Reklama

Wskrzeszenie Wimbledonu. Łysy z blaszanej trybuny, “London Calling” i bestia

redakcja

Autor:redakcja

27 kwietnia 2016, 11:00 • 9 min czytania 0 komentarzy

Wimbledon. Kultowy klub z szalonym gangiem Vinniego Jonesa na kartach historii, nazwa-esencja tradycyjnej brytyjskiej piłki. Zdradzeni przez działaczy: historyczny stadion zburzono, a ziemię opylono pod supermarket. Licencję sprzedano do innego miasta, zmieniono barwy, nazwę, ukradziono historię i pozycję w hierarchii. Upodleni, zesłani do dziewiątej ligi, zostawieni sami sobie, potrafili podnieść się z przestrzelonych kolan: dziś odbudowują się pod szyldem AFC Wimbledon. Odwiedziliśmy ich na derbach Londynu, przyglądając się z bliska wskrzeszeniu tej zasłużonej marki.

Wskrzeszenie Wimbledonu. Łysy z blaszanej trybuny, “London Calling” i bestia

***

CAM00263

Okolice stadionu. Typowy angielski bar nabity do ostatniego miejsca, podczas gdy w tureckim spokój, raptem cztery osoby.

CAM00265

Reklama

Kingsmeadow to stadion Kingstonian. Wimbledon od lat pozbawiony jest własnego obiektu: Plough Lane zburzono i sprzedano pierwotnie supermarket, a ostatecznie pod zabudowę. Przez pewien czas gościli na znienawidzonym Selhurst Park należącym do Crystal Palace, a teraz grają tutaj.

CAM00271

Wimbledon to jeden z najbardziej angielskich klubów Londynu. Co przez to rozumiem? Dwie sprawy: po pierwsze, bilet na Premier League to coraz częściej turystyka. Gros kibiców to przyjezdni wybierający się tu w tych samych celach co pod Big Bena, silną grupę stanowią też miejscowi Janusze, którzy połowę meczu spędzą na smartfonie. Inaczej jest na Wimbledonie: to bastion angielskiego kibicowania w starym stylu. Stadion ma drzeć mordę dziewięćdziesiąt minut.

Po drugie, Wimbledon to jedna z angielskich enklaw. W mieście, gdzie znajdziecie całe dzielnice opanowane przez muzłumanów, gdzie faworyt zbliżających się wyborów o fotel burmistrza Londynu to również muzłumanin, a kwestią czasu jest, gdy Anglicy staną się w stolicy mniejszością, ma to coraz silniejszą wymowę. Na Wimbledonie nie znajdziecie kolorowych – biali Anglicy to 99.99% publiczności.

CAM00275

Sports Interactive, twórcy Football Managera, wspierają AFC Wimbledon od początku ich istnienia, czyli od 2002 roku. Nie powiem, że bez nich powrót do poważnego grania byłby niemożliwy, ale na pewno byłby znacznie trudniejszy

Reklama

CAM00277

Takie przypinki można kupić pod stadionem. Gratka dla kolekcjonerów, wybór ogromny: przed wami niższe ligi szkockie i walijskie. Całą osobną wystawę zajmowały przeróżne okazjonalne przypinki Wimbledonu

CAM00274

Klubowy sklep solidnie zaopatrzony. Jest zimno – gdyby nie astronomiczne ceny chętnie zakupiłbym kurtkę

Stadionowy bar ma dzisiaj swoje żniwa. Meliny nie ma: schludnie, duży wybór alkoholi, ogromne ekrany, na których lecą mecze Premier League. Opcja najpopularniejsza wśród kupujących – browar lany do kubka. Przed stadionem prawie każdy się raczy, na trybuny wejść z piwem nie można.

Tu i tam można napotkać czerwone barwy Leyton Orient. Niby mecz derbowy, ale Leyton położone jest tak daleko od dzielnic Wimbledonu, że tu nie ma prawa istnieć jakakolwiek nienawiść, agresja. Jeśli fani Orient wybraliby godziny szczytu na przedostanie się pod Kingsmeadow, to mieliby wycieczkę jak – mniej więcej – z Białegostoku do Warszawy.

