Reklama

Anulujemy gola Hamalainena, i to z dwóch powodów!

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2016, 12:02 • 3 min czytania 0 komentarzy

Czasem w niewydrukowanej tabeli mamy wątpliwości, czy daną bramkę należało uznać. Czasem też zdarzają się takie sytuacje, jak w meczu Legii z Lechem, kiedy sytuacja jest na tyle ewidentna, że można znaleźć więcej niż jeden powód, dla którego gola być nie powinno.

Anulujemy gola Hamalainena, i to z dwóch powodów!

Tak naprawdę trafienie Hamalainena to efekt dwóch bardzo poważnych błędów. Pierwszy miał miejsce tuż po wyrównującym golu dla Lecha – Arkadiusz Malarz rzucił się na Kownackiego, przewrócił go, po czym przystąpił do duszenia. Za tego typu zachowanie należała mu się czerwona kartka i kilka meczów zawieszenia. Tak naprawdę Jacek Magiera w ogóle nie powinien mieć możliwości wprowadzenia na boisko Hamalainena, bo w idealnym świecie musiałby się zastanawiać, kogo zdjąć by między słupkami mógł stanąć Cierzniak.

Stało się jednak inaczej i Fin pojawił się na boisku, a chwilę później zdobył zwycięskiego gola dla Legii z – jak wyliczył Canal+ – 83-centymetrowego spalonego. Sytuacja była na tyle absurdalna, że stawiamy, że nawet gdyby Hamalainen dobił strzał Brozia ręką, sędzia i tak uznałby gola. Po prostu w końcówce meczu przy Łazienkowskiej wszystkie siły kosmiczne sprzymierzyły się przeciw Lechowi.

W niewydrukowanej tabeli mecz w Warszawie zakończył się remisem. Drugi zweryfikowany wynik mieliśmy w starciu Śląska z Cracovią, bo rzut karny podyktowany na Jendrisku był typową jedenastką z dupy. Inna sprawa, czy wcześniej nie powinna być podyktowana jedenastka za starcie Kokoszki z Covilo. W tym konkretnym przypadku uznajemy jednak, że arbiter wybroni się z podjętej decyzji, ale coś nam się wydaje, że to nie ostatnia kontrowersja z udziałem rosłego defensywnego pomocnika Cracovii, z którym przeciwnicy mają ogromny problem we własnym polu karnym. Wracając do meczu we Wrocławiu, u nas Śląsk wygrywa 2:1.

W pozostałych meczach błędów także nie brakowało, ale szczęśliwie nie wypaczyły końcowych rozstrzygnięć. W meczu Wisły Płock z Górnikiem Łęczna gościom należała się jedenastka, bo Bozić potraktował przeciwnika łokciem jednak w obrębie pola karnego. W innej sytuacji nie najlepiej prowadzący to spotkanie Tomasz Kwiatkowski niesłusznie pokazał spalonego Kante, który później – już po gwizdku, bez interwencji bramkarza – trafił do siatki. W myśl zasad niewydrukowanej tabeli takich sytuacji nie zamieniamy jednak na gola. Tak czy inaczej, w każdym wariancie wygrywa Górnik Łęczna.

Reklama

Ostatnia sporna kwestia to mecz Wisły Kraków z Bruk-Betem, w którym gospodarzom nie należał się rzut karny po niby-faulu na Patryku Małeckim. Ta pomyłka niewiele jednak zmieniła, bo “Biała Gwiazda” wcześniej i tak prowadziła, a podopieczni Czesława Michniewicza nie byli nawet blisko wyrównania. Inna sprawa, że mieliśmy tu do czynienia z pewnym odwróceniem trendu, bo dotychczas sędziowie częściej pomagali Termalice i szkodzili Wiśle. Tym razem było inaczej, a cała niewydrukowana tabela prezentuje się następująco:

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...