Reklama

Kryzysowe derby Anglii. Potęgi na zakręcie

redakcja

Autor:redakcja

17 stycznia 2016, 10:31 • 6 min czytania

Jedni mają na koncie dwadzieścia triumfów w bardzo silnej lidze angielskiej i trzy trofea za zwycięstwo w walce o tytuł najlepszego w Europie – najpierw w ramach Pucharu Europy, później Ligi Mistrzów. Drudzy również mają w gablocie dwadzieścia trzy olbrzymie puchary – pięć dla najlepszych w Europie, osiemnaście dla mistrzów Anglii. Bezsprzecznie dwa najbardziej utytułowane kluby Wielkiej Brytanii. Bezsprzecznie dwie wielkie firmy. Bezdyskusyjnie dwie olbrzymie marki.

Kryzysowe derby Anglii. Potęgi na zakręcie

Obie odstawiły daleko resztę angielskiej stawki w kwestii zdobytych tytułów. I jednocześnie obie są tak samo daleko od kolejnych zwycięstw. Mecz wielkich historii i bardzo kryzysowych teraźniejszości. Dziś Liverpool przyjmuje Manchester United.

Reklama

Historią nie można jednak ugrać zbyt wiele, o czym doskonale od wielu lat wiedzą fani The Reds, a w ostatnim czasie przekonują się również kibice z Old Trafford. Patetyczne przemowy o wielkiej historii przyćmiewa wyjątkowo smutna tabela ligowa. Dziś oko w oko staną… dziesiąta oraz szósta ekipa w tabeli. Trzynaście i dziesięć punktów straty do pierwszego miejsca. Trudno wyobrazić sobie lepszy od tego mecz na przełamanie i marsz w górę stawki, ale jednocześnie cały czas przedziera się ta nieznośna myśl, że silniejszymi paczkami dysponowaliby uczestnicy starcia Leicester City – West Ham United…

OBROŃCA POTRZEBNY OD ZARAZ

Liverpool ma kłopoty kadrowe, największe w defensywie. Biednie wygląda zwłaszcza środek – urazy leczą Dejan Lovren i Martin Skrtel. Do gry zostali tylko Mamadou Sakho, Kolo Toure i zakontraktowany niedawno Steven Caulker.

Historia ściągnięcia na Anfield tego ostatniego nie jest łatwa do wyjaśnienia. Pierwszą część sezonu spędził on na wypożyczeniu w Southampton i zagrał w tym zespole zaledwie trzy mecze ligowe. – Szukaliśmy kogoś z doświadczeniem i dobrze grającego głową. Znaleźliśmy Steve’a i choć wiemy, że ostatnio był w trudnej sytuacji, to jesteśmy pewnie, że sobie poradzi. Szukaliśmy dla nas najlepszego wyjścia i wierzymy, że on nim będzie – mówił dla klubowych mediów Jurgen Klopp.

Caulker zdążył załapać się na parę minut w meczu z Arsenalem i dzisiaj można się go spodziewać od pierwszej minuty w meczu z Manchesterem. I to dobra wiadomość głównie właśnie dla gości – nowy obrońca Liverpoolu nie dość, że jest zupełnie nieograny, to na pewno jeszcze nie zdążył złapać wspólnego języka z kolegami z formacji. Może to przynieść kilka dogodnych okazji rywalom.

Po drugiej stronie do takich problemów już chyba zdążyli się przyzwyczaić. Phil Jones, Marcos Rojo i oczywiście Luke Shaw to etatowi rekonwalescenci i ich brak nikogo już nie dziwi. Na to spotkanie znów pewnie wyjdzie czwórka Young, Blind, Smalling, Darmian.

VAN GAAL ODEJDZIE OD SWOJEJ FILOZOFII?

W zasadzie pytanie brzmi: czy zrobi to po raz drugi z rzędu. Od momentu jego przyjścia na Old Trafford wszyscy nasłuchaliśmy wielokrotnie o jego filozofii, o tym jak piłkarze potrzebują czasu, żeby ją sobie przyswoić, że już za chwilę to wszystko zacznie wyglądać lepiej i, faktycznie, ostatnio zaczęło. Ale głównie dlatego, że zespół od tej filozofii odszedł.

W najmniej spodziewanym momencie, w wyjazdowym starciu z Newcastle, zobaczyliśmy zupełnie inny Manchester United, niż w przeważającej części spotkań tego sezonu. Procent posiadania piłki niższy od rywala, dużo mniej niż zwykle wymienionych podań i szybsza gra. Efekt? W końcu na grę 20-krotnych mistrzów Anglii patrzyło się naprawdę przyjemnie. I choć do konta dopisali sobie jedno oczko, to mieli powody do satysfakcji.

Duże znaczenie miała i ma pozycja, na jakiej ustawiony zostanie Wayne Rooney. Ze „Srokami” zagrał on podwieszony pod napastnika i efekt tego był bardzo dobry – będąc pod grą okazał się być dużo bardziej pożyteczny, co udowodnił dwiema bramkami oraz ładną asystą. Jeśli znów będzie miał przed sobą jeszcze jednego kolegę, to z jego strony The Reds powinni spodziewać się najwięcej kłopotów.

Dobrą formę „Wazzy” w ostatnich meczach zauważyli także jego byli koledzy z boiska. – Ostatnie dwa-trzy tygodnie wyglądały tak, jak byśmy oglądali starego Rooneya. Takiego Wayne’a Rooneya kochamy, wspaniale jest mieć go z powrotem – mówił ostatnio Paul Scholes. Jeśli kapitan reprezentacji Anglii trafi dziś do siatki, to po raz pierwszy od marca 2012 roku zaliczy serię czterech meczów z rzędu z golem.

