Reklama

Wjeżdżamy z nowym cyklem wywiadów! Cały na biało odc. 1 z… twórcą Casual Friday

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2016, 11:02 • 22 min czytania 0 komentarzy

Ostatni piątek z Tomkiem Ćwiąkałą, pierwszy piątek z Jakubem Białkiem. Człowiek, który stworzył Casual Friday porzuca swój już kultowy cykl i… wtedy wchodzi on, „Cały na biało”. Zapraszamy na pierwszą rozmowę z naszego nowego cyklu (a ostatnią z cyklu starego). Co piątek nadal będziecie mogli przeczytać na Weszło kawał solidnej rozmowy. 

Wjeżdżamy z nowym cyklem wywiadów! Cały na biało odc. 1 z… twórcą Casual Friday

Możemy bezpiecznie pogadać?

Tutaj tak. W okolicach Świętokrzyskiej byłoby gorzej.

Słowacka mafia czuwa.

Po ostatnich wiadomościach, które otrzymałem, muszę oglądać się za plecy, czy nie ma czasem kogoś z inicjałami OD na koszulce. Chodzi o seniora, który przysłał mi masę wiadomości. Człowiek się swoją drogą rozwija w takich sytuacjach, dzięki temu dowiedziałem się, że „kompleksy” po słowacku się pisze przez „x”, normalnie bym pewnie tego nie wiedział. Miałem szybki kurs języka słowackiego, dostałem zaproszenie na VIP-y na Herthę, żebym się przekonał na własne oczy, czy Ondrej faktycznie jest takim najgorszym piłkarzem, jak go podobno malowałem. Tata Ondreja nie do końca zrozumiał, że tu wcale nie chodzi o względy piłkarskie, przecież cały czas podkreślałem, że ma wielki potencjał…

Reklama

Jakby nie miał, to byś nawet o nim nie pisał takiego tekstu.

No właśnie. Zlatan powiedział kiedyś, że wprawdzie wyszedł z Malmoe, ale Malmoe z niego nie do końca. Tutaj zadziałały chyba podobne mechanizmy. Po rozmowach z ojcem zaczynam nawet usprawiedliwiać i rozumieć Ondreja, chyba niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nawet próbowałem w cywilizowany sposób tłumaczyć Dudzie seniorowi o co chodzi i sugerowałem, żeby się zastanowił, bo takie działanie jest przecież destrukcyjne, ale zostałem zawalony jakimiś absurdalnymi wiadomościami. Nie było nawet woli dyskusji. Teksty na Weszło są generalnie niepodpisane, wiadomo, ale jak analizowałem sobie te, które osobiście napisałem o Ondreju, negatywnie mogły być odbierane tylko dwa. Na Euro, kiedy wielu go krytykowało za to jak gra na pozycji napastnika, wręcz stawałem w jego obronie. Zagubiony był, nie dostawał podań, widać było, że się dusi. Nie było hejtu, krytyki, raczej zrozumienie, że Słowacja nie miała napastnika, to musiała wystawić jego. Nie mam problemu by powiedzieć, że oglądanie Dudy na początku, kiedy wbił się do ligi, to była sama przyjemność. On chyba w tym momencie na tyle się przyzwyczaił do pochwał, że zupełnie sobie z tym odwróceniem przekazu – bo nie tylko my go krytykowaliśmy – nie poradził. Zaczęły się głupie wypowiedzi, potem krytyka głupich wypowiedzi, jakieś tam szturchanie dziennikarek. Ondrej odpowiadał, riposta, przy tym bardzo słabo grał, doszły kontuzje. Moim zdaniem on nie ma głowy na wielkie granie. Niby młody jest, może się jeszcze ogarnie. Bartek Kapustka też miał przecież akcję z Frantikiem, ale zwróć uwagę, jak Bartek zareagował.

Wszystko wyjaśnione, publiczne pokajanie się, wszyscy zapominają o sprawie.

Dokładnie. Z taką sytuacją jak Duda nigdy wcześniej się nie zetknąłem. To nie jest tak, że opisaliśmy jednego z dwudziestu piłkarzy, tak chorobliwie jak Ondrej na krytykę jeszcze chyba nikt nie reagował. Jest jeden młody piłkarz w Lechu, o którym można by napisać trzy razy większy artykuł, a jednak tego nie zrobiłem. Też pewnie zostałby skompromitowany, ale nie chodzi o to, by rujnować komuś wizerunek. W przypadku Ondreja zrobiłem tak a nie inaczej, bo grubo przegiął pałę.

Śledzisz zagraniczne media, wyobrażasz sobie ich reakcje, gdyby Ondrej odwalił podobną akcję na zachodzie?

