Pep Guardiola, prowadząc Barcelonę, zdominował rozgrywki Primera Division – trzy razy wygrał ligę, raz był drugi, i dwukrotnie sięgnął po puchar kraju. Droga, by w pełni zrealizował swoją misję również jako trener Bayernu, biegnie już tylko przez jego Hiszpanię. Przed rokiem zatrzymał się w Barcelonie, przed dwoma laty – w Madrycie. Dziś, znów w ramach rywalizacji o finał Ligi Mistrzów, też zagląda do stolicy, ale już na stadion Atletico. Czy przy trzecim podejściu dopnie swego?
– Nie czuję wielkiej presji. Odnosiliśmy sukcesy przez trzy lata, a nie zawsze można tylko wygrywać. Jeśli nie zdobędziemy Ligi Mistrzów, moja praca może nie będzie w pełni kompletna, ale i tak z jej efektów będę zadowolony – mówi Guardiola.
Tak, właśnie sięga po trzecie z rzędu mistrzostwo Niemiec, mimo nadzwyczajnej formy Borussii Dortmund (lepszej niż w dwóch sezonach, w których sięgali po tytuł). Tak, współczynnik zwycięstw ma w Monachium najwyższy w karierze – 75,82 proc. względem 72.47 proc. w Barcelonie. Ale jeśli Pep nie sięgnie po to najważniejsze trofeum, zadowolony z pracy w Monachium będzie chyba tylko on. Kibice Bayernu, mając w pamięci, że Jupp Heynckes odchodził jako zwycięzca Champions League, oczekują tylko jednego. Cierpień, jakie przyniosły dwa poprzednie półfinały (0:5 w dwumeczu z Realem i 0:3 na dzień dobry w Barcelonie), mają dość. Albo więc Pep Ligę Mistrzów wygra i zostanie bohaterem, albo przegra i zostanie wrzucony do worka z napisem „rozczarowania”. Tutaj nie ma nic pomiędzy.
No ale przecież wygranie Champions League proste nie jest.
Guardian dzisiejsze starcie Siemone z Guardiolą przedstawia jako „the defensive master vs the great creator”. Oj, takiego rywala Bawarczycy nie znoszą. Rywala, z którym będą mogli utrzymywać się przy piłce i narzucać swój styl gry, a jemu to będzie odpowiadało – przeszkadzanie, wybijanie z rytmu, doprowadzanie do frustracji, odbiór po błędzie i dojście pod bramkę jak najmniejszą liczbą podań to filozofia Diego Simeone. Zresztą, wy dobrze wiecie, jak gra Bayern. I wiecie też, jak na taką grę lubi odpowiadać Atletico. – Oni nie tylko świetnie bronią, ale na najwyższym poziomie mają wiele elementów. Prezentują się nie gorzej niż Real czy Barca – dodaje Guardiola.
– Bayern ma wiele możliwości, ale na wojnie nie wygra strona z większą liczbą żołnierzy, lecz ta, która z tych żołnierzy zrobi większy użytek – mówi z kolei Diego Simeone. Chwali siłę Niemców w ataku, zwraca uwagę na szansę, przed którą staje jego zespół, ale to porównanie do żołnierzy – nadzwyczajne. Niemiecki Bild świadom jest nadchodzącej wojny, dlatego pisze o starciu jednego piłkarskiego zbója z jedenastoma. Tym jednym Arturo Vidal…
I jeszcze, wypowiedź Lewandowskiego: – Słyszeliśmy, że atmosfera na tym stadionie, na Vicente Calderon jest jedną z trzech najlepszych w Europie.
Szesnaście straconych bramek w 35 ligowych meczach, cztery stracone w szesnastu domowych spotkaniach Champions League od lata 2013 r. i łącznie pięć straconych w dziesięciu kolejkach tej edycji LM (Benfica – razy trzy, Barcelona – razy dwa). Brzmi magicznie. Dla porównania, Manuel Neuer puścił w obecnych rozgrywkach prawie dwa razy więcej strzałów.
Simeone ma jednak jeden istotny problem: ze składu wypada Diego Godin. Jasne, partnerem Jose Gimeneza może zostać Lucas Hernandez, może też Stefan Savić, ale Godin to jednak Godin. Klasa sama w sobie, gwarancja jakości i fury problemów dla Roberta Lewandowskiego.
Lewego, niezależnie już od absencji Godina, czeka cholernie trudny wieczór. Przy tak grającej defensywie ciężko cokolwiek wskórać w pojedynkę. Atletico może dziś poświęcić Polakowi trochę więcej uwagi choćby dlatego, że kontuzjowany jest Arjen Robben – mówcie co chcecie, ale facet w kluczowych momentach jest nieoceniony. To on szarpał w pierwszym meczu 1/8 finału w Turynie, to on strzelił pięknego gola. Dziś by się przydał.
Tym bardziej, że trudno oprzeć się wrażeniu, że Bawarczycy nie są w najwyższej formie. Mimo że w Bundeslidze wygrywają wszystko jak idzie, każdy z meczów sprawia im coraz większe problemy. Męczą się, opadają z sił, Guardiola stosuje rotację składem i próbuje zawodników pobudzać. Nawet Lewy w krajowych rozgrywkach trafiał tylko w trzech z ostatnich ośmiu meczów. Atletico – przeciwnie, zwycięstwem z Barceloną dostało porządnego kopa energii.
– Chociaż w naszych budżetach jest różnica, to jesteśmy zespołem, który gra jak zespół. Nie mamy megagwiazd. U nas każdy biega, każdy walczy za kolegę, co czyni nas silniejszymi. Myślimy drużynowo, nikt nie myśli indywidualne. To kolejny atut. Mieliśmy w tym sezonie wiele momentów złych i dobrych, ale dziś jesteśmy stabilni – nasi piłkarze są coraz lepsi i lepsi – mówi Filipe Luis przesiąknięty filozofią Simeone. – Spójrzcie na to, co wyprawia Leicester: skromny zespół a prawie mistrz Anglii. Wyjątkowe historie dzieją się w futbolu.
Atletico chce napisać taką własną historię. Chce być odpowiednikiem Leicester w Lidze Mistrzów.