Reklama

Dziesięć minut nadziei. Benfica bez awansu, ale z podniesioną przyłbicą

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2016, 22:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

Cel? Zrealizowany. Plan? Wymknął się spod kontroli tylko na kilka minut. Bayern zagrał dziś typowy dla siebie mecz bundesligowy. Przez chwilę pachniało co prawda niespodzianką, ale summa summarum monachijczycy robili to, w czym odnajdują się najlepiej. Konsekwentnie trzymali rywala w szachu, przenosili ciężar gry ze skrzydła na skrzydło, a ostatecznie – uzyskali awans do półfinału Ligi Mistrzów.

Dziesięć minut nadziei. Benfica bez awansu, ale z podniesioną przyłbicą

Zanim jeszcze obie jedenastki zameldowały się na murawie, najważniejszą informacją przekazywaną przez media była absencja Roberta Lewandowskiego. Polak nie trafił do siatki – licząc mecze klubowe i reprezentacyjne – od pięciu meczów, a dziś zasiadł na ławce. Kto więc zajął jego miejsce? Nikt. Po prostu nikt.

Środkowi obrońcy Benfiki mogli dziś przez większą część meczu rozbić sobie biwak, rozpalić ognisko i otworzyć piwko, bowiem rywale nie kwapili się by atakować środkiem. Owszem, może i na boisku znajdował się mogący grać na szpicy Thomas Müller, ale w praktyce biegał on albo w środku pola, albo miejsca szukał gdzieś na bokach. I tak też grał cały Bayern. Podczas gdy obserwatorzy nie rozumieli decyzji Pepa Guardioli o tym, by postawić na Xabiego Alonso – Hiszpan świetnie wykorzystywał tworzoną mu przestrzeń i raz po raz dokładnymi podaniami uruchamiał a to Douglasa Costę, a to Francka Ribery’ego. A tam skrzydłowi robili wszystko co w ich mocy, by bocznym obrońcom zafundować najlepszą karuzelę pod słońcem.

Gospodarze byli w swojej grze do bólu cierpliwi. Przez długi czas obserwowali jak goście rozgrywają piłkę, aż w końcu sami dokonali zrywu. Krótka wymiana na boku i długa wrzutka w pole karne, która pozornie była niegroźna, ale w obliczu szaleństwa Manuela Neuera stała się fatalna w skutkach. Tak to już Niemiec ma, że w meczach gdy drużyny wymieniają cios za cios potrafi bronić w sytuacjach kompletnie niedorzecznych, imponować refleksem i wyczuciem, ale jednak raz na jakiś czas zgubi koncentrację, fatalnie oszacuje odległość i pomyli się tak spektakularnie jak dziś. Klasyczny pusty przelot.

Reklama

Kiedyś z takiego prezentu skorzystał Milik, dziś Jimenez. Lizbończycy niedługo jednak cieszyli się z prowadzenia, bo do wyrównania potężną bombą doprowadził Arturo Vidal, który strzelał niemal do pustej bramki. Po przerwie w typowy dla siebie sposób poprawił jeszcze Müller i można było w zasadzie gasić światło. Generalnie jeśli chcielibyśmy jedną sytuacją opisać styl gry Niemca, to zapętlalibyśmy to trafienie do znudzenia. Piłka posłana z bocznego sektora leciała wysoko, wysoko nad jego głową, a mimo tego Müller w ciemno wbiegł w pustą strefę przed bramką Benfiki. Efekt? Martinez wyskoczył najwyżej ze wszystkich, odegrał do środka, a wychowanek Bayernu dostawił tylko nogę.

Portugalczycy w tej chwili potrzebowali aż trzech goli do tego by odrobić straty. Udało się odpowiedzieć tylko jednym. Ostatecznie w dwumeczu i tak zachowali twarz – wynik 2:3 w starciu z takim rywalem wstydu nie przyniósłby bowiem chyba nikomu. Śmiało można powiedzieć, że Bayern mając dziś skromną zaliczkę sprzed tygodnia zagrał tak, by nie forsować tempa. By wykorzystując sumę indywidualnych umiejętności konsekwentnie punktować rywala. Lizbończycy też mieli od początku świadomość, że choćby jeden gol strzelony przez gości oddali ich znacznie od awansu. Po trafieniu Vidala ewidentnie zeszło z nich powietrze.

Tym samym Pep Guardiola po raz trzeci z rzędu wraz ze swoimi podopiecznymi dociera do półfinału Ligi Mistrzów. Tego samego półfinału o który rozbijał się w sposób spektakularny i rok, i dwa lata temu. Teraz przed nim ostatnia szansa, by jego przygoda w Bayernie zapamiętana była nie jako okres bardzo dobry tylko na własnym podwórku, ale po prostu wybitny.

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...