Myślę, że będzie bardziej wycofany, że będzie się bał. Po tej akcji dzwonił do mnie SportBild. Nie wiem, czy coś będą pisać, człowiek z berlińskiej redakcji przeczytał mój artykuł i był trochę skołowany, poprosił mnie, bym mu wszystko wyjaśnił. Przedstawiłem całą historię i powiedziałem mu też, jakim piłkarzem jest Ondrej Duda, przy czym wypowiadałem się o jego umiejętnościach wyłącznie pozytywnie, bo nie jestem – wbrew temu, co sugerował, że szukam na Legii przyjaciół – małostkowy, relacje z Ondrejem Dudą nie są mi do niczego potrzebne. Ten dziennikarz z Berlina napisał mi potem, że jeśli Ondrej nie jest odporny na krytykę, to sobie w Herthcie nie poradzi.

Reklama

Widziałeś, jak masakrowany w Niemczech był w pierwszym roku Lewandowski.

Tak, a ten dziennikarz stwierdził wręcz, że media w Berlinie – jak na Niemcy – są wyjątkowo agresywne. W Anglii byłoby to samo co u nas, tylko że do potęgi pięćdziesiątej. Ondrej lądowałby na okładce „The Sun” dzień w dzień przez dwa tygodnie, a przy tym wypowiedziałoby się piętnastu psychologów, psychiatrów, trenerów od przygotowania mentalnego. U nas w kraju media są wyjątkowo łagodne dla piłkarzy. Nawet w tabloidach brukowe akcje są mega rzadkością, nie ma takiego dziennikarstwa, by wytrzeć kimś podłogę.  Piłkarze nie są przygotowywani na krytykę, spotkają się z nią dopiero, jak wyjadą za granicę. W Hiszpanii za to jakoś sobie nie wyobrażam takiej akcji. Piłkarze bawią się w swoim tak hermetycznym gronie, że tego typu rzeczy na ogół nie wyciekają. Natomiast dobrze dla wszystkich byłoby, by Duda w Herthcie jednak odpalił. Bogusław Leśnodorski powiedział w paru wywiadach, że Legii przy tych transferach brakuje takiego success story. Rybus zrobił karierę, ale była to droga nietypowa, Wolski przepadł, Furman przepadł spektakularnie. Jeśliby teraz przepadł też Duda, jasno by to sugerowało, jak Legia przygotowuje piłkarzy do wyjazdu za granicę. Nie byłaby to najlepsza reklama.

Jak wyjaśnisz czytelnikom Weszło swoje odejście?

Chciałbym każdemu z osobna, ale to, co się działo w moich mediach społecznościowych, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Przebiłeś zainteresowanie, jakim cieszą się piłkarze przy transferach.

Wiesz, ja się spodziewałem pytań, ale to raczej ze strony środowiska dziennikarskiego. Na swoim Twitterze czułem się jakbym podpisał kontrakt z Besiktasem. Wychodziłem na balkon żeby odebrać telefon, rozmawiałem z kimś 10 minut, wracam – 60 powiadomień. Wyszedłem do sklepu – 140. To tak szło przez cały dzień. Nie do ogarnięcia. Ja generalnie tak podchodzę, że jak ktoś poświęca czas by napisać do mnie jakiegoś twitta, staram się zawsze odpisywać. Ale tu nie byłem w stanie. Spodziewałem się wiatru, przeszło tornado.

Już od dłuższego czasu potrzebowałem takiej zmiany. Na Weszło byłem pięć lat, parę fajnych rzeczy zrobiłem, sporo osób poznałem. Aż w końcu dostałem taką propozycję z Eleven, że nie bardzo miałem się nad czym zastanawiać. Telewizję traktuję jak naturalny krok do przodu. Nie ma co ukrywać, że chodziło też o higienę pracy. Przez cały sezon 15/16 – to nie jest żadne użalanie się, bo ja uważam, że to rewelacyjna praca – praktycznie nie miałem wolnego czasu. Stanek czasem śmiał się w mediach społecznościowych, jak jakiś czytelnik przysłał do redakcji wódkę, że mnie powinien przesłać yerba mate, bo na imprezy zawsze przyjeżdżam samochodem. I rzeczywiście tak było, bo na 8/10 imprez jechałem autem. Nawet nie z tego względu, że miałem pracę w nocy, po prostu chciałem się wyspać, bo miałem pracę w dzień. Gdybym komentował mecz po grubej imprezie, byłoby to trochę oszukiwanie widza. A w obecnej sytuacji pozwoli mi to lepiej komentować, a Weszło się też nie zawali. Spokojnie, ja nie zniknę.

