczywistego wkładu w rozwój firmy.

Niestety dla Balotellego, ale jego przełożeni boleśnie się o tym przekonali. On sam, z czołowej korporacji europejskiej musiał przenieść się do innej, potem jeszcze do innej, potem do jeszcze innej, aż w końcu trafił już nie do poważnego konsorcjum, a zwykłej firmy. W pierwszych miesiącach pracy rokuje jednak dobrze – widać, że ten przeskok podziałał na niego mobilizująco. Zobaczył, ile stracił. Zauważył, że Alassane Plea to nie Sergio Aguero, Ligue 1 to nie Premier League, a Lidze Europy daleko prestiżem do Ligi Mistrzów. Stracił miejsce w kadrze (ostatni mecz 24 czerwca 2014 roku), ale zyskał spokój i, tak chciałoby się wydawać, świeże spojrzenie na karierę. Być może doszedł do wniosku, że pieniądze nie będą spływały na jego konto za żarty i wizyty w nocnych klubach, a przede wszystkim za gole i piękne akcje.

Reklama

Póki co idzie mu dobrze – regularnie strzela w rozgrywkach krajowych (sześć goli w sześciu meczach), jego Nicea przewodzi stawce, a on sam nieco się ogarnął. Mimo, że mieszka w mieście wymarzonym do imprezowania, gdzie dwa kroki ma na plażę, trzy na dyskotekę, a cztery do klubu go-go, to nie trafia na okładki gazet, nie słyszy się o jego skandalach, a tak długi okres bez żadnego odpału miał chyba jeszcze wtedy, gdy raczkował, a zamiast słów, do komunikacji używał płaczu.

Balotelli ma 26 lat. Nie jest już młody, ale nie jest też jeszcze stary. Trzeba wierzyć, że w porę się opamiętał, bo potencjał ma przecież taki, że mógłby nim obdzielić kilku kolegów po fachu. Kolejne urodziny będzie świętował dopiero w sierpniu, a kto wie jak potoczy się dla niego ten sezon. Jeśli nie odpuści, nadal będzie się starał i robił swoje, a po kilku lepszych meczach sodówka nie tryśnie mu uszami, to jest jeszcze do uratowania dla futbolu. A gdy przyjdzie chwila zwątpienia, niech spojrzy na obsadę włoskiego ataku – Belotti, Eder czy Immobile. OK, szanujemy ich, bo na ładne oczy powołania do reprezentacji się nie dostaje, ale umówmy się – żaden z nich nie jest, przynajmniej na razie, gwiazdą światowego formatu. Przy takiej konkurencji, ze swoimi możliwościami, Balotelli powinien tłuc co mecz 90 minut. Od deski do deski. Zwłaszcza, że „Squadra Azzurra” często gra na dwóch napastników.

I za to trzymamy kciuki. Bo Mario ma potencjał, by jednocześnie być i dobrym piłkarzem, i pozytywnym świrem. Nie idiotą i lekkoduchem, ale sympatycznym, barwnym facetem, którego da się lubić.

MB

Najnowsze

Weszło

Piłka nożna

Ranieri szczerze o powrocie do trenowania. „Mogłem wrócić tylko do Romy i Cagliari”

Patryk Stec
0
Ranieri szczerze o powrocie do trenowania. „Mogłem wrócić tylko do Romy i Cagliari”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...