Po co Sportingowi Bruce Willis? Czy królowie remisów postanowią zerwać ze swoją reputacją? Kogo rywale Juventusu najchętniej widzieliby na emeryturze i czy Kamil Glik jeszcze bardziej odjedzie swojemu koledze z szatni Falcao w wewnątrzklubowej klasyfikacji strzelców? Oto kilka najważniejszych pytań przed środowymi meczami Champions League.
Czy ktoś odbierze dziś Legii żółtą koszulkę lidera?
Już tylko trzy zespoły pozostają w walce o to, by móc się „poszczycić” kompletem porażek w fazie grupowej. W walce, w której wszystkie chwyty dozwolone. Można wystawić patelnię rywalowi, źle dobrać korki, przed meczem wychylić browara gdzieś w kącie szatni, posmarować koledze ze środka obrony bieliznę maścią rozgrzewającą…
Łeb w łeb za żółtym plastronem lidera przywdziewanym przez Legię gonią wciąż Club Brugge i Dinamo Zagrzeb. Pierwsi z bilansem bramkowym 1:9, drudzy – 0:8. I mimo że polski reprezentant w Lidze Mistrzów odjechał na dystans czterech straconych goli, na miejscu Belgów i Chorwatów nie składalibyśmy broni. Wszystko jest przecież jeszcze możliwe, sky is the limit. A i nikt nie broni jednym i drugim wyjść dziś na swoje mecze na Półwyspie Iberyjskim na przykład na lekkim cyku…
Czy Sporting potrzebuje Bruce’a Willisa i Toma Cruise’a by jeszcze namieszać?
Nie mamy pewności, czy przy układzie terminarza i wynikach pierwszych meczów, misji wyprowadzenia Portugalczyków z grupy podjąłby się John McClane do spółki z Ethanem Huntem, ale na papierze wszystko jest jeszcze możliwe. Tym bardziej, że w pierwszym meczu ostatnie słowo, jakim można by było opisać Dortmund to „konsekwencja”. Przedostatanie – „odpowiedzialność”. Za wynik, za grę w obronie. Gdy tylko Sporting narzucił wyższą intensywność, robiło się naprawdę gorąco.
Tylko że z drugiej strony – to Dortmund. Ich teren, tysiące fanatycznych kibiców stojących murem przez pełne 90 minut za swoimi. A i Portugalczycy raczej z meczów w Niemczech dobrych wspomnień nie przywożą. 2 wygrane Sportingu na 24 potyczki z przedstawicielami Bundesligi w obliczu dzisiejszej walki o życie wyglądają jak tekturowa szabelka, z którą idzie się na pojedynek przeciwko uzbrojonemu po zęby rycerzowi.
Nawet gdyby te zęby udało się wybić, to nadal trzeba liczyć na to, że później osiągnie się z Realem i Legią lepsze wyniki niż ekipa Thomasa Tuchela. Tak jak wspominaliśmy – nie mamy pewności, że poradziliby sobie tutaj główni bohaterowie „Szklanej pułapki” i „Mission Impossible”. A co dopiero Jorge Jesus…
>>> Sporting zgarnie pełną pulę w Dortmundzie? W BetClic w ten sposób ze stówki zrobisz 725 zł! <<<
Czy w grupie remisów mają prawo paść jakieś inne rozstrzygnięcia?
Sześć meczów, cztery remisy i najbardziej spłaszczona tabela spośród całej Champions League. W grupie E jedna kolejka naprawdę może wstrząsnąć, zmieszać i obrócić wszystko do góry nogami.
Najwięcej wątpliwości mamy rzecz jasna do tego, czy w meczu Leverkusen ma szansę się pojawić jakikolwiek inny rezultat. Powiedzielibyśmy, że na logikę, to tak, ale przesłanek ku temu zbyt wielu nie ma. Tak wygląda bowiem komplet grupowych wyników Bayeru:
– 2:2 z CSKA
– 1:1 z Monaco
– 0:0 z Tottenhamem
A tak gra ostatnio Tottenham:
Postradajcie wszelką nadzieję na rozstrzygnięcie w jedną lub drugą stronę wy, którzy będziecie to oglądać. Będziemy szczerzy – znacznie większych szans na to, że któraś z ekip zgarnie komplet upatrywalibyśmy w meczu Monaco z CSKA. U siebie zespół z księstwa wygrał bowiem 6 z 8 meczów w tym sezonie, rozprawiając się już choćby z PSG, podczas gdy Rosjanie nie przywieźli choćby punktu z czterech ostatnich wyjazdów. Ale żeby nie było tak kolorowo – w pierwszym meczu ani jedni, ani drudzy z klinczu wyjść nie potrafili.
>>> Remis w meczu Tottenham – Leverkusen? Kurs 3,30 w BetClic <<<
Czy Glik rzuci się w pogoń za „Lewym” i Milikiem?
A skoro już mowa o Monaco, to nie sposób uniknąć tematu Kamila Glika. „Il Capitano” robi wszystko, by nawiązać do niezwykłych rozgrywek 14/15 w barwach Torino. Wszyscy zastanawiali się, gdzie w ubiegłym sezonie podział się jego instynkt snajpera i czy przypadkiem nie przehandlował go gdzieś na turyńskim targu. Tymczasem okazało się, że Polak schował go głęboko w sejfie i wyjął w najlepszym dla siebie momencie, chwilę po transferze do ekipy Leonardo Jardima. Dziś ma już 4 gole w 17 meczach, o 2 więcej choćby od Falcao, a nie jesteśmy przecież choćby na półmetku rozgrywek.
W najlepszym pod tym względem okresie w Turynie jego licznik zatrzymał się na siódemce i coś nam się wydaje, że tamten rekord wkrótce będzie trzeba zmazywać z tablicy. W końcu Glik już raz trafiał w tym sezonie mecz po meczu, kiedy najpierw we Francji dziurawił Angers, a później po odsłuchaniu hymnu Ligi Mistrzów Bayer Leverkusen. Teraz, po golu przeciwko Saint-Etienne nie mielibyśmy nic przeciwko powtórce tamtej miniserii. A to by oznaczało, że na dystans już tylko jednej bramki zbliży się do Arka Milika, a dwóch – do Roberta Lewandowskiego.
>>> Bramka Glika w meczu z CSKA Moskwa? Za postawioną stówkę w BetClic masz szansę na 550 zł! <<<
Jak strzelić bramkę Juventusowi?
Poczekać, aż Gianluigi Buffon skończy karierę. A razem z nim cała linia defensywna Juve. W tej edycji Champions League przez 270 minut, defensywa nawalała bowiem niezwykle rzadko, a „Gigi” miał ledwie pięć okazji do interwencji. Na start jedną z Sevillą, później żadnej z Dinamo Zagrzeb. Dopiero Lyon zmusił go do większego wysiłku, dając się między innymi wykazać przy obronionym – a jakżeby inaczej – rzucie karnym Lacazette’a. Wcześniej Włoch mógł sobie między słupkami poćwiczyć grę na mandolinie, poscrollować Facebooka, zrobić selfie z oboma słupkami, wyciąć łabędzia z siatki i policzyć litery na wszystkich bandach reklamowych, bez ryzyka narażenia kolegów na utratę gola.
Fakty są bowiem takie, że raz – obrona Juventusu praktycznie nie rozdaje prezentów, a dwa – jeśli już sprokuruje jakiekolwiek zagrożenie, to zawsze może liczyć na przeżywającego którąś z kolei młodość (gdzieś przy piątej pogubiliśmy się w liczeniu) kapitana. I próbuj tu sforsować takie dwa doskonale zaprawione mury…