Nie boisz się, że po takim wirze pracy obudzisz się po trzech tygodniach i stwierdzisz, że nie masz co ze sobą zrobić?

Z tego, co słyszałem i z tego co widzę – wielu rzeczy nie mogę zdradzać, a wielu, szczerze, sam nie wiem – Eleven ma dość znacząco się zmienić. Hiszpania, Francja, Włochy, Szkocja, Belgia, Championship. Do tego Formuła 1 i inne sporty. Kibic ma tam znaleźć bardzo dużo interesujących materiałów, nawet pozyskanie „Stanu Futbolu” pokazuje, że ta telewizja chce się rozwijać. Na brak zajęć nie będę narzekał. Druga sprawa, że komentowanie jest fantastyczną pracą, natomiast ja dopiero po jakimś czasie zobaczyłem, jak bardzo wymaga higieny pracy. Musisz się wyspać, musisz się przygotować, po weekendzie musisz zwyczajnie się zregenerować. Po meczu trudno jest zasnąć, potrzebujesz czasem paru godzin, żeby to wszystko z ciebie zeszło. To nie jest tak, że „wow, komentujesz, Messi, Barcelona, Ronaldo, wielka piłka”, tylko po prostu robisz to na tak olbrzymiej koncentracji, że usypiając masz przed oczami boisko. Ja mam taki charakter, że nie będę leżał w domu i oglądał seriale. W sierpniu daję sobie taki miesiąc, kiedy nie wchodzę na wysokie obroty. Od września zobaczymy, parę pomysłów mam.

Tak generalnie, słuchasz siebie jak komentujesz? Odpalasz sobie mecze i analizujesz?

W poprzednim sezonie nie miałem na to czasu. Ciągle coś robiłem. Ale ja – powiem szczerze – nie lubię siebie słuchać.

Z tekstami też tak masz, że swoje ci się źle czyta?

Nie, zdarza mi się, że mój wywiad mi się spodoba, ale to zwykle wiem już w trakcie rozmowy. Niektóre – uważam – były takie sobie, a odbijały się szerokim echem. Ze słuchaniem jest tak, że ja wiem, że to potrzebne. Łapiesz się na tym, że powiedziałeś „najbardziej optymalne”, a coś nie może być przecież jeszcze bardziej optymalne niż jest. Ja się cały czas uczę, a już widzę, że czasem nie da się uciec od kolejnych zarzutów. Albo ci powiedzą, że za dużo grasz boiskiem, a nie powinieneś, bo nie jesteś byłym piłkarzem i nie grałeś w Schalke. Mówisz inne rzeczy niezwiązane do końca z boiskiem – źle, nie trzymasz się meczu. Generalnie staram się to wypośrodkować, czytam historie zawodników, znajduję ciekawostki, ale zawsze staram się to powiązać z boiskiem. Na przykład ostatnio wygrzebałem ciekawostkę o Davidzie Alabie, jak był młodszym piłkarzem, wychodził na boisko tak nagrzany, że wracając do obrony przeciwnicy notorycznie zakładali mu siatki. Nabuzowany nie trzyma koncentracji. Trenerzy Bayernu robili kompilacje i puszczali mu: „Patrz, ile siatek ci założyli”. Kiedy widzę podczas meczu czwartą pewną interwencję Davida Alaby, myślę, że warto to przytoczyć, to pewne wyjście poza schemat. Jeśli czytam wypowiedź Matthiasa Sammera o Vidalu, że „często na boisku zachowuje się irracjonalnie, ale kiedy mecz jest ułożony, czasem takiej irracjonalności potrzeba”. W momencie, gdy Arturo strzeli gola z 40 metrów, można się powołać.

Anegdoty są kapitalne, kiedy w meczu się nic nie dzieje. Na przykład typowe Podbeskidzie – Łęczna tylko ze Smokowskim.

Tak, Smokowski potrafi kapitalnie opowiadać o meczu. Teraz mam takie zboczenie zawodowe, że kiedy oglądam mecze to zwracam dużo większą uwagę na komentatorów. Co mówią, jakich słów używają. Tomek Smokowski ma niesamowicie bogaty repertuar słownictwa. W La Liga inaczej się komentuje mecze Barcelony, inaczej Sevilli. Sevilla gra bardzo bezpośredni futbol, nie ma w ogóle czasu, by mówić o historiach niezwiązanych z boiskiem. Kiedy Barcelona wymienia 80 podań przed prostopadłą piłką do Messiego, jest okazja, by poopowiadać o polityce transferowej. Zresztą, to też nie jest oderwane od rzeczywistości. Jeśli sezon w składzie Barcelony zacznie Bravo i zawali od razu jakąś bramkę, nie możesz nie wspomnieć o możliwych ruchach kadrowych Barcelony, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że on i ter Stegen podobno postawili ultimatum, że chcą grać. Moją rolą jest – uważam – przygotowanie backgroundu pod mecz.

