Ładnie to sobie Anglicy wymyślili – miesiące starań o Premier League mają swoje zwieńczenie na Wembley. Gdzie, jeśli nie tam, piłkarze mogą zrozumieć o jak dużą stawkę idzie gra. Zaraz jedna z nich ma wstąpić do elity, więc czerwony dywan do niej prowadzący musi biec przez ten piękny stadion. Opakowanie sprawiono z najwyższej jakości, ale sam mecz… No, tutaj znaleźliśmy towar z przeceny.
Im dłużej trwało to spotkanie, tym większą mieliśmy pewność, że z taką grą, żadna z drużyn Premier League nie zawojuje. Oglądaliśmy bowiem średni mecz Championship, czyli dużo walki, ale jeszcze więcej niedokładności – ściany takiego obiektu nie powinny widzieć niektórych zagrań. Piłkarze regularnie mijali się z piłką, nie trafiali w nią, kiksowali. Panowie, nie wypada. Momenty na odpowiednim poziomie policzyłoby dziecko dopiero zaczynające przygodę z matematyką i cyframi – ale trzeba oddać, że decydujący gol jak najbardziej nadaje się do ligi wyżej. Mohamed Diame przyjął piłkę gdzieś na 20-25 metrze i przymierzył kapitalnie pod poprzeczkę. Westwood tym razem nie miał nic do powiedzenia.
Wcześniej bowiem, tylko on utrzymywał swój zespół przy życiu. Bronił w sytuacjach niezwykle trudnych, raz zatrzymał Odubajo, przy innej okazji Dawsona. To dużo mówi o samym Sheffield – jeśli twoim najlepszym zawodnikiem jest bramkarz, to jasne, że na awans nie zasługujesz. Ta drużyna miała zbyt mało jasnych punków, bo wyróżnić można jeszcze Bannana i Forestieriego, który wyglądał nieźle i robił dużo szumu. Ale poza nimi? Absolutny brak pomysłu na grę, do skrzydła i wrzutka. Więcej finezji ma betoniarka stojąca w szczerym polu.
Hull było faworytem, bo
a) sezon zasadniczy skończyło wyżej w tabeli niż Sheffield
b) mieli w składzie więcej doświadczonych ludzi.
Ogólnie, to po prostu lepsza drużyna od dzisiejszego rywala, ale presja pętała im nogi. Pudłowali w łatwych sytuacjach, jak wtedy gdy Robertson, będąc na siódmym metrze, mając przed sobą tylko bramkarza, posłał piłkę kilometr od bramki.
Ostatecznie Hull awansowało, ale mogli zapłacić ogromną cenę za swój minimalizm i brak wyrachowania. W ostatnich sekundach spotkania piłka dotknęła ręki Michaela Dawsona w polu karnym – pytanie, czy wolno pisać o zagraniu ręką, czy o przypadkowym trafieniu. Odległość była bliska, ale Anglik chyba wykonał delikatny ruch. Gwizdek sędziego jednego milczał i piłkarze rezerwowi mogli wybiec na boisko by cieszyć się z awansu. Dla Dusana Kuciaka, który siedział dziś na ławce, to była prawdziwa gratka, każdy kontakt z murawą jest w jego przypadku niezwykle cenny.