Ponury dowcip – tylko tak potrafimy na tę chwilę podsumować rewanż Legii z irlandzkim Dundalk. Stołeczni fakt faktem awans wywalczyli, ale nikt nie ma chyba wątpliwości, że jest to awans wyszarpany, wymęczony, do którego droga wiodła przez ciernie.
A oto nasze oceny indywidualne za to spotkanie:
ARKADIUSZ MALARZ – 4
Nie miał najmniejszych szans przy straconym golu, więc nie próbujemy go nawet obwiniać. Poza tym, tak jak od początku sezonu, bezbłędnie wypełniał swoje obowiązki.
ŁUKASZ BROŹ – 3
Łukasz przejawia w tym sezonie tę niepokojącą tendencję, która sprawia, że na boisku powinno mu się do minimum ograniczać zadania ofensywne. Co z tego, że czasem przechwyci piłkę, skoro podciągnie akcję o kilka metrów i po chwili zagrywa do przeciwnika. Dziś Broź również tworzył tylko optycznie dobre wrażenie – łapał piłkę, a po chwili ją tracił. Kompletnie bez sensu.
IGOR LEWCZUK – 4
Solidny mecz w wykonaniu Igora. Nie popełnił rzucających się w oczy błędów, a parę razy zażegnał też niebezpieczeństwo, gdy piłka odbijała się w szesnastce legionistów. Nie miał co prawda zbyt wielu okazji do wykazania się, ale w zasadzie od pierwszej do ostatniej minuty był czujny i skoncentrowany.
MICHAŁ PAZDAN – 4
Jedyny obok Arka Malarza zawodnik, który trzyma w miarę wysoki poziom od początku sezonu. Skuteczny w interwencjach, najczęściej w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Razem z Lewczukiem nie pozwolili rywalom na zbyt wiele, choć minus za dopuszczenie do strzału z przewrotki i oczywiście bramkę, się należy.
ADAM HLOUSEK – 1
Nie wiemy, co stało się z tym gościem na przestrzeni kilku tygodni, ale wiemy, że z wyważonego, pewnego swoich decyzji obrońcy, stał się elektrycznym defensorem, który na boisku jest totalnie nieprzewidywalny. Niestety ta nieprzewidywalność to nie brawurowe rajdy i celne dośrodkowania, a raczej całe niebezpieczeństwo, które wiąże się z trzymaniem go na murawie. Dziś – poza groźnym strzałem w pierwszej połowie – był zwyczajnie fatalny. Piłka co rusz odskakiwała mu od nogi, gubił krycie, nie potrafił oszacować trajektorii lecącej piłki i w najgorszym możliwym momencie złapał dwie żółte kartki. Katastrofa.
STEEVEN LANGIL – 2
Bez wątpienia mają w Warszawie gest. Za nieznanego szerszej publiczności faceta, który w swoim repertuarze ma parę kawałków na pianinie i dośrodkowania w aut wydano pół miliona euro. Nie chcemy znęcać się nad włodarzami Legii i wyliczać sposoby, w jakie rozsądniej można wydać tę kasę, ale prawda jest wyjątkowo smutna. Langil jest szybki i potrafi zerwać się z łańcucha rywala, ale poza tym nie prezentuje żadnego poziomu. No, oprócz tego, który pokazuje naciskając klawisze.
TOMASZ JODŁOWIEC – 3
Dziś budził skrajnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony parę razy przepchnął rywali i powalczył o piłkę, ale z drugiej ciężko przypomnieć sobie sytuację w której tak zwyczajnie błysnął. Raczej bierny w grze do przodu, zbyt często spóźniony. Przy bramce dla Dundalk zawalił, za głęboko cofając się pod swoją bramkę.
VADIS ODJIDJA-OFOE – 3
Niewielu jest graczy tak umiejętnie pozorujących grę i w tym na pewno Vadis jest mistrzem. Truchta sobie w kole środkowym, trochę pomacha rękoma, czasem odegra koledze i to byłoby na tyle. Cenimy, że stara się wprowadzać spokój i szukać rozegrania do skrzydła, ale po zawodniku z którym wiążą się takie kwoty, to zdecydowanie za mało. Plus za asystę przy bramce Kucharczyka, inaczej skończyłby z dwóją.
THIBAULT MOULIN – 2
Zachwycił nas, gdy wchodził do Ekstraklasy. Niestety – czar niezwykle szybko prysł. Moulin wyglądał na gościa, który potrafi niekonwencjonalnie zagrać do napastnika i jednym podaniem wytworzyć przewagę liczebną. Dziś, już po raz kolejny w ostatnich tygodniach, sprawiał wrażenie faceta, który myślami jest zupełnie gdzie indziej. Przeciwnicy przestawiali go jak szafkę nocną, był kompletnie bezużyteczny w walce bark w bark. Poza tym tylko sporadycznie serwował podania, dla jakich ściągnięto go na Łazienkowką.
MICHAŁ KUCHARCZYK – 4
U Michała nogi, zresztą nie po raz pierwszy, wyprzedzały dziś głowę. Czasem sprytnie dostrzegał podającego kolegę, ale zanim jeszcze spostrzegł się czy może ruszyć za piłką, asystent sędziego już miał chorągiewkę w górze. Poza tym kilka nieefektywnych rajdów i gol, który sprawił, że wszystkim kibicom warszawskiej Legii spadł z serca potężny kamień. Ciężko jednak wymazać z pamięci liczbę kontrataków, które zmarnował.
NEMANJA NIKOLIĆ – 2
Jeśli to było pożegnanie Węgra z Łazienkowską, to było ono niezwykle gorzkie. Dziś Nikolić był cieniem tego Nikolicia, którego znamy od roku – zwyczajnie miał problemy z tym, żeby znaleźć sobie miejsce na boisku, czy dobrze przyjąć podanie od kolegi. Apatyczny, błąkający się w okolicach szesnastki, często pozbawiony jakiegokolwiek wsparcia.
GUILHERME – 5
Dokładnie taki Guiherme, jakiego znamy – szybki, aktywny, skory do gry na jeden kontakt. Wraz z pojawieniem się Brazylijczyka na boisku, ofensywna gospodarza zrobiła się o wiele bardziej ruchliwa.
BARTOSZ BERESZYŃSKI – 4
Mecz u siebie z półamatorami z Irlandii, końcówka spotkania i obrońca wchodzący za napastnika. Jakkolwiek spojrzeć – nie jest to normalna sprawa. Bereszyński parę razy przytrzymał jednak mądrze piłkę, poszukał gry na czas i łatał dziury, które pozostawili koledzy. Na tle kolegów wypadł całkiem przyzwoicie.
ALEKSANDAR PRIJOVIĆ – bez oceny
fot. FotoPyk