Reklama

Kolejny krok w stronę mistrza. Leicester omija kretowisko

redakcja

Autor:redakcja

27 lutego 2016, 21:12 • 6 min czytania 0 komentarzy

Wpadka była blisko – i to nie taka z rodzaju tych niegroźnych, które można lada chwila odrobić i udawać, że nic się nie stało. Lisy mają w tym sezonie bohaterów na pęczki, a w sobotę dołączył do nich kolejny. Gol strzelony na kilka minut przed końcem meczu z Norwich może okazać się jedną z ważniejszych bramek sezonu w Anglii.

Kolejny krok w stronę mistrza. Leicester omija kretowisko

W drugiej połowie meczu Leicester z Norwich można było szykować się do tego, by pisać o tym, że lider Premier League sensacyjnie zgubi punkty. Lisy nie grały dobrego spotkania – choć miały przewagę, to gdzieś uleciał cały rozmach i pewność siebie. Czkawka po bolesnej porażce z Arsenalem czy… po prostu gorszy dzień? Ostatecznie nie musimy się nad tym zastanawiać. Tym razem piłkę do siatki wbił Ulloa, który wszedł z ławki na ostatnie kilkanaście minut. To dopiero trzeci gol w sezonie Argentyńczyka. Biorąc pod uwagę fakt, że jest napastnikiem i kosztował 10 milionów euro – trochę bieda. Ale dziś raczej nikt mu tego nie wypomni. Radość na trybunach i boisku, której dostarczył ten gol, była bezcenna. Oglądając największą sensację tego sezonu w Anglii, można odnieść wrażenie, że dla tej drużyny każdy mecz jest jak finał mundialu. Nie widać tu zblazowania, gwiazdorstwa – bardziej przypominają cholernie wielką rodzinę, która właśnie wygrała los na loterii.

W Leicester nawet facet, który zajmuje się ochroną, potrafi zrobić prawdziwy show po bramce:

Reklama

Wydaje się, że góry są już za Lisami. Morderczy okres zimowy był testem zdanym prawie bezbłędnie. Trzeba pamiętać tylko o jednym – ludzie nie potykają się o góry, tylko o kretowiska. W sobotę udało się tego uniknąć.

***

Kapitalna passa Southampton i Frasera Forstera dobiegła końca. Ile znaczy dla Świętych ten bramkarz? Dobrze pokazał to jego powrót po kontuzji. Golkiper pauzował w sumie w 35 spotkaniach, między słupkami stanął dopiero w połowie stycznia tego roku. I w 6 kolejnych meczach nie puścił ani jednej bramki, jego zespół wygrał z nich 5, raz zremisował. Zadanie na sobotę nie należało do łatwych – trzeba było zatrzymać Chelsea, która w Paryżu pokazała, że może właśnie wróciła na właściwy tor. Jasne, nie było fajerwerków, The Blues nie przywieźli nawet remisu, ale londyńczycy zagrali naprawdę dobre spotkanie i w rewanżu PSG wcale nie będzie pewniakiem do awansu.

Klubowy rekord Southampton bez straty bramki trwał 708 minut. Wszystko układało się według wymarzonego scenariusza, przed przerwą gospodarze cieszyli się z prowadzenia po bramce Longa. Sam na sam z Courtois, podcinka i bramka – lepiej się tego zrobić nie dało.

Druga połowa należała jednak do gości. Forster na pewno nie będzie dumny z tego, w jaki sposób przerwał swoją kapitalną passę. Fabregas próbował dośrodkowania, skończyło się na tym, że piłka wpadła w długi róg, a bramkarz tylko odprowadził ją wzrokiem. Przy golu na 2:1 wydawało się, że Anglik wyciągnie strzał Ivanovicia. Nie udało się, a Chelsea wyjechała z trudnego terenu z kompletem punktów, a Serb tym golem został właśnie najczęściej trafiającym do siatki defensorem w ostatnich 4 sezonach Premier League. Idzie lepsze?

