Wiedziały to całe Włochy. Juventus działa w rundzie rewanżowej jak doskonale naoliwiony mechanizm, w dodatku taki, który nie zwykł się psuć. Fiorentina? Fiorentina o tym zapomniała i ruszyła na mistrza Włoch jak na jakiegoś beniaminka. Zepchnęła go do obrony, pozwoliła na ledwie jeden celny strzał w pierwszej i dwa w drugiej połowie. Strzeliła dwie piękne bramki, zarobiła rzut karny… Słowem – zrobiła wszystko to, co zwykle robi zespół, który chce wygrać pewnie, wysoko, w dobrym stylu.
Jak to się stało, że mimo to skończyło się 1:2?
To pytanie z gatunku tych, przy których rozkłada się bezradnie ręce, patrząc nieobecnym wzrokiem w dal.
Po pierwsze – bramka Bernardeschiego przy stanie 0:0. Choć zdobyta w sposób stuprocentowo prawidłowy, do tego po przepięknej kombinacji, uznana nie została. nawet realizator przez jakiś czas był tym faktem skołowany, „chowając” wynik na dłuższą chwilę. Włoch, który na początku sezonu rywalizował z Kubą Błaszczykowskim o miejsce w składzie, a od dłuższego czasu jest już jedną z pełnoprawnych, a wręcz wiodących postaci pierwszej jedenastki Violi, ruszył w kierunku bramki Buffona będąc idealnie w linii ze stoperami Starej Damy. Przyjął i wykończył wszystko perfekcyjnie.
Tak jak zresztą kilka minut wcześniej Sami Khedira, który jednak wtedy na spalonym – i to takim konkretnym – był bez żadnych wątpliwości. Chorągiewka w górę, gwizdek, znów zaczynamy od zera.
Po drugie – grande Buffon. Najlepszy bramkarz w historii w zgodnej opinii Massimiliano Allegriego, Paula Pogby i wielu, wielu innych, rozegrał dziś kolejny mecz, który przejdzie do klasyki. Bronił jak w transie, a gdy nadszedł czas ostatecznej próby – rzut karny w ostatniej minucie – zatrzymał Nikolę Kalinicia. Tego samego, który pokonał go kilka minut wcześniej z dużo większej odległości, pakując piłkę w ten sam róg, w który później próbował poprawić z wapna. Mało? Dobitkę Bernardeschiego też odbił. I kilka innych strzałów Zarate, Valero i każdego, kto tylko odważył się spróbować go pokonać.
Buffon ratuje Juventus. Kalinic nie trafia karnego! Co za końcówka we Florencji! pic.twitter.com/MBHknyI1cK
— Kuba Droździoł (@kubadrozdziol) 24 kwietnia 2016
Patrząc na czysto piłkarskie argumenty – Fiorentina nie miała prawa opuszczać boiska ze zwieszonymi głowami. Zdominowała arcytrudnego rywala, naszpikowanego gwiazdami Serie A. W posiadaniu piłki deklasacja – 63% do 37%. Viola nie pozwoliła Juve prawie na nic. Zepchnęła do często wręcz desperackiej obrony. Drużynę, która średnio oddaje szesnaście strzałów na mecz, ograniczyła do sześciu. Do ledwie trzech celnych. Co z tego, skoro te dwa wystarczyły w zupełności? Co z tego, skoro Juve ma tego niesamowitego Buffona?
Teraz piłkarzom Juve pozostaje czekać z szampanami w dłoniach. Jutro, jeszcze przed Teleexpressem prawdopodobnie będą mogli je odkorkować. Wystarczy że fatalne ostatnio na wyjazdach Napoli potknie się w Rzymie, gdzie z Romą w tym roku wygrał tylko Real Madryt.