Reklama

Historia niemal tak romantyczna jak Leicester. Młoty żegnają legendę

redakcja

Autor:redakcja

13 maja 2016, 13:15 • 6 min czytania 0 komentarzy

Już kilka razy akcentowaliśmy, że wystrzał Leicester City w tym sezonie jest tak olbrzymią sensacją, że kompletnie przyćmił zaskakujące osiągnięcia innych zespołów. A przecież taki Tottenham – w nieco innych okolicznościach – świętowałby właśnie naprawdę udany sezon. “Wyprzedziliśmy największe kluby Anglii, ustąpiliśmy tylko półfinalistom Ligi Mistrzów za którymi stoi fortuna szejków, to był naprawdę fajny rok”. Łatwo wyobrazić sobie takie wypowiedzi, gdyby trofeum za triumf w lidze angielskiej unosili nie Vardy z Mahrezem, ale galaktyczne gwiazdy Manchesteru City.

Historia niemal tak romantyczna jak Leicester. Młoty żegnają legendę

W cieniu Leicester ukrył się także wschodni Londyn, a szkoda, bo historia pisana w tym roku młotem trzymanym przez Slavena Bilicia też zasługuje na książkę.

West Ham United. Zawsze w drugim, momentami i w trzecim szeregu. Bez większych sukcesów mimo potężnej historii, bez rozbudowanej gabloty z trofeami mimo wielu lat w najwyższej lidze. O tym, że sezon 2015/16 będzie dla nich wyjątkowy, było wiadomo już w momencie ogłoszenia decyzji – rozpoczniemy drugą połowę 2016 roku na Stadionie Olimpijskim.

Wyprowadzka z Boleyn Ground miała być motywem przewodnim sezonu, pożegnanie z legendarnym stadionem, elementem, który przewijał się we wszystkich materiałach promocyjnych. Skoro “Młoty” niewiele poza historią mogły właściwie zaoferować, to właśnie historyczny moment, historyczna zmiana stadionu, który służył im przeszło sto dziesięć lat, miała być absolutnie najważniejszym leitmotivem rozgrywek. Zresztą, trudno o optymizm, jeśli wakacje rozpoczynają się od występów w europejskich pucharach, w których szarpie się do ostatnich minut z Maltańczykami, a potem odpada z ekipą z Rumunii.

Tak, taki był początek tej pięknej przygody “Młotów”. Rzuty karne w meczu Ligi Europy z Birkikarą, anonimami z miejsca, które futbolowo właściwie nie istnieje. Oczywiście, Bilić od początku sugerował, że kompletnie nie interesują go wycieczki po Kłajpedach czy innych gruzińskich stepach, odpuszczenie europejskich pucharów było aż nazbyt czytelne, ale jednak. To klub Londynu walczący z Maltańczykami. Z takimi przeszkodami powinni sobie radzić nie tylko juniorzy WHUFC, ale i trzeci zespół pobliskiego Wimbledonu. West Ham awans wymęczył, ale już w kolejnej rundzie został wyeliminowany przez Astrę Giurgiu. Astrę Giurgiu! Oni swego czasu ściągnęli do siebie Huberta Wołąkiewicza!

Reklama

Kto mógł wtedy pomyśleć, że już za kilka miesięcy “Młoty” do wszystkich reportaży na temat wzruszającego opuszczenia murów Upton Park dopiszą też piękny rozdział futbolowy?

***

Jasne, chłopaki ze wschodniej części Londynu grubo zainwestowali, ale czy to były hitowe transfery? Pedro Obiang? Okolice 6 milionów euro. Michail Antonio? 9,5 miliona, ale to typ z Nottingham Forest, umówmy się, że czołówki France Football nie zdobył i raczej nie zdobędzie. Ogbonna? Pograł w Juventusie sporo, ale o tym jaką miał pozycję niech świadczy Liga Mistrzów. Podczas kampanii w której Włosi dotarli do finału, nie zagrał ani minuty, podobnie jak w finale Pucharu Włoch i finale Superpucharu. Dimitri Payet? Okej, piętnaście milionów to kupa forsy, ale to był 28-letni Francuz praktycznie bez występów w meczach o punkty w kadrze, bez pamiętnych spotkań w europejskich pucharach. Miał fantastyczne liczby w Marsylii, był jedną z gwiazd Ligue 1, ale West Ham United nie wygrał tutaj jakiejś licytacji z Realem Madryt i Bayernem. Stawiając go w jednym rzędzie nawet z nabytkami Manchesteru City czy Liverpoolu – dajcież spokój. Nie te pieniądze, nie ten kaliber nazwiska. Do tego dorzućmy jeszcze łamliwego jak sumienia sędziów w Polsce w latach dziewięćdziesiątych Andy’ego Carrolla. Dorzućmy Reece’a Oxforda, 16-latka, który w debiucie w Premier League schował do kieszeni tornistra Mesuta Ozila. Czy to jest ekipa, którą widzielibyśmy ponad totalnie uzbrojonym Manchesterem United, ponad broniącą tytułu Chelsea?