Zależy na jakiego widza trafiasz. Jeden chce się dowiedzieć jak najwięcej ciekawostek, drugi woli skupić się na meczu, bo wcześniej wszystko już przeczytał. Wszystkim nie dogodzisz.

Widziałem takie komentarze w trakcie sezonu ze strony fanów Realu czy Barcelony – dopóki nie komentowałem, to swoją drogą nie miałem pojęcia, że jest ich aż tylu – w stylu „a, bo o tym, że Zidane oczekuje od Luki Modricia strzałów z dystansu mówiłeś już w tym sezonie  cztery razy”. No dobrze, ale masz mecz, widzisz, że Luka Modrić ma piłkę na 22 metrze i trzy metry miejsca, patrzy w kierunku bramki, a jednak nie oddaje strzału – nie uciekniesz od tego. Nie jest też tak, że sezon co tydzień obdarza cię kolejnymi anegdotami i historiami. Kibice też muszą mieć świadomość, że kibiców Realu czy Barcelony, którzy wiedzą o tych klubach wszystko, jest oczywiście wielu, ale dużo więcej jest takich, którzy chcą posiedzieć z piwkiem przed telewizorem, obejrzeć mecz i też się czegoś dowiedzieć. Niekoniecznie muszą wiedzieć, że jakiś zawodnik nie stawił się w tygodniu na treningu, ale takie rzeczy dzieją się raczej w klubach typu Las Palmas.

Mecz typu Malaga – Las Palmas to swoją drogą świetne pole do popisu dla researchera.

Prawie nikt nie zna tych piłkarzy, więc warto o nich opowiedzieć. Ja mega lubię robić research i mam wrażenie, że nie musiałbym poświęcać na niego tyle czasu i skomentować mecz na dobrym poziomie, ale jednak lubię posiedzieć i wyczerpać temat. Jeżeli komentuję Leicester i gra Nampalys Mendy z Nicei, to dzwonię do Mateusza Święcickiego i pytam o jakieś rzeczy. Regularnie kontaktuję się z fanatykami jakichś lig czy drużyn jak Tomasz Urban. Szkoda w ogóle, że tacy pasjonaci nie są dziennikarzami. Jestem pod wrażeniem fachowości tego gościa. Jest wielu dziennikarzy, którzy definitywnie odcinają kupony i tylko kombinują, jak się nie narobić. A to jest gość, który wraca z pracy i codziennie siedzi w tej Bundeslidze. Jeżeli ktoś kibicuje Corinthians od 10 lat, to zawsze będzie wiedział więcej od ciebie, nie ma sensu się obrażać na rzeczywistość. Dlatego jak zwrócą ci uwagę to nie ma sensu wyciszać czy blokować, ale kulturalnie podziękować.

To jest też fajne, bo cały czas czujesz tę presję. Wiesz, że ktoś cię słucha.

Myślę, że wcześniej komentatorzy tak tego nie czuli. Znak czasów.

Będziesz ekspertem od hiszpańskiej czy zważywszy na transfery do Włoch czy Francji zapędzasz się w nowe rejony?

Mamy takich ludzi od tych lig, że chyba nie ma takiej potrzeby. Hiszpania jest dla mnie priorytetem, fajnie jakby więcej Polaków tam wylądowało, w tym momencie jest tylko Tytoń.

Słabiutko.

Mateusz Święcicki będzie miał raj, bo on zajmuje się Ligue 1 i Serie A. My się czasem tak śmiejemy, że Patryk Mirosławski jest królem polowania. Nie dość, że dokonał paru transferów dziennikarzy, to jeszcze masa piłkarzy przeszła do Eleven. Myślę, że u Adama Nawałki nie będziemy schodzić z odbiornika.

Co sprawiało ci największą trudność w pierwszych miesiącach komentowania?

