Każde kolejne okienko transferowe utwierdza nas w przekonaniu, że Anglicy mają fioła na punkcie transferów. Tam gdzie jeszcze wczoraj znajdował się sufit, dziś jest już podłoga – rekordy padają w zastraszającym tempie, grube miliony płaci się nie tylko za gwiazdy czy uznanych zawodników, a praktycznie za każdego piłkarza, co do którego istnieje podejrzenie, że może sobie poradzić w Premier League. Czyste szaleństwo. Jeśli zastanawialiście się, kiedy tak naprawdę się zaczęło, śpieszymy z odpowiedzią – wielu za symboliczny początek uznaje tę datę: 9.02.1979.
37 lat temu Trevor Francis przeniósł się z Birmingham City do Nottingham Forest. Tym samym stał się pierwszym piłkarzem na Wyspach, za którego zapłacono ponad milion funtów. Transakcja była o tyle szokująca, że poprzedni rekord ustawiono ledwie miesiąc wcześniej i wtedy również mówiono o złamaniu historycznej bariery. David Mills przeszedł z Middlesbrough do West Bromwich Albion za 516 tysięcy funtów i został pierwszym angielskim piłkarzem, który kosztował ponad pół bańki. Nikt nie spodziewał się, że za chwilę za gościa kopiącego piłkę ktoś zapłaci ponad dwa razy więcej.
Francisa do Nottingham ściągnął legendarny menedżer Brian Clough i – jak zwykle w przypadku tej postaci – wiąże się z tym ciekawa historia. Otóż Clough cały czas bagatelizował rangę wydarzenia i podkreślał, że nie doszło do przekroczenia historycznej granicy, bo za zawodnika nie zapłacił pełnego miliona. Według niego było to 999 tysięcy i 999 funtów (za oficjalną kwotę uznaje się jednak 1,15 miliona, ze wszystkimi opłatami).
Dlaczego dla menedżera tak ważne było ukrycie prawdziwej sumy? Cóż, z tego samego powodu zabierał piłkarzy do klubów go-go i kazał swoim graczom w przeddzień ważnego meczu pić dużo szampana. Chciał ściągnąć z Francisa presję, bał się, że jego nowy nabytek nie udźwignie faktu, że właśnie przeszedł do historii angielskiej piłki (na marginesie – nie był to rekord transferowy na świecie, wcześniej większe transakcje odbywały się we Włoszech). Już na samą konferencję prasową Clough wparował z… rakietą do squasha w ręku (najprawdopodobniej chciał zasugerować, że ma ważniejsze rzeczy do roboty, niż gadanie o jakimś transferze), potem przy wszystkich zaczął uczyć gwiazdora dobrych manier i nakazał mu wyjąc ręce z kieszeni, a gdy panowie zostali sami pierwszym zadaniem nowego nabytku było zaparzenie herbaty szefowi. Z kolei przed debiutem trener poinstruował najdroższego piłkarza, że ma jak najczęściej podawać do Johna Robertsona, bo ten jest od niego lepszy.
Francis – m.in. ze względu na kontuzję – nie zrobił wielkiej kariery w nowej drużynie, ale kompletnym niewypałem również nie można go nazwać. W ciągu dwóch lat rozegrał 70 spotkań, w których zdobył 28 bramek. Najważniejszą z nich wbił w finale Pucharu Europy, zapewniając Nottingham Forest historyczny sukces w tych rozgrywkach (angielski klub pokonał 1-0 szwedzkie Malmö). W 1981 roku został sprzedany do Manchesteru City. Z zyskiem, bo The Citizens wyłożyli za niego 1,2 miliona funtów. Jednak wtedy media żyły już transakcjami na poziomie 1,5 miliona.