Reklama

Nie samą Legią człowiek żyje. Kilka pytań o pozostałe mecze Ligi Mistrzów

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

18 października 2016, 11:22 • 4 min czytania 0 komentarzy

Bez wątpienia wydarzeniem wieczoru, a dla wielu polskich kibiców wydarzeniem miesiąca, roku, może nawet dekady, jest starcie Legii z Realem Madryt. Mecz szczególny dla fanów, szczególny też dla piłkarzy, bo dla wielu jest pewnie pierwszą i ostatnią w życiu szansą na to, by odwiedzić Santiago Bernabeu nie tylko w roli turysty z aparatem przewieszonym na szyi. Gdzieś jednak w tle tej konfrontacji toczyć się będzie siedem pozostałych spotkań.

Nie samą Legią człowiek żyje. Kilka pytań o pozostałe mecze Ligi Mistrzów

1. Czy Sporting na boisku okaże się równie życzliwy, co w internecie?

Na Estadio Jose Alvalade odbędzie się dziś pierwsza odsłona bitwy o drugie miejsce w grupie F. Na tę chwilę sprawa wygląda tak: Borussia ma na swoim koncie cztery punkty, zaś Sporting trzy. Jeśli więc Portugalczycy chcą na wiosnę spróbować się w nieco poważniejszych od Ligi Europy rozgrywkach, to dziś muszą ugrać choćby jedno oczko. W przeciwnym razie – awans znacznie się oddali.

Póki co gospodarze wypuścili wczoraj do sieci całkiem sympatyczny filmik w którym pokrótce przedstawiają kibicom z Dortmundu miasto i zachęcają do jak najliczniejszego zjawienia się dziś na Półwyspie Iberyjskim. Wątpimy jednak, by życzliwość bijąca z twarzy chłopaka oprowadzającego po Lizbonie przełożyła się dziś na gościnność samych piłkarzy.



2. Leicester w końcu straci gola?

Reklama

Sceptycy dość szybko, bo jeszcze przed startem sezonu, zaczęli snuć dla ekipy „Lisów” czarne scenariusze. Grzmieli, że po jednorazowym wyskoku nadejdą trudne czasy, wróżyli że walka na tylu frontach doprowadzi do klęski na każdym z nich, tłumaczyli że Liga Mistrzów to zupełnie inna bajka i czas zejść na ziemię.

Tymczasem podopieczni Claudio Ranieriego jak dotychczas radzę sobie na arenie europejskiej wyśmienicie. Dwa mecze, sześć punktów, cztery strzelone i zero straconych goli. Fakt faktem nazwy grupowych rywali nie sprawiają, że mamy ochotę zamknąć drzwi na cztery spusty i uciec ze strachu pod kołdrę, ale trzeba mistrzowi Anglii oddać, że daje radę. Dziś mierzyć przyjdzie mu się z Kopenhagą, która – choć jest wiceliderem grupy – to większych problemów sprawić nie powinna.

3. Kopenhaga rozegra jedno ze swoich ostatnich spotkań w LM?

Kto wie, być może jest to jedna z ostatnich edycji Champions League, w której biorą udział Duńczycy. Ostatnio w klubie wpadli bowiem na dość szalony pomysł, który próbują przeforsować we współpracy z innymi zespołami.

O co tak pokrótce chodzi? Otóż grupa klubów ze Skandynawii, Beneluksu i Szkocji miałaby stworzyć swoje odrębne rozgrywki, coś na kształt Ligi Mistrzów. Oczywiście, że na mniejszą skalę, oczywiście z mniejszą pompą, ale finansowym tortem, który udałoby się ten sposób upiec, dzieliliby się tylko między sobą. Nie musieliby zysków nierówno dzielić między siebie a Barcelonę czy Juventus, tylko kasa krążyłaby między średniakami, które dzięki temu mogłyby szybciej gonić europejski top.

– Jeśli nie będziemy działać tu i teraz, z roku na rok największe kluby będą coraz mocniejsze i bogatsze. Nie jesteśmy w stanie dotrzymać im kroku rywalizując w tych samych rozgrywkach, więc nasz własny turniej mógłby nadać tempa naszego rozwoju – powiedział w rozmowie z duńskim dziennikiem BT.

Reklama

Okazuje się więc, że idee Andersa Horsholta nie są jedynie mglistymi planami, a koncepcjami, które chciałby jak najszybciej wcielić w życie. Na tę chwilę prowadził rozmowy z klubami ze Szkocji (Cetlic, Rangers), Holandii (Feyenoord, Ajax, PSV), Belgii (Anderlecht, Club Brugge), Norwegii (Rosenborg) oraz Szwecji (Malmoe FF). O efektach negocjacji póki co cisza jak makiem zasiał, ale po zaangażowaniu dyrektora kopenhaskiej drużyny widać, że sprawę traktuje jak najbardziej poważnie.

4. Którego z Polaków warto dziś obserwować?

Nie wiążemy zbyt wielkich nadziei z występami Polaków siedzących w kadrze Leicester. Z dwójki Wasilewski – Kapustka najbliżej występu w tegorocznej edycji LM był ten pierwszy, choć określenie „najbliżej” jest tu w zasadzie sporym wyolbrzymieniem. Marcin był po prostu w kadrze na wyjazdowy mecz z Brugge, czego nie udało się dokonać jego koledze. W osiemnastce na mecz z Porto zabrakło jednak miejsca i dla jednego, i dla drugiego.

Swoją uwagę warto na pewno skupić na Kamilu Gliku, który robi furorę w Monaco. Polak w ostatniej kolejce nie dość, że perfekcyjnie wywiązywał się ze swoich obowiązków defensywnych, to jeszcze w ostatnich sekundach meczu rąbnął gola z woleja. A co – przypomnimy. Pięknych trafień nigdy dość.

Wiele wskazuje też na to, że na boisku zamelduje się Łukasz Piszczek, który normalnie trenował już z drużyną.

Swojego rodaka będziemy mogli też podziwiać w Lyonie, gdzie Olympique podejmie Juventus. Nie chodzi nam jednak o Maćka Rybusa, który doznał urazu, a o Szymona Marciniaka – sędziego tej konfrontacji.

5. Jak wypadnie powrót do Leverkusen najdroższego azjatyckiego piłkarza?

Dokładnie 30 milionów euro kosztował włodarzy Tottenhamu Koreańczyk Heung-Min Son. Napastnik trafiając przed rokiem do Anglii stał się tym samym najdroższym piłkarzem z Azji, a dziś, raptem po nieco ponad roku, powróci do Leverkusen.

Wspomnienia związane z zawodnikiem mają w klubie z BayArena bardzo dobre, bo oprócz całej jakości piłkarskiej, którą wnosił do drużyny, jego popularność przyciągała też do klubu sponsorów. Gdyby nie Son, to Bayer nie podpisałby wówczas umowy z koncernem LG, który z uwagi na obecność piłkarza postanowił pompować zainteresowanie „Aptekarzami” na własnym kontynencie. Dziś napastnika w Leverkusen już nie ma, a umowy z LG – również.

A tak prezentuje się pełna rozpiska na ten wieczór:

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...