Reklama

Leniwi faworyci i kolejne czary Payeta – sobota w Premier League

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2016, 17:54 • 4 min czytania 0 komentarzy

Niełatwo wyobrazić sobie trudniejszy sprawdzian dla Łukasza Fabiańskiego, niż przyjazd Liverpoolu – The Reds są ewidentnie w gazie, wygrywają regularnie, generalnie początek sezonu wygląda dla nich dobrze. I rzeczywiście, Polak musiał się mieć na baczności praktycznie cały mecz, a i tak ostatecznie dwa razy schylał się po piłkę, żeby wyciągnąć ją z bramki.

Leniwi faworyci i kolejne czary Payeta – sobota w Premier League

Choć nie było tak, że Liverpool prowadził regularny ostrzał – nie, szczególnie w pierwszej połowie podopieczni Kloppa irytowali. Jasne, mieli przewagę w posiadaniu piłki, futbolówka krążyła blisko pola karnego Fabiańskiego, ale brakowało pomysłu, jakości i dokładności, by akcje zakończyć celnym uderzeniem – takiego po stronie The Reds w pierwszej połowie nie zobaczyliśmy, chyba że uznamy im zblokowanego flaka Firmino. Przyjezdni byli na tyle sfrustrowani, że szukali tak prostackich szans, jak na przykład symulka Sturridge’a – sorry facet, tyle razy już nurkowałeś i nikt poważny na ten numer się nie nabierze. Obraz padającego Anglika po jakimś śmiesznym starciu to dobre podsumowanie Liverpoolu z pierwszych 45 minut, bo pokazujące pustkę w głowie piłkarzy ubranych na czerwono przy pytaniu „jak zaskoczyć Swansea?”

Skoro tak, to swojej szansy poszukały Łabędzie i piłkę do pustaka wpakował Leroy Fer, będący w dobrej formie – to już jego czwarty gol w tym sezonie.

Klopp schodząc do szatni raczej nie wyglądał jak człowiek, który zaraz szeptem przekaże parę miłych słów, ale raczej mocno podniesie głos i każe piłkarzom się ogarnąć, bo nie wypada, by zespół z czołówki tak grał. W każdym razie, cokolwiek powiedział – zadziałało. Liverpool wyszedł na drugą połowę konkretniejszy, w końcu jego akcje się zazębiały i to musiało przynieść w efekcie bramki. I rzeczywiście tak było, a kluczowy w układance okazał się Firmino – najpierw pokonał Fabiańskiego inteligentnym strzałem głową, a potem wywalczył rzut karny, który wykorzystał James Milner.

Liverpool odkręcił się po przerwie, choć jeszcze w końcówce wrócił na chwilę do formy z pierwszych 45 minut i mogło go to kosztować dwa punkty. Van der Hoorn przez nieuwagę obrońców dostał patelnię gdzieś na siódmym metrze, ale że nie ma instynktu snajpera, to fatalnie spudłował. Niby szczęście sprzyja lepszym – bo The Reds są lepsi od Swansea, ale dziś wygrali 2:1 też dlatego, że gospodarze swojemu szczęści nie pomogli.

Reklama

Jeszcze słówko o Fabiańskim – co mógł, to obronił, przy bramkach nie dał nic ekstra, ale o to było piekielnie trudno. Kolejny dzień w pracy, nie grozi mu ani jedenastka kolejki, ani nominacja do grona najgorszych.

*

Bardzo podobny scenariusz miał mecz Hull z Chelsea. Tam też w pierwszej połowie goście niewyobrażalnie męczyli bułę, nie mieli żadnego pomysłu na Tygrysy, Przemysław Rudzki powiedział w pewnym momencie, że londyńczykom przydałoby się wsparcie w dziale kreatywności. Bo faktycznie, siermięga aż biła od ekipy Conte, zupełnie nie przystająca do takiej marki. A Hull taki styl bardzo pasował, choć oni nie potrafili zrobić tego co Swansea – strzelić gola. Owszem, próbowali, ale strzały Masona i Snodgrassa wyjmował Courtois.

No, a po przerwie zdarzyło się dokładnie to samo co w Walii – faworyt podkręcił tempo i skarcił rywala. Najpierw fenomenalnie uderzył Willan, gdzieś z okolicy linii szesnastki – idealny rogal blisko okienka bramki, potem wynik podwyższył Diego Costa. Szczególnie przy drugiej bramce gospodarze skompromitowali się doszczętnie, bo brakowało tylko czerwonego dywanu dla Maticia, tak gościnnie go przywitali na swojej połowie. Chelsea mogła i powinna wygrać wyżej niż 2:0, ale raz sędzia nie podyktował ewidentnej jedenastki, a przy innych okazjach londyńczycy pudłowali.

To piąty mecz bez zwycięstwa Tygrysów, ale skoro są tak uprzejmi dla rywala, jak przy drugiej bramce, to trudno się dziwić – choć też trzeba wziąć poprawkę na to, że poza Burnley grali z teoretycznie najmocniejszymi w Anglii. Chelsea natomiast wygrywa po raz pierwszy od trzech spotkań i drugie 45 minut może być dla Conte powodem do optymizmu.

Reklama

*

Co w innych spotkaniach? Na pewno musicie zobaczyć tę bramkę Payeta, która dała remis West Hamowi…

… i dowiedzieć się, że Boruc przyjął dziś dwójkę od Watfordu, ale przy żadnej z bramek nie miał nic do powiedzenia.

Komplet wyników:

wyniki

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...