Reklama

Tekst czytelnika: Sam Clucas na salonach angielskiej piłki, czyli sky is the limit

redakcja

Autor:redakcja

20 sierpnia 2016, 09:15 • 12 min czytania 0 komentarzy

Każdy młody angielski piłkarz od dziecka marzy o grze – przynajmniej ich mniemaniu – w najlepszej lidze świata, za jaką ogólnie uważana jest Premier League. Wielu z tych chłopaków trenuje w akademiach klubów występujących na co dzień w angielskiej ekstraklasie, co jeszcze bardziej działa na wyobraźnię młodych adeptów futbolu. Skoro trenują już w tak renomowanym klubie, to muszą być na tyle dobrzy, by dostać się do pierwszej drużyny. Oczywiście, to bardziej pobożne życzenia, niż realna ocena sytuacji. Tak czy inaczej, niejeden z piłkarzy, który dostał się na sam szczyt, przebył zgoła odmienną drogę – plątając się po niższych ligach, nierzadko grając po prostu amatorsko. Dzięki takim graczom jak Jamie Vardy czy Rickie Lambert każdy może powiedzieć: „A może mi tez się uda!”. Tak też mógłby pomyśleć bohater tego tekstu – Sam Clucas, który jako nastolatek został wyrzucony przez Leicester, a później przez Hiszpanię trafił ostatecznie do Premier League.

Tekst czytelnika: Sam Clucas na salonach angielskiej piłki, czyli sky is the limit

1 września 2009 roku, Darlington. Na obrzeżach angielskiej piramidy futbolowej toczy się mecz jakich w Wielkiej Brytanii wiele – miejscowy klub walczy, bo tak to można nazwać, z Lincoln City. To spotkanie z gatunku tych w których determinacja i zaangażowanie zdecydowanie przeważają nad typowo piłkarskimi umiejętnościami. Nic w tym dziwnego, ponieważ stawką tego spotkania jest awans do kolejnej rundy Johntsone’s Paint Trophy czyli pucharu dla drużyn z League One i League Two, który nie ma zbyt wielkiego prestiżu nawet dla samych uczestników.

Po pierwszej połowie Darlington prowadzi 1:0. Menedżer gości Peter Jackson widząc nieudolność swoich graczy, w 63 minucie wpuszcza na boisko nastoletniego rudawego pomocnika dla którego był to debiut w seniorskiej piłce.

Wówczas pewnie żaden z kibiców będących na trybunach nie spodziewał się, że niepozornego chłopaka, który właśnie wszedł na murawę, po latach będą mogli oglądać w telewizji. Życie jednak płata różne figle i pisze własne historie, dlatego siedem lat później ów żółtodziób będzie biegał po boiskach Premier League. Jednak zanim do tego doszło, nasz bohater musiał pokonać przeciwności losu i dosłownie krok po krok, szczebel po szczeblu piać się w hierarchii angielskiego futbolu….

Clucas, który większość życia spędził w Lincoln, rozpoczął swoja karierę w wieku 10 lat, kiedy dołączył do akademii Leicester City. Jego treningi w drużynie „Lisów” wiązały się z dość długimi dojazdami – oba miasta dzieli niemal 100 km – co z powodu wieku mogło być sporym problemem. Jego tata Dave, z racji tego, że jest sympatykiem futbolu, nie zniechęcił się i trzy razy w tygodniu woził swojego syna na treningi i mecze „Lisów”. Niestety, wysiłki ojca okazały się daremne, gdy w wieku 16 lat trenerzy zadecydowali, ze Sam nie będzie brany pod uwagę przy kompletowaniu drużyny młodzieżowej. Zamiast prawdziwej szansy na zbliżenie się do pierwszego zespołu, po prostu pokazano mu drzwi. Po latach Clucas wspomina przyczyny takiej decyzji: – Nie byłem wystarczająco silny fizycznie. Podziwiali moje zdolności techniczne, ale sam czułem, że jestem zbyt slaby fizycznie.