Może to nie jest jakaś trudność, ale z każdym meczem uczę się, co i kiedy powiedzieć. Janusz Basałaj powiedział mi kiedyś, że jak się zastanawiam, czy coś powiedzieć, to lepiej żebym tego nie mówił. Możesz kogoś wnerwić, że zagadujesz transmisję. Jeśli tego nie powiesz, nikt nie będzie miał pretensji, bo kibic jednak ogląda mecz. Straszną uwagę zwracałem na to, by nie zagadywać meczów. Pierwsze dwa mecze skomentowałem mega monotonnie. Nie bardzo wiedziałem, jak grać emocjami. Bardzo mi to dało do myślenia jak zobaczyłem, z jaką ekspresją komentują Patryk Mirosławski czy Mateusz Święcicki. Tego mi mocno brakowało, a potem przesadzałem w drugą stronę. W pewnym momencie żona mojego kumpla oglądała MMA, które komentował Juras i zapytała, czy to jestem ja. Bardzo lubię jego komentarz, więc być może to był komplement, ale ten typ komentarza nie musi się podobać w piłce. Wtedy pomyślałem: chyba trochę przeginam. Druga sprawa – koncentracja. Na maksa, zawsze. Podczas El Clasico Claudio Bravo wybijał z piątki, realizator pokazał powtórkę w zwolnionym tempie pod kątem spalonego, czym wyjątkowo nas zmylił, a ja zacząłem to rozważać. A przecież z piątki nie ma mowy o ofsajdzie. Gdybym zachował koncentrację, to bym tego nie powiedział, znałem ten przepis. Nawet Arek Milik swoją drogą zwracał nam na to uwagę. Od razu przeprosiłem na Twitterze, nie szukam wymówek, ale miałem o to do siebie ogromne pretensje.

Pisząc przygotowywałeś się już jakoś do komentowania?

Słyszałem od paru osób, że mam dobry głos. Kiedy występowałem w telewizji czy radiu, lubiłem to. Dobrze się czułem, nie miałem stresu, presji. Wiedziałem z drugiej strony, że może być ciężko, bo cały rynek jest obsadzony. Żebym dostał szansę, musiałoby dojść do przewrotu na rynku praw, tak jak kiedyś było z Orange Sportem. Jak prześledzisz, większość ówczesnej redakcji porobiła kariery. Krzysztof Marcinak świetnie prowadzi studio w NC+, Tomek Włodarczyk jest jednym z głównych dziennikarzy „Przeglądu”, Mateusz Święcicki jest genialnym komentatorem, a „Wisnia” nie może przejść się po ulicy, żeby ktoś go nie rozpoznał. Kiedy zaczęły się pojawiać plotki, że może powstać nowa telewizja, zupełnie nie zwracałem na to uwagi. Ale kiedy już dostałem szansę, nie zastanawiałem się. To pociąg, który podjeżdża po ciebie tylko raz.

Samo pisanie – biorąc pod uwagę warsztat – pomaga? Ma w ogóle jakieś znaczenie?

Janusz Basałaj mi powiedział, że jest bardzo pomocne, bo uczysz się budować zdania. Umiesz to robić na papierze, automatycznie umiesz też mówiąc. Pisanie pomogło, to jasne. Samo to, że gdybym poszedł jako człowiek z ulicy do Eleven, pewnie bym nie dostał tej pracy. Wyrobiłem sobie kontakty, które pozwalają mi zadzwonić do Bartka Kapustki przed meczem z Barceloną i zapytać „Bartek, to jak, zagrasz dzisiaj?”. Albo dowiedzieć się o kontuzji Krychowiaka bezpośrednio od Krychowiaka, a nie z hiszpańskich mediów. Stan nawet kiedyś powiedział, że dziennikarstwo polega na odbieraniu telefonów. Wielu młodych dziennikarzy idzie na łatwiznę. Pisząc tekst o tym co czeka Teodorczyka w Anderlechcie – nie odnoszę się konkretnego tekstu, to przykład abstrakcyjny – nie dzwonisz do Teodorczyka czy do byłego piłkarza Anderlechtu, a po prostu wejdziesz na dwa portale i to piszesz. Czyste papcie, jak mawia Szamo, i do domu.

Czasem naprawdę wszędzie jesteś w stanie pozyskać wiedzę, którą możesz wykorzystać zupełnie gdzie indziej. To jest absurdalne, co teraz powiem i ludzie pewnie mi w to nie uwierzą – ja też nie chciałem o tym pisać, bo byłbym zniszczony przez kibiców hiszpańskiej piłki – ale… ja już pół roku temu wiedziałem, że Julen Lopetegui zostanie selekcjonerem reprezentacji Hiszpanii. W hiszpańskich mediach pojawiały się różne nazwiska. Jemez, Emery, Caparros. Lopetegui – nie. Uważnie to śledziłem, bo tylko czekałem, kiedy się pojawi. Siedzę przy winie z moim znajomym, człowiekiem z futbolu, rozmawiamy o piłce hiszpańskiej i pytam go:

– A ty kogo byś widział na stołku selekcjonera?

