Kamień spadł nam z serca. Co prawda niewielu jest zawodników bardziej przywiązanych do klubowych barw od niego, ale mieliśmy jednak pewne obawy, że po konflikcie z trenerem, kuszony horrendalnymi stawkami, opuści Rzym i założy inną koszulkę. Francesco Totti położył jednak kres wszystkim plotkom i spekulacjom – przedłużył umowę z AS Romą do końca czerwca 2017 roku.
Pod kątem rozegranych minut, tego sezonu nie może uznać za udany. Zagrał co prawda w 13 spotkaniach, ale uzbierał łącznie ledwo 386 minut. Przemawiają jednak za nim inne liczby – mimo tego, że na placu spędzał średnio niecałe pół godziny, to pięć razy wpisał się na listę strzelców i dał też cztery asysty. Ciężej miał o tyle, że nie po drodze było mu z Luciano Spallettim, który w międzyczasie przejął stery w klubie – między oboma dżentelmenami ewidentnie zgrzytało. Spalletti starał się z usług Tottiego korzystać jak najrzadziej, a gdy już go wpuszczał, to zazwyczaj na końcówki. W pewnym momencie sytuacja dobiła takiego absurdu, że gdy napastnik ratował trenerowi tyłek trafieniami w końcówkach, to ten nawet się nie cieszył. Ba, wyglądał wręcz na strapionego. Zresztą – ten filmik pokazuje to najdobitniej:
Totti wygląda tu bardziej jakby przyszło mu się ściskać z oddanym kibicem Lazio, a nie gościem na którego nazwisko pracuje.
Z każdym dniem przybliżającym Francesco do wygaśnięcia umowy, pojawiało się coraz więcej znaków zapytania. Najmocniej zainteresowani jego usługami byli w MLS, a drugą opcją było pozostanie w Romie, ale już w innym charakterze – działacze klubu próbowali zrobić mu miejsce w zarządzie, mógłby pracować jako dyrektor lub ambasador.
Ostatecznie sprawa skończyła się w ten sposób, że 39-latek (matko, ależ on ma zdrowie!) na Stadio Olimpico pogra jeszcze o rok dłużej, a mniej więcej za dwanaście miesięcy przywdzieje szykowny garnitur – podpisano bowiem także inny kontrakt, zakładający sześcioletnią pracę napastnika w roli dyrektora technicznego.
O Tottim można powiedzieć wiele – że daleko mu do intelektualnej śmietanki, że ma zachowania chamskie i bezczelne, a prowokacje lubi jak mało kto. Nie można go jednak nie szanować za to, co dla Romy zrobił. Dla kibiców klubu to żywa legenda, gość ubóstwiany na każdym kroku, który pewnie nawet w knajpach należących do fanów Lazio mógłby liczyć na specjalne rabaty.