Reklama

To nie koniec rozczarowań, jakie spotkały młodego Sama i niedługo po tym jak został odstrzelony przez Leicester, historia zatoczyła koło. Tym razem sytuacja była jeszcze bardziej niezrozumiała. Clucas postanowił spróbować swoich sil w MK Dons i dostał szansę w sparingu przeciwko drużynie młodzieżowej tego klubu. Nie dość, ze pomocnik był klasą samą w sobie, to dołożył do tego hat-tricka, a zespól złożony z testowanych graczy, wygrał 5:3. Po takim występie angaż, albo przynajmniej kolejny sparing powinien być normalna koleją rzeczy, jednak stało się zupełnie inaczej. Tak sprawę tłumaczył sam zawodnik: – Trener przyszedł do szatni, odczytał listę osób, którą chciał zobaczyć ponownie i mnie tam nie było. Zastanawiałem się, co jeszcze mogę zrobić? Przecież strzeliłem hat-tricka. Powód był ten sam, nie miałem odpowiednich warunków fizycznych.

25-latek, po nieudanych podejściach w Leicester i MK Dons, spędził kilka lat w Lincoln College, gdzie postawił na naukę, a jego jedyna styczność z futbolem ograniczała się do gry w amatorskiej drużynie – Nettleham. Paradoksalnie, w momencie gdy mimo wszystko ograniczył swój rozwój, wypatrzył go ówczesny szkoleniowiec Lincoln City – Peter Jackson, który przygotowywał swój zespół do sezonu na czwartoligowych boiskach. W jednym ze sparingów zorganizowanych przez Jacksona wystąpiło wielu zawodników bez klubu, a także młodzi kandydaci na piłkarzy, którzy z wielki marzeniami wchodzili w świat futbolu. Wśród chętnych na podbicie angielskich boisk znalazł się klejnot w surowym stanie – Sam Clucas. Jakcson tak wspomina pierwsze kroki swojego byłego podopiecznego: – Pamiętam młodego, kruchego 18-letniego zawodnika. Widać było że miał potencjał – był graczem, który wyróżniał się na tle innych. Chciałem zaryzykować i podjąć z nim współpracę, ale zarząd musiał się do niego przekonać. Myślę, że jego pierwsza umowa była na poziomie 60-70 funtów tygodniowo, na pewno nie więcej. Mimo to, zarząd i tak nie był zbyt chętny by podpisać z nim kontrakt.

Władze Lincoln, które aktualnie występuje w piątej lidze, nie wykazywały zbyt wielkich chęci do tak długotrwałego projektu jak Clucas. Pomocnik miał jednak „Plan B” i w przypadku niepowodzenia miał możliwość wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, w ramach stypendium piłkarskiego. Ostatnie słowo należało jednak do Jacksona, który od początku bardzo mocno naciskał, by dać chłopakowi szansę. Ostatecznie menedżer dopiął swego i popularne „Skrzaty” podpisały z nastolatkiem roczną umowę.

Wspomniany wcześniej debiut przeciwko Darlington miał również negatywne skutki. Po spotkaniu zarząd Lincoln postanowił zwolnic Jakcsona, co tym samym zakończyło przygodę Clucasa, zanim się jeszcze na dobre rozpoczęła. Nowy menedżer Chris Sutton nie był przekonany do umiejętności młodego pomocnika, dlatego pod koniec grudnia 2009 roku został umieszczony na liście transferowej, a latem 2010 roku ostatecznie zakończyła się jego przygoda na Sincil Bank. – Doskonale pamiętam mamę Sama, która dzwoniła do mnie po rady, gdy odszedłem z klubu. Sam doskonale wiedział, że nie otrzyma kolejnej szansy – zdradza Jackson.

Gdy wydawało się, że kolejna porażka na dobre zrujnuje marzenia Clucasa o profesjonalnym uprawianiu futbolu, nastąpił punkt zwrotny w jego karierze. Zbawieniem okazała się Akademia Piłkarska prowadzona przez byłego selekcjonera reprezentacji Anglii – Glenna Hoddle’a, która wyłapuje „odrzutki” z angielskich klubów. Sam otrzymał dwuletnie stypendium i nie miał żadnych obaw, by w tak młodym wieku wyjechać do Hiszpanii. Tam zaczął mocno trenować i rozwijać swój talent nie tylko pod okiem Hoddle’a, ale również takich osobistości jak Graham Rix (legenda Arsenalu), Nigel Spackman (były pomocnik m.in. Chelsea) i Dave Beasant (Wimbledon).


