To też w sumie jest sztuka. Też jest to jakiś rodzaj umiejętności. Prowadzić mecze, czy dwumecze w taki sposób, by przegrać gładko, zdecydowanie, ale mimo wszystko – w blasku pochwał od całego piłkarskiego świata. “Jak walecznie próbowali”. “Jak ładnie wyglądali między ósmą a dziewiętnastą minutą”. “Jak bardzo blisko wywalczenia remisu był ten ambitny zespół”. Tak, nie ma co się czarować. Dziś Arsenal zasłużył na dobre słowo, ale jednocześnie najkrócej ich występ można podsumować trzema słowami: kolejna piękna porażka.
Pierwszy cios londyńczycy dostali od Arsene’a Wengera, który postawił na skład dość… eksperymentalny. I nie dość, że eksperymentalny, to w dodatku ustawiony ofensywnie, z Welbeckiem, Ozilem, Sanchezem i… Iwobim w przodzie. Już w tym momencie dostrzegaliśmy pewien brak konsekwencji – puścić do atakowania w świątyni bodaj najsilniejszej drużyny świata chłopaków takich jak ten Iwobi?
Tu jednak nadszedł spory szok. Arsenal naprawdę naciskał. Przyjechał na Camp Nou z dwiema bramkami straty i dzieciakami w składzie, po czym bez większych kompleksów ruszył do przodu. Wszędzie, ale to naprawdę wszędzie zawrzało. Angielscy eksperci, komentatorzy w Polsce, Twitter. Wszyscy rozpływali się nad dzielnym Arsenalem, który nie wymiękł, nie położył się, ba, parł do nawiązania kontaktu w wyniku dwumeczu.
Trwało to minut dokładnie osiemnaście, bo wówczas sytuację wyjaśnił Neymar. 3:0, pograne, kto jeszcze miał jakiekolwiek wątpliwości – właśnie je utracił. Jasne, “Kanonierzy” nadal nie wyglądali na gości, którzy usiądą wygodnie na murawie i poproszą o szybką śmierć a po golu Elneny’ego i kilku kolejnych sytuacjach nadzieje znów odżyły. Gdyby po upadku Welbecka podyktowano “jedenastkę”, gdyby Ozil był nieco dokładniejszy wystawiając piłkę, gdyby Sanchez szybciej podjął decyzję w dwóch sytuacjach… Arsenal jednak tylko mnożył “gdyby”, a Barcelona po prostu postawiła kropkę nad i. Kapitalny strzał Suareza w okienku bramki Ospiny, potem jeszcze piękny gol Messiego i koniec końców wynik dwumeczu brzmi 5:1.
Pięć do jednego. Pogrom. Ale jednak, Arsenal zostawił po sobie dobre wrażenie. Przegrać 1:5, zebrać pochwały, odpaść z honorem, po walce. Typowi “biało-czerwoni”. Typowy Arsenal.