CAM00281

Untitled 2

CAM00289

Kingsmeadow to mały, kameralny stadion – 4800 miejsc, z czego mniej niż połowa siedzących. Niskie trybuny kryte blachą, a przede wszystkim tradycyjne, oldskulowe sektory bez krzesełek, gdzie cały mecz stoisz. Idziemy na Your Golf Travel Stand (nazwa komercyjna – tu nie ma rzeki forsy Premier League), stary blaszak wzdłuż bocznej linii, nad którym latają wygonione przez tłum gołębie, a gdzie znajduje się też tablica wyników i stanowisko spikera. Steward sam zagaduje do nas czy wiemy jak tam się przedostać: dostajemy instrukcję i “good luck boss” na odchodne.

Mecz jest o całkiem konkretną stawkę. Przed pierwszym gwizdkiem Wimbledon zajmuje ostatnie miejsce premiowane play-offami o League One. Ma cztery oczka przewagi nad Wycombe, a pięć nad Leyton. Do końca cztery mecze, dla gości to ostatnia szansa, by włączyć się do gry o awans.

CAM00294

W środku Adebayo Akinfenwa. W tle Paul Strank Stand z siedziskami

CAM00295

Chemflow End. Sektor zajmowany przez największych fanatyków, doping trwa tu przez 90 minut

CAM00304

The Womble, klubowa maskotka, chętnie pozował do zdjęć

Cały weekend chodzenia po Londynie to oswajanie się z powszechnym multi-kulti. Rozpoznawanie rdzennych narodowości po akcentach, burki czasem tylko z przerwą na oczy, tańczący na Picadilly Jamajczycy, a niedaleko obok krisznowcy. Zasuwający na akordeonie pod Wembley stary Cygan, niemożność dogadania się przy zakupie piwa, bo powiedziałem “pint”, a nie “pajnt”, więc o co mi w ogóle chodzi.

Ale na Wimbledonie jest inaczej. Tylko biali, w tym zauważalny procent wygolonych na łyso typowych Angoli, jakich intuicyjnie łączyłbyś z wyobrażeniem o kibolach “Szalonego gangu”. Ustawiamy się strategicznie: przy śmietniku, w rogu, pod dachem, by choć trochę mieć osłonę przed wiatrem. Za nami stoi Jimbo, wielki jak góra łysy facet w kurtce Wimbledonu, ale o twarzy tak spokojnej, tak budzącej zaufanie, że powierzyłbyś mu do popilnowania sztabkę złota. Z czasem zbierają się jego kumple: przez murek, a potem po naszych barkach, przeskakuje koleś przy okrzykach “you’re a fucking spiderman!”, wkrótce dołączają następni, w tym on. Prawdopodobnie najbardziej żywiołowy kibic Wimbledonu w dziejach. Wygolony oczywiście na łyso, widać, że zna tu wszystkich, na smartfonie herb AFC – za chwilę, jak tylko rozlegnie się pierwszy gwizdek, będzie nadawał ton.

Póki co jednak jeszcze pół godziny do meczu, klimat robią szlagiery rockowe niosące się po stadionie: jest London Calling, są The Ramones i ich Blitzkrieg Bop.

My tymczasem przeglądamy program. Kosztował trzy funty, a dostajemy 66 stron na pięknym papierze, wszystko znakomicie wydane, a artykuły wnikliwe, merytoryczne, niepozbawione humoru. To jest po prostu bajka: League Two, czwarta liga, a tu tak fantastyczna publikacja.

CAM00300

O czym można przeczytać? Fox 2000 Pictures kupił prawa do ekranizacji historii Wimbledonu. Film ukaże się jednak najwcześniej za kilka lat. Dalej newsy, czyli choćby jak idzie leczenie kontuzji niektórym graczom, ale też choćby fotografie nowych fanów AFC, czyli dzieciaków kibiców.

