Reklama

Historyczne „El Plastico”, magia Tuchela i bremeńska rutyna

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 sierpnia 2016, 17:54 • 5 min czytania 0 komentarzy

Awansowi żadnej drużyny w ostatnich latach nie towarzyszyło tyle pobocznych historii, tyle głosów nienawiści czy wręcz publicznie okazywanych odczuć wstrętu i pogardy. RB Lipsk, klub znany jako ten, który „uprawia sport z piłką na trawie” w ubiegły weekend zadebiutował na boiskach Bundesligi. I był to nie tylko najchętniej oglądany debiut w tych rozgrywkach, ale też najchętniej podziwiany mecz ostatnich dni. Poza tym, liga niemiecka przywitała nas monachijskim zwyczajem, kolejnym odrodzeniem autorstwa Tuchela oraz pierwszą walką pretendenta do starć w MMA z opolskiego Ozimka.

Historyczne „El Plastico”, magia Tuchela i bremeńska rutyna

RB Lipsk. Choć na usta ciśnie się rozwinięcie akronimu jako Red Bull, to spółka już dawno zadbała o to by – pod kątem prawnym – władze ligi nie mogły sie do niczego przyczepić. Do czynienia mamy więc z RasenBallsportem, który już na starcie ma jakieś sto razy więcej wrogów niż sprzymierzeńców. Za naszą zachodnią granicą dotąd protestowali jednak przede wszystkim kibice, którzy jak nigdzie indziej cięci są na twory oparte na szybki i pokaźnych zastrzykach gotówki.

Określenia „El Plastico” tłumaczyć nie trzeba – z jednej strony Hoffenheim, czyli niemiecka Nieciecza. Klub stoworzony na prowincji jako efekt fanaberii miliardera. Z drugiej – wspomniane RB, które na każdym kroku emanuje logiem dwóch zderzających się byków. Dziś całe Niemcy są jednak w szoku – okazało się bowiem, że starcie „plastikowych” zespołów było w ubiegły weekend najchętniej oglądanym spotkaniem w telewizji Sky. Nie strzelanina z udziałem mistrza Niemiec, nie potyczka Borussii Dortmund czy hit w Moenchengladbach. Właśnie Hoffenheim – Lipsk, które skończyło się sprawiedliwym 2:2.

CrBOm-wWYAAKtdQ

Czy z tej statystyki można wyciągać daleko idące wnioski? I tak, i nie. Niby oczywistym jest, że to pierwszy, historyczny mecz Lipska w najwyższej klasie rozgrywkowej przyciągnął na kanapę tak dużą rzeszę kibiców, ale w kolejnych tygodniach te liczby wcale nie muszą drastycznie spadać. Generalnie RB jest często i, chyba niesłusznie, demonizowane. Tak po prawdzie to w Niemczech, poza społecznością kibicowską, eksperci dostrzegają wiele plusów obecności zespołu w Bundeslidze. Klub pochodzący z byłego NRD, czyli – w porównaniu z zachodnią częścią kraju – piłkarskiej pustyni, ma dać bodziec do rozwoju klubów i towarzyszących im akademii właśnie ze wschodu. RasenBallsport otwarcie też przyznaje, że w ciągu kilku lat planuje równorzędnie walczyć z Bayernem, a jak wiadomo każda dodatkowa konkurencja jest korzystna, bo napędza do działania rywalizujące drużyny. A tak poza tym to Lipsk, ze wszystkich europejskich projektów piłkarskich, które tworzone są znienacka i za grubą forsę, prowadzony jest do bólu mądrze. Nie ma kominów płacowych, nie ma gwiazd, nie ma przepłacania i ściągania podstarzałych zawodników z nazwiskiem. Jest za to pełne zaufanie do młodzieży, rozsądek w każdym planowanym ruchu i przede wszystkim stabilne fundamenty.

Reklama

No ale żeby nie było tak kolorowo – kibice Hoffenheim poczuli, że tracą niechlubną wizytówkę najsztuczniejszego zespołu za naszą zachodnią granicą i o swoje prawa postanowili powalczyć transparentem. „Chcemy odzyskać nasz tron najbardziej znienawidzonego klubu w Niemczech!”