***

Reklama

U Aston Villi w zasadzie bez zmian. Po batach z Liverpoolem wyjazd do Stoke nie zapowiadał się specjalnie różowo i wszystkie obawy się potwierdziły. Dwie bramki Arnautovicia, w tym naprawdę kuriozalna gol, przy którym piłkarz gospodarzy odbił piłkę głową jakieś dwa metry od linii bramkowej, a potem przy asyście dwóch obrońców dobił ją do siatki. Bramkarz w tym czasie leżał gdzieś w bramce. Klasa. Honorowy gol Bacuny to za mało, żeby myśleć o czymś więcej na Britannia Stadium. 3 wygrane w 27 spotkaniach – dramat zespołu z Birmingham trwa w najlepsze. Jeśli Leicester liczy kroki do mistrzostwa, to Aston Villa sprawia zaś wrażenie zespołu, który nie ma już żadnej nadziei na utrzymanie.

Żeby już nie gnoić bardziej The Villans, możemy napisać, że to ostatnia drużyna, która w Premier League zagrała samymi Anglikami. W 1999 roku, równo 17 lat temu. Może powrót do przeszłości nie byłby takim głupim pomysłem.

Dobrze wykonał swoją robotę Artur Boruc – w pierwszej akcji meczu zatrzymał Ighalo, wygrywając z nim pojedynek sam na sam. I właściwie mógłby potem iść do domu. Może piłkarze Watford mieli plan, który zakładał pokonanie Polaka na samym początku i korzystanie z usług wyprawiającego cuda w bramce Gomesa. Skoro nie wyszło, został tylko ten drugi element. Bournemouth nacierało, miało kilka dobrych sytuacji, ale Brazylijczyk rozgrywał kapitalne zawody. Punkcik uciułany, ale patrząc na przebieg meczu, niedosyt w ekipie The Cherries pozostaje.

Baty w meczu z West Bromwich Albion zebrała ekipa Crystal Palace. Początek sezonu był obiecujący, ale z każdym kolejnym meczem powietrze uchodziło z piłkarzy Alana Pardew. West Brom pierwszy raz w tym sezonie przekroczył magiczną granicę dwóch strzelonych bramek i oddalił się od strefy spadkowej. Crystal Palace nie udało się wygrać w siódmym kolejnym meczu, chociaż gonić wynik w pojedynkę próbował Connor Wickham. Sytuacja robi się mocno nieciekawa.

***

Pojedynek menedżera, którego kibice West Hamu znienawidzili i tego, który rozkochał ich w sobie w ciągu kilku miesięcy? Może jest niezbyt chronologicznie, ale od tego właśnie rozpoczęła się sobota w Premier League. Slaven Bilić rozpędził Młoty, które miały zmieść z boiska walczący o utrzymanie Sunderland Sama Allardyce’a. Gospodarze sprawiali jednak wrażenie, jakby grali z zaciągniętym ręcznym. Jeśli zespół Chorwata potrafił już w tym sezonie dawać prawdziwe rockowe koncerty, to sobotni występ przypominał raczej granie do kotleta.

Po golu Michaila Antonio z 30. minuty czekaliśmy na więcej, ale okazało się, że piłka miała już tylko obijać obramowanie bramek. W ostatnich tygodniach zachwycaliśmy się Payetem, tym razem jednak bohaterem został Adrian, którego interwencja przy strzale Jacka Rodwella uratowała komplet punktów. Strzelec bramki i tak zaznaczył swój wkład w grę dość widowiskowo:

Mówiąc szczerze, mogło (i chyba powinno) skończyć się remisem, ale Sunderland w drugiej połowie dał popis nieskuteczności. I czegoś jeszcze, co wymyka się tradycyjnym określeniom.

W skrócie – kiedy twój zespół czeka bój o utrzymanie i w końcówce ważnego meczu jesteś w polu karnym, pomyśl przynajmniej raz, zanim zdecydujesz się na zagranie raboną. Ewentualnie zastanów się, czy w ogóle potrafisz to zrobić. Nagroda gamonia dnia wędruje do Wahbiego Khazriego.

1:0 może cieszyć kibiców właściwie tylko (i aż) ze względu na 3 punkty, dzięki którym udało się prześcignąć w tabeli Manchester United. Przynajmniej do niedzieli, bo chwilę po godzinie 15 Czerwone Diabły wyjdą na Old Trafford na mecz z Arsenalem. Sporo pracy będzie miał Łukasz Fabiański – Swansea przyjeżdża na White Hart Lane, więc można spodziewać się kanonady Kogutów.

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
0
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...