– Nie ma sensu o tym dyskutować, myślę, że Lopetegui zostanie – odpowiedział i puścił oczko.

– Ale co, masz takie przekonanie?

– Nie zdziw się, jak zostanie.

Jakbym wtedy puścił newsa „słuchajcie, mam wrażenie, że Lopetegui zostanie selekcjonerem Hiszpanii”, to albo nikt by nie zwrócił na to uwagi, albo powiedzieliby „co ty sobie w ogóle wyobrażasz, że wypisujesz takie rzeczy?”

Fajnie byłoby teraz tego newsa odświeżać.

To pokazuje, że ta wielka piłka jest na wyciągnięcie ręki. Kiedyś na Weszło – już nie pamiętam jakim kanałem – dostaliśmy informację o nowym trenerze Sportingu Lizbona. To jest mały świat. Dla wielu osób, które nie mają z nim do czynienia, wydaje się, że to jest wszystko jakieś bardzo odległe. A nie jest. Od pewnej osoby dowiedziałem się masy ciekawostek z szatni Realu Madryt. Sprzedaliśmy to na antenie i też potem czytałem rzeczy w stylu „skąd wy niby to macie wiedzieć?”. A to były rzeczy z drugiej ręki od mega zaufanej osoby, która zna kogoś pracującego w sztabie Królewskich. Przez naszych piłkarzy grających w dobrych klubach można dotrzeć do masy ciekawych osób. O, albo kolejny absurdalny przykład. Odpalam ostatnio Facebooka, a tam w proponowanych znajomych moja koleżanka z liceum, ktoś tam z Krakowa i Miguel Veloso. Mając określoną siatkę kontaktów, możesz bez problemu dotrzeć do każdej osoby na świecie. Od byłego piłkarza River Plate dowiedziałem się, że Gonzalo Higuain bardzo chętnie podwoził młodych piłkarzy na treningi, ale zawsze kasował za paliwo (śmiech). Absurd, ale jednak kiedyś ci piłkarze potem piszą książki i nie robią na tobie takiego wrażenia. Kiedy słyszysz takie rzeczy o aktualnych gwiazdach, o tym co się dzieje tu i teraz, często nie dowierzasz.

Na antenie podpierasz się tym, od kogo dostajesz informację?

Krychowiak mi powiedział, że Emery mówił o kimś podczas analizy piłkarzy rywala, nagle złapał się za głowę i zapytał:

– On jest Chorwatem, Serbem czy Bośniakiem? Cholera!

Wyszedł z gabinetu, wrócił za chwilę.

– Jednak Serbem!

Tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, a jednak świetnie świadczy to o Emerym. I wtedy mogę powiedzieć, że taką rzecz podał mi Krychowiak, bo to nie jest nic negatywnego, a wręcz buduje wizerunek Emery’ego. Ale jeżeli od innego piłkarza reprezentacji usłyszałem, że Karol Linetty zrobi karierę za granicą, ale dopiero wtedy, gdy zda sobie sprawę, że w każdym zachodnim klubie jest trzech takich jak on, to już nie będę mówił o tym, że to jego kolega z kadry. Potem Karol przyjedzie do gościa i spyta „co ty opowiadasz?”. A ja na drugi raz nie dostanę informacji. Trzeba mieć wyczucie.

Byłeś jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Weszło, widziałeś te zmiany strony na własne oczy. Który etap funkcjonowania portalu jest twoim ulubionym? „Stare dobre Weszło” przewijające się czasem pod szyderkami, obecne?

Mnie się podoba cała ta droga. Uważam, że w tym momencie w piłce Weszło nie ma żadnej konkurencji w Polsce. O ile kiedyś ludzie mogli pisać, że „chwalisz, chcesz się podlizać, pewnie liczysz na podwyżkę”, to teraz nikt nie może podać tego argumentu. Nigdzie nie ma takich wywiadów, reportaży. Oczywiście w innych mediach też pojawiają się świetne teksty, ale nigdzie nie ma takiego nagromadzenia. Ja siadam wieczorem i nie wiem w co ręce włożyć, tyle tego jest. Zostało zbudowane coś naprawdę imponującego. Niektórzy piszą, że to piłkarski pudelek. Ja uważam, że jest najmniej pudelkowe z wszystkich mediów w Polsce. Pojawiały się teksty w stylu „jak piłkarze spędzają święta”, ale nie zrobiliśmy z tego galerii, nie żebraliśmy kliknięć. Moim zdaniem to nie było brukowe.

Pewnie, że nie. Tym bardziej, że po prostu zbierasz to z profili, na które może wejść każdy, a nie z prywatnych kont.