Pytanie tylko, czy van Gaal będzie chciał zagrać miło dla oka, czy zwycięży dawna filozofia i myśl, że za jej pomocą uda się wygrać? Trzy stracone gole z Newcastle mogły sprawić, że chęć do podobnej gry w nim zmalała, co stwierdził również Mark Lawrenson. Dla BBC powiedział on, że trudno wyobrazić sobie, by United i tym razem zagrali tak otwartą piłkę, biorąc pod uwagę presję, jaka ciąży na Holendrze.

„KIEDY ZACZYNAŁEM KARIERĘ, BYŁEM TAKI SAM JAK KLOPP”

Wszyscy wiemy, jak wygląda Louis van Gaal podczas meczów Manchesteru United. Statyczny, praktycznie nie podnosi się z miejsca na ławce trenerskiej. Kiedyś było inaczej. Przy okazji meczu z Liverpoolem i starcia przeciwko Kloppowi stwierdził, że kiedyś pod względem reakcji na boiskowe wydarzenia był dokładnie taki sam, jak jego najbliższy rywal.

Przypomniano mu finał Ligi Mistrzów z 1996 roku, kiedy jego Ajax grał z Milanem. – Byłem zły, więc wykonałem kop karate w powietrzu. Wygraliśmy 1:0, ale powinniśmy mieć jeszcze podyktowany rzut karny. Chciałem im pokazać, jak w tamtej sytuacji zaatakowano Litmanena. Później się zmieniłem, zrozumiałem, że czasem trzeba powściągnąć emocje. (…) Kiedy jednak zaczynałem, pod tym względem byłem taki sam, jak Klopp.

Obaj panowie rywalizowali już ze sobą w Niemczech. Borussia Niemca i Bayern van Gaala grały ze sobą czterokrotnie i po dwa razy zwyciężała każda ze stron. Bilans bramkowy, 9:7, jest na korzyść Holendra.

NIEMIEC BARDZIEJ KREATYWNY

Parę dni temu Kloppowi stuknęło z kolei sto dni na Anfield. Bywało różnie, udało się ogrywać Chelsea i Manchester City, ale zdarzały się też porażki z Newcastle, Crystal Palace, czy aż 0:3 z Watfordem. Generalnie trudno wyrobić sobie jednoznaczną opinię, ale jest kilka statystyk, które na pewno są bardzo ciekawe.

Niemiec debiutował w lidze w meczu z Tottenhamem, czyli w dziewiątej kolejce. Od tamtej pory Liverpool wykreował sobie 181 okazji bramkowych, a to daje jedenaście więcej niż podopieczni van Gaala stworzyli sobie we wszystkich starciach Premier League tego sezonu. Tu właśnie widać największą różnicę w sposobie gry – The Reds nie mają aż takich problemów z rozegraniem piłki pod polem karnym rywala, jakie zazwyczaj ma ich dzisiejszy oponent.

Biorąc pod uwagę ten sam okres, czyli od dziewiątej kolejki do teraz, to United strzelili także mniej goli (o dwa), a także zdobyli nieco mniej punktów (o jeden). Od kiedy więc Klopp trafił do Anglii, to w skuteczności jest o malutki kroczek przed swoim bardziej doświadczonym kolegą. Kreatywność jest za to zdecydowanie po stronie jego zespołu.

OSTRO JAK (PRAWIE) NIGDZIE INDZIEJ

Przy okazji wszystkich prestiżowych starć zawsze zapowiada się, że nikt nie będzie odstawiał nogi, że walka na boisku będzie trwała do samego końca i tak dalej. W przypadku meczu tych dwóch ekip możemy być jednak pewni, że te zapowiedzi będą miały swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zwłaszcza pierwsza z nich. Oprócz starć Liverpoolu z Evertonem, żadna inna rywalizacja na poziomie Premier League nie przyniosła tylu czerwonych kartek. W derbach Merseyside mogliśmy ich oglądać 20, w meczach United z The Reds 16. Podyktowano w nich również aż 18 rzutów karnych.

Ich ostatnie trzy bezpośrednie starcia, a więc wszystkie za kadencji Louisa van Gaala, kończyły się zwycięstwami Manchesteru. Nawet jednak, kiedy mecz kończył się rezultatem 3:0, to i tak triumfator nie był stroną dominującą, a David de Gea był wybierany najlepszym zawodnikiem spotkania. Jak wielkie emocje generuje ta rywalizacja, najlepiej pokazała czerwona kartka Stevena Gerrarda, którą legenda The Reds w ubiegłym sezonie obejrzała kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko.

Czego możemy się więc spodziewać? Na pewno walki, zaangażowania i generalnie tego, że kości mogą zatrzeszczeć. Jeśli natomiast van Gaal pójdzie za ciosem w kontekście doboru taktyki, to nie powinno też zabraknąć emocji czysto piłkarskich.

Nie będzie to mecz najlepszych drużyn w Europie, nie jest to nawet starcie najlepszych aktualnie ekip w Anglii. Zarówno Liverpool, jak i Manchester United o swoich najlepszych latach mogą w tej chwili snuć tylko wspomnienia, ale i tak każdy fan Premier League wyczekuje ich pojedynku. Dziś zmierzą się po raz 222.

DAMIAN WIŚNIEWSKI

Najnowsze

Reklama

Anglia

Anglia

Środa dniem polskich asyst. Udane występy naszych reprezentantów

Braian Wilma
3
Środa dniem polskich asyst. Udane występy naszych reprezentantów
Reklama
Reklama