A jednak, po dość kompromitujących występach w Lidze Europy, West Ham United od razu wypalił z grubej rury. 2:0 w derbach Londynu z Arsenalem na terenie rywali, ze wspomnianym profesorskim występem nastoletniego gnojka z młodzieżowego zespołu. Potem “Młoty” rozbiły jeszcze mury twierdz na Anfield oraz Etihad. Oczywiście, ten sukces nie był kompletnym zaskoczeniem, już sezon wcześniej pod wodzą Big Sama Allardyce’a ekipa z Upton Park potrafiła solidnie zaskoczyć. Po wydaniu kilkudziesięciu milionów euro miejsce w górnej połowie mogło być określane jako cel minimum. Chyba nikt jednak nie spodziewał się aż takich wystrzałów. Dimitri Payet zaczął czarować publiką w taki sposób, że otrzymał wreszcie upragnione powołania do reprezentacji. A przypomnijmy na wszelki wypadek – to jedna z najsilniejszych reprezentacji “Tricolores” od lat, w dodatku na ostatniej prostej przed najważniejszą imprezą w tym wieku – mistrzostwami Europy na własnym terenie.

Ile w tym zasługi Slavena Bilicia, który zrobił sobie z Payeta maszynkę do wygrywania meczów? Na pewno chorwacki szkoleniowiec był jednym z kluczowych elementów przy tworzeniu unikalnej atmosfery panującej przez cały sezon w obozie “Młotów”. Jak pisaliśmy jakiś czas temu – klub od zawsze ściśle związany z etosem „working class hero”, uwielbiany przez niegrzeczne dzieciaki z East Endu, doskonale pasował do twardego Słowianina w wolnych chwilach występującego w kapeli rockowej. Wolimy „big balls” Bilicia od „long balls” Big Sama – komentowali internauci po zatrudnieniu Chorwata.

Reklama

On sam wspierał kibiców choćby w walce o tańsze bilety, ale ogółem – jako jeden z byłych piłkarzy klubu – stanowił doskonałe uzupełnienie “historycznego” sezonu pełnego odwołań do czasów świetności. Kto mógł się spodziewać, że zamiast dwunastu miesięcy wspominek legendarnych występów Hursta czy Lamparda seniora, będzie kompletnie nowa, wspaniała historia. Serią meczów bez porażki West Ham ożywił wspomnienia sprzed dwudziestu jeden lat, gdy po raz ostatni notował tak dobre wyniki. Fragment filmu “Hooligans”, w którym główny bohater troskliwie tłumaczy, że futboliści ze wschodniej części Londynu są mierni (w przeciwieństwie do kibiców) przestał być aktualny.

***

Siedem porażek. Tyle co Arsenal, mniej w tym sezonie mają tylko Leicester i Tottenham. Oba kluby z Manchesteru schodziły z boiska pokonane po dziesięć razy. Między innymi w meczach z “Młotami”. To właśnie to ostatnie spotkanie, West Ham United – Manchester United na Upton Park było kwintesencją tego sezonu. “Czerwone Diabły” mogły odczepić wreszcie natręta z Londynu, odgonić się od gryzącego po kostkach klubu ze stolicy. I to w jakich okolicznościach! Zepsucie pożegnania z ukochanym domem, zepsucie wielkiej imprezy z udziałem legend klubu, poniżenie na terenie rywala i bezpośredniego przeciwnika w walce o miejsce w piątce.

Po odrobieniu straty z pierwszej połowy i dwóch golach Martiala – było blisko. Od czego jednak Bilić ma Payeta. Dwie dokładne, dopieszczone piłki na głowy kolegów i dwie bramki. Od 1:2 do 3:2 w kilka minut. Na oczach między innymi stuletniej fanki regularnie odwiedzającej stadion.

Pożegnanie, o jakim The Irons nie śmieli marzyć, z zachowaniem szans na miejsce w piątce. Przy obrazkach, które są zwyczajnie wzruszające. Upton Park. Tej legendy będzie brakowało, choć przecież jej reputacja to nie wielkie występy piłkarzy, ale raczej głośny doping i ogółem rzecz ujmując – szeroko pojęta atmosfera. Dowód na to, że miano kultowego na Wyspach można zdobyć nie tylko golami. Spytajcie Bilicia, Di Canio, Cassa Penannta. Spytajcie ludzi z Boleyn Ground.

Najnowsze

Francja

Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego

Bartosz Lodko
0
Lens odpadło z Pucharu Francji. Dobry występ Frankowskiego
Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
39
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...