Siedzisz przed choinką, chcesz sprawdzić, jak piłkarze spędzają święta, masz to w jednym miejscu. Akcja z Jakubem Pyżalskim też nie jest brukowa, bo pokazuje dużą patologię w polskiej piłce. Nie znajduję za to na Weszło artykułów typu „Dziewczyna Barry’ego Douglasa, zobacz galerię zdjęć!” albo „Nie uwierzysz, co wytatuował sobie Jakub Rzeźniczak, musisz to kliknąć!”. Mnie się rzygać chce, kiedy widzę takie artykuły. Oni robią to po to, żebyś kliknął, a jak nie klikniesz, to chyba w tych redakcjach zalewają się łzami. A ja nie klikam. Za bardzo jestem już zrażony. Teraz tak naprawdę śledzę głównie dziennikarzy, poza Weszło i „Przeglądem Sportowym” z polskich mediów nie wchodzę nigdzie. Czytałem ostatnio wypowiedź specjalisty od social mediów i on uważa, że właśnie w tym kierunku będzie szedł rynek – śledzenia jednostek, a nie portali. Choć akurat treść zawsze się wybroni. A treść na Weszło zawsze była i pewnie będzie.

Ostatnio napisałeś nawet, że gdyby każda branża miała takiego przedstawiciela jak Wojciech Szewko, portale mogłyby nie istnieć.

Tak, to jest akurat dobry przykład w sprawach polityki i terroryzmu. Ja mam ludzi od piłki angielskiej, niemieckiej, włoskiej, francuskiej, na nich zwracam uwagę. Twitter to narzędzie przyszłości, nie ma sensu się na to obrażać. Za moment będzie tak, że jak nie masz Twittera, to cię nie ma w dziennikarstwie. Jeśli Zieliński przechodzi do nowego klubu, to wiem o tym od razu. Nie muszę odpalać telegazety czy czekać na gołębia pocztowego, zaraz napisze o tym dziesięć osób. Dziennikarz powinien budować swoje relacje przez media społecznościowe, nie można odcinać się od followersów. Ja generalnie nie blokuję i nie wyciszam – to jest moim zdaniem nieekonomiczne – mimo to trzeba się czasem mierzyć z absurdalnymi zarzutami. Na przykład takimi, że kiedyś bardziej przychylnie patrzyłem na Legię, a praktycznie rzecz biorąc tam było najwięcej piłkarzy, z którymi z różnych względów nie było żadnej współpracy. Dla mnie nie ma znaczenia, czy kogoś lubię czy nie lubię. Moim bardzo dobrym kumplem był Osman Chavez i nie mam problemu, by powiedzieć, że nie umiał grać w piłkę. David Villa na mundialu wkręcał go w ziemię jak chciał. Moim kolegą był też Romell Quioto, który się absolutnie skompromitował faulem na Łukaszu Piątku i dostał za to pięć meczów zawieszenia. Swoją drogą, Komisja Ligi powinna wrócić do takiego karania.

Łukasz Tymiński dwa mecze pauzy. Śmiech.

Powinno być dwanaście, a nie dwa.

Dwadzieścia dwa.

Ja jestem generalnie za tym, żeby było tak, że faulujący przy bandyckich faulach musi pauzować tyle, co ofiara. Tak czy inaczej, znajomość z Quioto nie przeszkodziła mi w napisaniu wielu nieprzychylnych tekstów o nim, a w międzyczasie chodziliśmy razem na imprezy, nawet do teraz mamy kontakt. Inny mój dobry kolega, Marcelo, nie dawał z kolei żadnych powodów, by pisać o nim źle. To czy kogoś lubię czy nie kompletnie nie ma wpływu na to, jak kogoś oceniam. Marcelo też zresztą odmówił mi kiedyś rozmowy. Zadzwonił po kilku dniach „Sorry, wiesz, byłem akurat po przegranych derbach, nie chciałem gadać”. No i OK. Normalne rzeczy. Jeśli odbywa się to na normalnych zasadach, a nie ondrejowych, nie ma problemu. Tylko raz miałem sytuację, kiedy ktoś potraktował mnie niepoważnie. Umówiłem się z Tomaszem Brzyskim, pojechałem na Ł3, a on pisze mi sms-a: „może się zjawię za godzinę, ale jeszcze nie wiem”. Grzecznie podziękowałem za ten wywiad i się zawinąłem. Ale to jakieś ekstremum, piłkarze generalnie są dobrze wychowani. 90% to są naprawdę sympatyczni i wbrew pozorom inteligentni goście.