(To tutaj znajduje się Glenn Hoddle Academy, która daje drugą szansę młodym angielskim piłkarzom. Jej najsłynniejszym absolwentem jest reprezentant Szkocji i gracz Watfordu – Ikechi Anya.)

Reklama

Szukali wyłącznie graczy, którzy zostali zwolnieni przez kluby Premier League i Championship, a ja byłem chłopakiem z League Two. Dużo czasu zajęło mi przekonanie ich, by mnie przyjęli – wspomina piłkarz.

Rywalizacja na poziomie Tercera Division (4. liga) w barwach Jerez Industrial CF wystarczająco przygotowała rudowłosego piłkarza do kolejnego podejścia w angielskim futbolu. Dzięki treningom na Półwyspie Iberyjskim, w listopadzie 2011 roku trafił do Hereford United, tym samym rozpoczynając nowy etap w swojej karierze. Co warte podkreślenia – tym razem etap pełen sukcesów. O tym, że w końcu zaczyna dziać się zupełnie coś nowego, świadczył fakt, że zarówno menedżer jaki i dyrektor klubu byli bardzo zaangażowani w sprowadzenie Clucasa.

Jamie Pitman, który wówczas prowadził popularne Byki, przywołuje z pamięci swoje pierwsze spotkanie z Samem: –Graliśmy towarzyski mecz z akademią Glenna Hoddle’a i Sam był jednym z jej zawodników. Na początku było mu bardzo ciężko w starciu przeciwko moim graczom, ze względu na jego wiek i posturę fizyczną. Spotkanie było pełne walki i niełatwo było odnaleźć się młodemu chłopakowi w takim środowisku. Ale Sam zawsze ciężko pracował nad swoją grą i naprawdę przykładał się do tego. Ma świetne podejście i zawsze jest chętny do nauki.

Clucas początkowo dość wolno rozkręcał się w Hereford zaliczając w pierwszym sezonie zaledwie 18 występów. Co gorsza nie był w stanie pomoc swojej drużynie, która walczyła wówczas o utrzymanie w Conference (5 liga). Przyszłość pokazała jednak, że spadek Byków paradoksalnie przysłużył się pomocnikowi i w sezonie 2012/13 otrzymywał znacznie więcej szans w pierwszej jedenastce. Dzięki dobrej grze ekipa ze wschodniej Anglii była bardzo blisko zajęcia miejsca gwarantującego baraże, ale ostatecznie zakończyli rozgrywki tuż za strefą play-off. Mimo braku sukcesu drużynowego, skrzydłowy zaliczył bardzo udany sezon notując dziewięć trafień w 44 występach, co zaowocowało kolejnym krokiem w jego karierze.

Oprócz zalet typowo ofensywnych, Clucasa cechuje także spora wszechstronność, za co zebrał komplementy od Jamiego Pitmana: – Jest znakomitym atletą, ma bardzo dobrą lewą nogę. Występował na każdej pozycji: grał na lewej obronie, na lewym skrzydle i w środku pola. To pokazuje, że jest inteligentnym graczem. Miał także wielki talent do zdobywania bramek, ponieważ jest typem zawodnika, który znajduje się we właściwym miejscu, we właściwym czasie.

Następnym przystankiem w dynamicznym rozwoju Clucasa było Mansfield Town, które wygrało rozgrywki Conference i szykowało się do gry w League Two. Kwota transferu wyniosła ponad 20,000 funtów, a sam zawodnik w międzyczasie odrzucił ofertę miedzy innymi z Crewe Alexandre, gdzie miał po prostu dalej do domu. Z klubem z Field Mill podpisał dwuletni kontrakt, a menedżer Paul Cox nigdy nie miał jakichkolwiek wątpliwości co do wartości nowego piłkarza: – Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem był rudawym, drobnym chłopcem – ale bardzo szybko przybyło mu mięśni. Jak każdy młody gracz miał trochę braków, ale jego zacięcie na treningach szybko to wyrównało. Jego etyka pracy jest doskonała i jest zawodnikiem, który docenia fakt bycia piłkarzem. Nie bierze niczego za pewnik.