Bez tytułu

***

Jeszcze kilka lat temu mecze pomiędzy Bayernem a Werderem przyciągały przed telewizory tłumy kibiców. Te wyrównane starcia gwarantowały bowiem wielkie emocje czysto piłkarskie. Dziś – gdy na przeciwko siebie stają monachijczycy i bremeńczycy – można tylko zapytać ile goli tym razem przyjmą ci drudzy. To zdecydowanie jedna z najpewniejszych lokat na tej szerokości geograficznej. We wrześniu 2010 roku udało się jeszcze wyszarpać remis, ale od tamtego czasu Werder zbierał łomot za łomotem. Na tę chwilę wygląda to… A, zobaczcie sami. 1:2, 1:3, 1:4, 1:2, 0:2, 1:6, 0:7, 2:5, 0:6, 0:4, 0:1, 0:5, 0:2, 0:6… Katastrofa.

Nietrudno było zatem przewidzieć jak zakończy się inauguracja ligi na Allianz-Arena.

***

Reklama

Ma coś w sobie i w swoim warsztacie Thomas Tuchel takiego, że potrafi wyciągać piłkarzy z beznadziejnego położenia. Jest świetnym trenerem, kapitalnie przygotowuje swoje zespoły pod kątem taktycznym, a przy tym potrafi z niemrawego i tkwiącego w marazmie gościa zrobić gwiazdę. Transfer do Manchesteru United Henrich Mchitarjan może w pierwszej kolejności zawdzięczać Tuchelowi, który wycisnął z niego wszystko to, czego wycisnąć nie potrafił Juergen Klopp. Poza tym swój najlepszy sezon ma za sobą też Marcel Schmelzer, którego widowiskowa ewolucja doprowadziła nawet do przejęcia po Hummelsie opaski kapitańskiej.

Teraz przed niemieckim trenerem misja życia. Do optymalnej dyspozycji musi bowiem doprowadzić i walczącego z nadwagą Mario Goetze, i Andre Schuerrle, który ma za sobą fatalne nie tygodnie, nie dni, a wręcz lata. I, jak mogliśmy zobaczyć w spotkaniu z FSV Mainz, ten drugi jest już na najlepszej drodze do tego, by wyglądać jak tak, jak przed wyjazdem do Anglii. Skrzydłowy miał udział w 14 z 17 akcji, które zakończyły się oddaniem strzału przez BVB, a ponadto wygrał aż 67 procent pojedynków. Wyglądał świeżo, efektownie i niezwykle groźnie, co – jeszcze grając w Chelsea i Wolfsburgu – było mu totalnie obce.

***

Wydawało się, że Paweł Olkowski jest na dobrej drodze do tego, by wrócić na plac. Nabrał kilogramów, odzyskał formę fizyczną, zebrał kilka pochlebnych opinii za okres przygotowawczy. Aż tu bach – pierwszy sierpowy. Mecz Pucharu Niemiec, Marcel Riise w wyjściowej jedenastce, a Paweł na ławce. Inauguracja ligi i kolejny cios – na boku obrony stoper Soerensen, Riise na skrzydle, pewne zwycięstwo Koeln. I gdy wydawało się, że gorzej na starcie sezonu być nie może, to polski obrońca natrzaskał swojemu sąsiadowi i trafił na komendę. Nie tak miała wyglądać druga połowa sierpnia, nie tak.

***

W pozycji siedzącej mecz zaczął też Łukasz Piszczek, ale jakichkolwiek powodów do obaw być nie powinno. Młodziutki Felix Passlack lato przepracował solidnie i był przez Tuchela chwalony, ale lada moment, gdy Polak powróci po Euro do optymalnej formy fizycznej, która przecież w jego przypadku jest tak istotna, do składu powinien wrócić bez większych problemów. Dlaczego? Ano dlatego, że w porównaniu do swojego konkurenta odważnie gra do przodu, a to jest szalenie ważne w taktyce Borussii. Passlack w meczu z Mainz zagrał do przodu raptem kilka piłek i generalnie prezentował raczej alibi-fussball.

Marcin Borzęcki

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Komentarze

0 komentarzy

Loading...