W Casual Friday czujesz, że dobiłeś do ściany?

Nie, absolutnie nie. To jest studnia bez dna. Ty teraz będziesz robił piątkowe wywiady i wiele zrobiłeś takich, które by podniosły poziom tej rubryki. Dostałem natomiast taką liczbę wiadomości od zwykłych kibiców, by nie rezygnować i dalej coś pisać, że zastanawiam się, czy nie stworzyć sobie takiego miejsca jak blog, który nie zaburzałby mojej wyłączności dla Eleven. Takie luźne miejsce bez narzucania żadnych ram. Bardziej na zasadzie: robię coś takiego i jak coś napiszę to wrzucę link. Jeśli nic nie napiszę – nie miejcie pretensji. Mam masę pomysłów na wywiady z postaciami z dużej piłki, do których bym dotarł przez moich znajomych. Nie chcę rzucać nazwiskami i niepotrzebnie się pompować, ale możliwości są naprawdę grube. Poza tym zobacz, ile można zrobić tekstów, w których nie ma piłki, ale jest dużo życia.

Takie historie są generalnie najlepsze, ile można słuchać o tym, że „zadecydowała szybko strzelona bramka”.

Zobaczyłem ostatnio zdjęcia z faweli o życiu Adriano. Pojawiały się informacje, że on tam zamieszkał, ale to chyba nieprawda. Ma kumpli z Comando Vermelho, to jest jeden z trzech gangów z Rio de Janeiro. Generalnie: mega pasjonujący temat nawet dla ludzi, którzy nie interesują się piłką. Pamiętam taką sytuację jak pojechaliśmy z Michałem Polem na fawelę Complexo do Alemão. Ogromna fawela, chyba druga w całym Rio de Janeiro. Nieprawdopodobnie wielka. Zobaczyłem zdjęcie Adriano i od razu przed oczami pojawił mi się tekst. Gdybym miał bloga, to od razu bym to napisał. Oprowadzał nas tam chłopak, który pisze doktorat o fawelach na uniwersytecie stanowym w Rio. Natychmiast budziliśmy poruszenie, nie wyglądamy jak tubylcy. Poszliśmy na takie boisko, tam dzieciaki grały w piłkę, coś tam z nimi gadamy. Jeszcze Lewy nie budził takich emocji, teraz to pewnie znalazłoby się na tej faweli parę dzieciaków, które mają na imię Lewandowski. Od słowa do słowa dzieciak mówi:

– Wiesz, bo tu od nas jest Adriano.

– Aa, no tak, czytałem, czytałem. Z gangsterami się buja.

– No, ale on tu jest niedaleko.

– Jak to niedaleko?

– No w tych domach.

– W tych? Tu i teraz?

– No tak, w tym tu na dole, albo w tym, albo w którymś z tych. Nie wiemy, bo on się tu co chwilę kręci.

– Ale ten Adriano?!

Ja czytałem masę artykułów o Adriano, ale w momencie, kiedy widzisz coś na własne oczy, kiedy dzieciak w koszulce Flamengo mówi ci, że być może sto metrów od ciebie żyje Adriano, ty w to nie dowierzasz.

To też kapitalnie pokazuje to, o czym mówiłeś wcześniej – że ta piłka światowa jest przecież na wyciągnięcie ręki.

Wiśnia poleciał do Krychowiaka robić materiał i zjedli przy okazji obiad z Benoît Trémoulinasem, też przecież kozackim piłkarzem. Albo zobacz, co Mateusz Święcicki i Filip Kapica zrobili z Dybalą. Zainwestowali własne pieniądze, ale to będzie im pamiętane przez najbliższe dziesięć lat. Jeśli jakiś polski kibic pomyśli o Dybali, od razu ma przed oczami ten reportaż. Świat jest malutki, dlaczego z tego nie korzystać? To nie jest praca dla nudnych ludzi, którzy chcą się zamykać w jakichś ramach i nie chcą czegoś ekstra. To wymaga od ciebie poświęcenia, niepójścia do kina czy na kręgle, ale później masz z tego niesamowite wspomnienia. Jeśli ktoś twierdzi, że zniknę z frontu i zamknę się w ramach, uspokajam. Nawet jeśli za to ma mnie spotkać w komentarzach hejt ze strony Janisa Biodro czy kolejne szpilki od Pawła Krawczyka, mogę zadeklarować: zamierzam się jeszcze rozkręcić. Nie będę leżał na łóżku po meczach, tylko nauczę się następnych języków. Nie widzę powodu, dla którego kiedyś miałbym nie być w dziennikarstwie najlepszy.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Cały na biało

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...