Czasem w niewydrukowanej tabeli mamy wątpliwości, czy daną bramkę należało uznać. Czasem też zdarzają się takie sytuacje, jak w meczu Legii z Lechem, kiedy sytuacja jest na tyle ewidentna, że można znaleźć więcej niż jeden powód, dla którego gola być nie powinno.
Tak naprawdę trafienie Hamalainena to efekt dwóch bardzo poważnych błędów. Pierwszy miał miejsce tuż po wyrównującym golu dla Lecha – Arkadiusz Malarz rzucił się na Kownackiego, przewrócił go, po czym przystąpił do duszenia. Za tego typu zachowanie należała mu się czerwona kartka i kilka meczów zawieszenia. Tak naprawdę Jacek Magiera w ogóle nie powinien mieć możliwości wprowadzenia na boisko Hamalainena, bo w idealnym świecie musiałby się zastanawiać, kogo zdjąć by między słupkami mógł stanąć Cierzniak.
Stało się jednak inaczej i Fin pojawił się na boisku, a chwilę później zdobył zwycięskiego gola dla Legii z – jak wyliczył Canal+ – 83-centymetrowego spalonego. Sytuacja była na tyle absurdalna, że stawiamy, że nawet gdyby Hamalainen dobił strzał Brozia ręką, sędzia i tak uznałby gola. Po prostu w końcówce meczu przy Łazienkowskiej wszystkie siły kosmiczne sprzymierzyły się przeciw Lechowi.
W niewydrukowanej tabeli mecz w Warszawie zakończył się remisem. Drugi zweryfikowany wynik mieliśmy w starciu Śląska z Cracovią, bo rzut karny podyktowany na Jendrisku był typową jedenastką z dupy. Inna sprawa, czy wcześniej nie powinna być podyktowana jedenastka za starcie Kokoszki z Covilo. W tym konkretnym przypadku uznajemy jednak, że arbiter wybroni się z podjętej decyzji, ale coś nam się wydaje, że to nie ostatnia kontrowersja z udziałem rosłego defensywnego pomocnika Cracovii, z którym przeciwnicy mają ogromny problem we własnym polu karnym. Wracając do meczu we Wrocławiu, u nas Śląsk wygrywa 2:1.
W pozostałych meczach błędów także nie brakowało, ale szczęśliwie nie wypaczyły końcowych rozstrzygnięć. W meczu Wisły Płock z Górnikiem Łęczna gościom należała się jedenastka, bo Bozić potraktował przeciwnika łokciem jednak w obrębie pola karnego. W innej sytuacji nie najlepiej prowadzący to spotkanie Tomasz Kwiatkowski niesłusznie pokazał spalonego Kante, który później – już po gwizdku, bez interwencji bramkarza – trafił do siatki. W myśl zasad niewydrukowanej tabeli takich sytuacji nie zamieniamy jednak na gola. Tak czy inaczej, w każdym wariancie wygrywa Górnik Łęczna.
Ostatnia sporna kwestia to mecz Wisły Kraków z Bruk-Betem, w którym gospodarzom nie należał się rzut karny po niby-faulu na Patryku Małeckim. Ta pomyłka niewiele jednak zmieniła, bo “Biała Gwiazda” wcześniej i tak prowadziła, a podopieczni Czesława Michniewicza nie byli nawet blisko wyrównania. Inna sprawa, że mieliśmy tu do czynienia z pewnym odwróceniem trendu, bo dotychczas sędziowie częściej pomagali Termalice i szkodzili Wiśle. Tym razem było inaczej, a cała niewydrukowana tabela prezentuje się następująco:
Fot. FotoPyK