Nieco ponad dekadę temu kibice Werderu świętowali czwarte mistrzostwo Niemiec. W klubie pieniądze wysypywały się z każdego zakamarka, drużyna funkcjonowała bezbłędnie, a potentaci z Monachium drżeli. Oto bowiem na północy kraju mieli godnego siebie rywala, który ani trochę nie miał zamiaru zwalniać tempa. Wcale nie gorzej było kilka lat później. Drużyna miała za sobą co prawda przeciętny sezon ligowy, ale dotarła za to aż do finału Pucharu UEFA, co – nawet mimo porażki z Szachtarem – w klubie uznano za spory sukces. Dziś w Bremie nikt nie marzy o tym, żeby wtorkowe i środowe wieczory spędzać na stadionie, a wyjazd do Bawarii traktować jako mecz o sześć punktów.
Tak smutno i ponuro w Werderze nie było bowiem od dawna, a widmo spadku jakie wisiało nad drużyną od kilku lat, teraz przybrało najrealniejszą formę. Ostrze gilotyny ociera się o kark i jeśli w najbliższych spotkaniach “Zielono-Biali” nie zapunktują, można już będzie wybierać numer do grabarza.
Nie podlega nawet dyskusji, że pacjent jest w stanie krytycznym i kilka najbliższych godzin operacji zdecyduje o jego losie. Na tę chwilę bremeńczycy zajmują miejsce w strefie barażowej, ale nad 17. Hoffenheim mają trzy punkty przewagi. Trzy punkty, które biorąc pod uwagę aktualną formę “Wieśniaków” są polisą ubezpieczeniową wartą tyle co papier toaletowy. 28-letni Julian Nagelsmann spisuje się w roli szkoleniowca świetnie, zgodnie z przewidywaniami tchnął w drużynę życie. Sami zawodnicy w wywiadach podkreślają, że czuję się wolni po tym jak drużynę opuścił za priorytet uznający grę defensywną Huub Stevens i wreszcie mogą swobodnie atakować. A przyznać trzeba, że TSG ma w ofensywie całkiem niezły wachlarz możliwości. Spotkania rozegrane pod batutą 28-latka tylko potwierdzają, że na tę chwilę Hoffe jest na najlepszej drodze do utrzymania.
Zdecydowanie gorzej jest z zamykającym stawkę Hannoverem. On ma co prawda za sobą przerwaną w końcu serię porażek, ale zwycięstwo ze Stuttgartem tylko pozornie może okazać się przełomowe. Jasne, być może podopiecznym Thomasa Schaafa te trzy punkty dadzą takiego kopa, że na fali entuzjazmu ograją jeszcze w derbach Wolfsburg i złapią trochę powietrza. To jednak scenariusz dość surrealistyczny, prawda jest taka, ze H96 z VfB nie przegrało cudem przez fatalną skuteczność gospodarzy, którzy nie potrafili trafić nawet do pustej bramki. Jakość boiskowa kolegów Artura Sobiecha jest tak słaba, że każdy inny od spadku rezultat będzie sporym zaskoczeniem.
Kibice Werderu bacznie powinni natomiast śledzić poczynania dwóch drużyn wyprzedzających ich ulubieńców w stawce. Mowa o Eintrachcie Frankfurt i SV Darmstadt. Pierwsi prezentują się w tej rundzie fatalnie, grają bez pomysłu i tylko w pełnych błagania spojrzeniach na Alexa Meiera, który już niejednokrotnie ratował skórę, odnaleźć można nadzieję na jakiekolwiek punkty. Darmstadt natomiast, choć robi co może, stara się walczyć i wyrywać kolejne oczka, to jednak pewnej granicy nie przeskoczy. Jest słaby i już. Za słaby na Bundesligę. Dość powiedzieć, że “Lilie” prezentują najprostszy z możliwych sposobów na zdobywanie bramek, a ilość trafień głową po dośrodkowaniach może być z końcem sezonu niezłym rekordem. Do końca sezonu mają ciężki terminarz i na tę chwilę ciężko wyrokować by w maju mieli się z czego cieszyć.
Wiara w utrzymanie Werderu w dużej mierze spoczywa więc w słabości rywali. W tym, że Darmstadt, Eintracht czy Hannover punktować będą jeszcze gorzej i psim swędem może znów udać się zatrzymać w elicie. No właśnie, znów, bowiem widmo spadku nad bremeńskim klubie wisi już od kilku dobrych lat. Czasem udawało się złapać gałęzi i nie spać w przepaść już na kilka kolejek przed końcem, ale były też lata gdy kibice “Zielono-Białych” majowe popołudnia spędzali na klęczkach. Wszystkie znaki na niebie i ziemie wskazują, że tak samo będzie tym razem.
Victor Skripnik drużynę objął w październiku 2014 roku i – mówiąc kolokwialnie – wszedł z buta. Nagle zobaczyliśmy Werder odmieniony, Werder ofensywny i – co najważniejsze – Werder skuteczny. Ostatecznie Ukrainiec wydźwignął drużynę aż na dziesiąte miejsce w tabeli, ale latem rozebrano mu drużynę do tego stopnia, że aktualne problemy nie powinny dziwić. Na rzecz Salzburga i Schalke stracił dwie strzelby, odpowiednio Davie Selke i Franco Di Santo. Do Anglii czmychnął stoper Sebastian Prödl, ofertę z Chin przyjął jego partner z defensywy Lukimya i tym samym Brema został z jedną z najsłabszych kadr w lidze. Jeśli mówią, że tak krawiec kraje jak mu materii staje to Skripnik dostał do obróbki poszargane resztki materiału.
Victor Skripnik, szkoleniowiec Werderu
Na koniec jeszcze kilka faktów, które nie pomagają w utrzymywaniu optymizmu jeśli chodzi o Werder. Oto bowiem bremeńczycy mają na własnym stadionie ledwo jedno zwycięstwo u siebie. Kiedy? W sierpniu, przeciwko Gladbach, które wtedy dostawało w papę od każdego. Golkiper Felix Wiedwald to też najgorszy zawodnik na swojej pozycji w całej lidze – tak uważają eksperci, tak twierdzą liczby, a ranking Kickera ze średnią 3,53 zgodnie z tezą klasyfikuje go na ostatnim miejscu wśród bramkarzy. Co więcej, najlepszym na tę chwilę graczem w drużynie i największą nadzieją jest Claudio Pizarro, który w tym sezonie już siedmiokrotnie trafił do siatki, ale należy pamiętać, że to już 37-latek. W sobotę Werder stanął przed jednym z najważniejszych spotkań w tym sezonie, bowiem na własnym obiekcie miał beniaminka z Darmstadt. Zremisował 2:2, po golu wyrównującym w… 89. minucie.
Może więc chociaż rzut oka w kalendarz będzie promykiem nadziei? Nic z tego. Bayern, Bayer, Borussia, Wolfsburg i kilka innych drużyn ze środka, a do tego jeszcze kwietniowy Puchar Niemiec z monachijczykami. Niewykluczone zatem, że na naszych oczach wali się wszystko, co jeszcze nieco ponad dekadę temu uważano za mającą świetne fundamenty konstrukcję, która jeśli miała się w najbliższych latach zmienić to tylko na lepsze.