Ligowe wieści – Brendon Daniels z Harrogate Town ma być nowym Vardym. Przekonania nie mam, ale dla bezpieczeństwa nazwisko zapamiętam. Relacje z poprzednich meczów – Wimledon ma passę czterech zwycięstw z rzędu) – i relacje ze spotkań ekip młodzieżowych, do tego szczegółowe statystyczne podsumowanie sezonu. Przedstawienie Leyton zarówno jeśli chodzi o ich formę i zespół, al też historię: dowiaduję się, że żaden klub podczas pierwszej wojny światowej nie miał tak silnej reprezentacji w Football Batalion, jednostce wojskowej złożonej tylko z piłkarzy.

Football_Battalion_Poster

Mamy felieton od trenera, mamy wywiad z Georgem Francombem. Są kartki z kalendarza i oczywiście wspomnienie jakiejś akcji Vinniego Jonesa – spodziewałem się przynajmniej jednego akcentu z VJ podczas wizyty i nie zawiodłem się. Jest też strefa dla juniora: wykreślanki, zagadki.

Czasu na rozwiązywanie wykreślanek jednak nie ma: zaczyna się mecz. Zaczyna się mecz i zaczyna się popis sąsiada z trybuny, którego na potrzeby artykułu nazwę Łysym z Wimbledonu.

Żywiołowy ekspert, komentator, chodząca reprezentacja “staroszkolnego” angielskiego kibicowania. Żaden piłkarz nie zrobił takiego show, to jego festiwal. Widać wyraźnie, że dobrze pamięta z trybun czasy, gdy Vinnie Jones był obecny nie na małej notce w programie meczowym, ale na boisku. Nie ma akcji, w której nie służyłby radą: jest “COME ON!”, jest “CRACKER!”, “MARK TIGHT!”, “YOU ALL HUNGRY?!”, YOU BEIN LAZY”, “YOU WANKER”, “WHERE’S YOUR BOYFRIEND?”, “YOU FUCKING TOSSER!”, a także “OOOOOOOOUUUUUUTTTTTTTTT!!!!” przy każdej wrzutce Orient.

Wimbledon notuje stratę w środku pola? Łysy z Wimbledonu łapie się głowę i nie może uwierzyć.

Dobre podanie na skrzydło? Podskok w miejscu z radości.

W życiu nie widziałem kogoś, kto bardziej intensywnie i całym sobą przeżywałby mecz. Nie ma jednak ani jednej przeginki, to typowy folklor Wimbledonu – tuż obok siedzi rodzina z dzieciakami, mały ze składanego krzesełka ogląda mecz, córeczka w czapce pandy na smartfonie ogląda film, w uszach ma słuchawki. Nie widać, by szukali innego miejsca, a ja im się nie dziwię.

Gdy myślisz o Wimbledonie, pierwsze co ci się kojarzy to gra w stylu “wślizg, wślizg, wślizg”. Sprawmy, by się nas bali, skopmy ich, to na boisku nagle zrobi się więcej miejsca. Widać, że tak dawniej bywało, bo skoro Łysy z Wimbledonu krzyczy wiele razy “SCARE HIM!!!!” to wiesz, że ta taktyka była rzeczywiście stosowana.

Ale mecz w żaden sposób do tradycji sanek w jaja nie nawiązuje. Są krótkie podania, sprytne rozegranie, nieźli technicznie gracze. Straszono mnie, że będzie laga, klasyczny kick and run, a w pierwszej połowie był zupełnie przyzwoity poziom i sporo ciekawych akcji. Faule? Pierwszy w 45 minucie! Niepojęte. Ostrzej niż na Wimbledonie bywa na Orliku.

CAM00313

Do przerwy 1:0, zasłużone, gospodarze grają dużo lepiej. Łysy z Wimbledonu wychodzi na browar, ja zagaduję do Jimbo. Pytam, czy celem na ten sezon był awans: nie, liczono na środek tabeli, to jest wynik ponad stan.

Jaka jest ranga tych derbów? Niska, Leyton to nie rywal, choć zawsze to jednak derby, w League Two poważniejszych nie ma. Ale takie z prawdziwego zdarzenia byłyby, gdyby AFC zagrało z Crystal Palace.