Swoją bardzo dobrą grą w nowym klubie, szybko zaskarbił serca kibiców Mansfield, a trenerzy bez cienia wątpliwości uczynili go podstawowym graczem swojego zespołu. Clucas wykorzystał swoją szansę w stu procentach, kończąc sezon z bardzo dobrym bilansem: 13 bramek w 43 meczach, a w pucharowym meczu z St Albans aż czterokrotnie wpakował piłkę do siatki. Tym samym było już wiadomo, że nastolatek nadrobił stracony czas i wraz z kolejnym rokiem przejdzie na wyższy poziom rozgrywek.


Pierwsza i do tego efektowna bramka w barwach Mansfield.

W jednym z wywiadów przyznaje: – Patrzę wstecz i myślę, że mimo przeciwności losu miałem szczęście, ponieważ wykonałem odpowiednie ruchy we właściwym czasie.

23-latek był łakomym kąskiem na rynku transferowym dla klubów z League One i oczywistą rzeczą było, że trafi do jednej z trzecioligowych drużyn. Decyzja odwlekała się bardzo długo – aż do ostatniego dnia– a najbardziej zdeterminowane okazało się Chesterfield, które postanowiło wysupłać około 150,000 funtów, czyli równowartość jednej tygodniówki niektórych zawodników Premier League. Clucas podpisał trzyletnią umowę, ale jak pokazało życie nie wypełnił jej nawet w połowie.

To wprost niewiarygodne jak szybko pokonał wszystkie szczeble. Zawsze miał ogromny potencjał, ale nie spodziewałem się, że wydarzy się to tak szybko. Myślałem, że opuści nas po 18 miesiącach albo dwóch latach, ale stało się jasne, że po dobrym sezonie nie mogliśmy zatrzymywać go w klubie. Górował nad większością graczy na tym poziomie – przyznaje jego ówczesny menedżer, Paul Cox.

Scenariusz w kolejnym sezonie był dokładnie taki sam jak rok wcześniej: podstawowy skład, świetne występy, strzelone bramki – można powiedzieć że typowy plagiat. Jednak w odróżnieniu od poprzednich klubów, w Chesterfield odniósł jeszcze większy sukces, tak prywatny jak i drużynowy. W głównej mierze dzięki dziewięciu trafieniom został wybrany na Proact Stadium graczem roku, a jego bramki nareszcie miały wymierny wpływ na sukces zespołu. Klub zajmując 6. miejsce w lidze, zapewnił sobie udział w fazie play-off o awans do Championship -jednak przygoda Clucasa i jego kolegów zakończyła się już na pierwszej przeszkodzie. The Spireites wyraźnie ulegli w półfinałowym dwumeczu ekipie Preston.

Sam piłkarz widział to następująco: – Po poprzednim sezonie, nawet w Chesterfield nie spodziewano się, że znajdziemy się w play-off. Podniecenie było ogromne, piłkarze byli nabuzowani, a mecz był w telewizji. Niestety, porażka w Preston była okropna. W rewanżu naprawdę czuliśmy, że mogliśmy odmienić losy dwumeczu i dostać się do finału. Gdybyśmy wykorzystali nasze szanse, bylibyśmy w Championship. Niestety tak się nie stało. Po meczu każdy siedział w szatni z głową schowaną w rękach. To było ogromne rozczarowanie.

Do tego momentu władze Chesterfiled mogły się jeszcze łudzić, że w przypadku awansu, mają jakiekolwiek szanse, by zatrzymać pomocnika. Jednak po odpadnięciu z play-off, stało się jasne, że dla Clucasa to tylko kolejny przystanek w drodze na sam szczyt. Roczny pobyt w trzeciej lidze w zupełności wystarczył, by zapracować na kolejny awans sportowy i transfer na zaplecze Premier League. 27 lipca 2015 roku Clucas podjął prawdopodobnie najważniejszą i najlepszą decyzję w swojej dotychczasowej karierze, przenosząc się do spadkowicza z angielskiej ekstraklasy, Hull City. Jego nowy klub miał tylko jeden cel – natychmiastowy powrót do elity, dlatego zatrzymał większość zawodników i wzmocnił się kilkoma piłkarzami takimi jak Sam – młodymi, ale z dużym potencjałem. Szybko zdobył uznanie w oczach menedżera Steve’a Bruce’a, który wiedział, że oplata w wysokości 1,3 mln funtów jest bardzo dobrą inwestycją. Nie pomylił się. Doświadczony szkoleniowiec postawił na Clucasa od pierwszego ligowego spotkania, a ten odwdzięczył się prawdziwym wejściem smoka, zdobywając gola już w swoim debiucie przeciwko Huddersfield.


Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego gola dla Hull City. Trafienie w debiucie jest wyjątkową rzeczą. Kiedy ruszyłem świętować bramkę, zobaczyłem moją mamę, tatę i dziadka. Nigdy wcześniej, gdy grałem nie widziałem ich na trybunach. To był magiczny moment – wspomina Clucas.

W ciągu dwunastu miesięcy pobytu na KCOM Stadium Sam grał jako lewoskrzydłowy, na lewej obronie czy jako ofensywny pomocnik. Dzięki swojej uniwersalności był praktycznie nie do wyjęcia, co w znacznym stopniu pozwoliło mu rozegrać aż 45 spotkań. Mimo, że nie zawsze miał zadania typowo ofensywne i był rozrzucany po prawie całym boisku, jego bilans jest naprawdę przyzwoity: sześć bramek i osiem asyst.

Dzięki dobrej grze Clucasa, „Tygrysy” ostatecznie zajęły 4. miejsce w Championship i po wyeliminowaniu w półfinale Derby County, dzielił je tylko jeden krok od Premier League. W finale play-off, który jest uważany za najdroższy mecz na świecie, na ich drodze stanęło Sheffield Wednesday. 25-latek rozpoczął spotkanie na Wembley na ławce rezerwowych, przyglądając się jak jego koledzy pomagają spełniać także jego marzenia o grze w najwyższej klasie rozgrywkowej. W końcu i on doczekał się również swojego wielkiego momentu, gdy wszedł na boisko w 82. minucie. „Tygrysy” prowadziły już 1:0 po przepięknej bramce Mohameda Diame, a rywale już do końca meczu nie potrafili odpowiedzieć i stało się jasne, że to co jeszcze kilka lat temu wydawało się nie możliwe, stało się faktem. Chłopak który jeszcze niedawno został wyrzucony z piątoligowego klubu, od nowego sezonu będzie rywalizował z najlepszymi piłkarzami na świecie.


O tym, jak ogromnym sukcesem dla Clucasa jest gra w elicie, najlepiej świadczą jego słowa tuż przed finałowym starciem: – Nawet jeśli zagram w jednym meczu Premier League, mogę umrzeć będąc szczęśliwym człowiekiem.

Okazję do zaprezentowania swoich umiejętności na boiskach Premier League dostał szybciej niż mógł się spodziewać. Tymczasowy szkoleniowiec Hull Mike Phelan, który objął funkcję menedżera po odejściu Steve’a Bruce’a, postawił na Clucasa już w meczu otwarcia. Tygrysy w swoim pierwszym spotkaniu mierzyły się z Mistrzem Anglii, Leicester City, które wyrzuciło Clucasa na początku jego kariery. Rudowłosy zawodnik rozegrał cale spotkanie w środku pola i podobnie jak cały zespół zaprezentował się doskonale, ostatecznie pokonując Lisy na KCOM Stadium 2:1.

Historia Sama Clucasa doskonale pokazuje, że nie wolno się poddawać przy pierwszej napotkanej przeszkodzie, a wręcz odwrotnie – z każdym niepowodzeniem trzeba stawać się jeszcze silniejszym. Ciężka praca, poparta wrodzonym talentem i stopniowym pokonywaniem piłkarskich wyzwań, zaprowadziła go tam, gdzie chciał, czyli do Premier League. Jedno jest pewne – tak jak zapowiadał, po debiucie z Leicester stal się szczęśliwym człowiekiem.

Artur Kliński

Najnowsze

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...