Pytam o Milton Keyes, a więc drużynę, która kupiła licencję Wimbledonu, skradła trofea i po dziś dzień uważa się za spadkobiercę klubowej historii, choć zmieniono tam wszystko, począwszy od barw. Pytam, czy czasem potyczka z nimi nie miałaby większej temperatury niż z Crystal Palace.

Jimbo twierdzi, że to bardziej skomplikowane. Grali już z MK Dons trzy razy, raz nawet wygrali. On osobiście miał sporą radochę, ale większość uważa, że MK nie istnieją. Nie uznają takiej drużyny, totalnie ją ignorują. Jest w tym jakaś logika, ale z drugiej strony nasłuchałem się “we’re going up, you’re going down!” w pierwszych trzech kwadransach, a przecież Dons właśnie przypieczętowali spadek z Championship i mogą czekać na Wimbledon w League One.

Jimbo tłumaczy, że przenosiny uzasadniono małą liczbą fanów Wimbledonu, co jego zdaniem było i jest bzdurą – głośne “Wimbleduuuun!Chemflow End jakby stawiało wykrzyknik nad jego opinią. Zaczynać musieli od dziewiątej ligi, testy organizowali w parkach jak drużyny z Sunday League. Stadion? Niby wreszcie udało się uzyskać wsparcie władz, ale decyzja została zamrożona przez wybory. Jimbo nie wierzy, że ktokolwiek im pomoże – trzeba liczyć na siebie.

Pytam jeszcze na kogo nie chciałby trafić w play-off: obawia się Bristol. Spiker czyta wyniki innych meczów: cały stadion wybucha śmiechem, gdy okazuje się, że czwarty w tabeli Plymouth przegrywa do przerwy 0:3 u siebie z ostatnim w tabeli Dag & Red.

Ostatnie pytanie przed meczem: dlaczego nie gra Adebayo Akinfenwa? Przyczyną taktyka: bardziej pasował do długich piłek, a Wimbledon stara się grać piłkę. Może wejdzie jako dżoker.

CAM00315

Adebayo w rozgrzewce

Druga połowa to bardziej stereotypowe League Two. Więcej szarpaniny i dogodnych sytuacji wynikających z przypadku. Piłka wpada na każdy z czterech blaszanych dachów: Łysy z Wimbledonu coraz częściej sugeruje “SCARE HIM!”, a ja zastanawiam się, czy czasem po meczu nie będzie bardziej zmęczony niż niejeden piłkarz. L

Adebayo nie wchodzi, ale z każdym razem gdy przebiega obok trybun, kibice – szczególnie ci młodsi – skandują “Beast! Beast! Beast!”. Wimbledon w końcówce się ogarnia, zaczyna przyciskać, ale wynik nie ulega zmianie: 1:0. Na League Two, na Wimbledonie, nie obejrzałem ani jednej żółtej kartki! AFC coraz bliżej play-off, Leyton zostanie w League Two na następny sezon.

CAM00318

***

Ciekawe gdzie mógł być dziś Wimbledon, gdyby nie wbity wówczas nóż w plecy. Czy Crystal Palace, sąsiad z piłkarskiej mapy Londynu, był klubem większym? Na pewno nie. A teraz Amerykanie dofinansowali ich stoma milionami, za chwilę za kilkadziesiąt baniek zbudują nowoczesną akademię, stać ich na grube transfery, a będzie tylko lepiej, bo w przyszłym sezonie wejdzie w życie rekordowa umowa.

Niemniej Wimbledon może być inspiracją dla wszystkich zasłużonych firm piłkarskich, które spotkał trudny los, względnie działacze-patałachy lub nawet działacze-złodzieje. To dowód, że tam, gdzie jest siła kibicowska i tradycje, tam klub nie ma szans pozostać na dnie. Wymowne, że minęło kilkanaście lat, a za chwilę MK Dons, klub, który podkupił licencję i okradł Wimbledon, może spotkać się na tym samym poziomie co AFC. Tamci stoją w miejscu, a Wimbledon już ich doścignął, a zaraz być może ich przeskoczy.

Chyba czas zweryfikować opinię, jakoby tradycja, historia, zasługi, nie wychodziły na boisko.

Leszek Milewski

Fot. Katarzyna Brzezowska

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Anglia

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...