Reklama

Stary bałagan, nowa miotła. 5 wyzwań stojących przed Piotrem Nowakiem.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 stycznia 2016, 17:29 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jak pewnie wiecie, Piotr Nowak będzie prowadził wiosną drużynę Lechii Gdańsk. Zdążył już porozmawiać na ten temat z dziennikarzami, których zapewnił, że nie czuje się jak saper, bo w Gdańsku nie ma min, które należałoby rozbroić. Cóż, nie wiemy, czy podejście Nowaka wynika z tego, że generalnie jest on życiowym optymistą, czy może z tego, że jako przybysz z daleka, nie do końca orientuje się on w naszych realiach, ale na pewno nie zgodzilibyśmy się z tym stwierdzeniem. Pewnie podobnie jak wszyscy poprzednicy Nowaka, których od momentu przejęcia klubu przez nowych właścicieli, były już przecież niemało. 

Stary bałagan, nowa miotła. 5 wyzwań stojących przed Piotrem Nowakiem.

Sparzyli się niemal co do jednego, bo Lechia to wyjątkowy miks dużych ambicji i wariackiej polityki. Wyzwanie dla każdego trenera. Z okazji przejęcia drużyny przez osobę z zewnątrz postanowiliśmy przygotować krótką listę zadań stojących przez panem Piotrem. Żeby nie było, że tylko krytykujemy…

Po pierwsze: nie dopuścić do procesów. 

Nowak wraca do Polski w szczególnym dla siebie momencie. W związku z upublicznieniem dokumentów z jego procesu, które mówią, że w USA nie patyczkował się zbytnio z piłkarzami, na dzień dobry powinien cieszyć się sporym respektem w szatni. Ale też wiele osób będzie patrzeć mu na ręce, bo sprawa stała się mocno medialna. Stawiamy dolary przeciwko orzechom, że piłkarze Lechii są trochę mniej wrażliwi, niż koledzy zza Wielkiej Wody, ale jednak – trzeba mieć się na baczności.

Powiedzmy, że gdańszczanie mają świeże doświadczenia z pracy z wymagającym szkoleniowcem i sądząc po wynikach – nie za bardzo odpowiadał im ten styl. A nie daj Boże, któryś zwietrzy szansę i postanowi wykorzystać zszarganą reputację szkoleniowca…

Reklama

Po drugie: zrobić drużynę ze zbieraniny. 

Czasy, w których trenerzy musieli poświęcić kilka dni na nauczenie się imion wszystkich piłkarzy Lechii, już co prawda minęły, ale wciąż rotacja jet spora. Do gdańskiej drużyny trafiali piłkarze ciekawi, ale też ze sporym bagażem doświadczeń. Ba, wciąż trafiają, bo nawet taki Vanja Milinković-Savić, pomimo 18 lat na karku, dał się już poznać jako niezły ananas. O Paixao (jednym albo braciach) też można sporo powiedzieć. I cały ambaras w tym, żeby ten zbiór indywidualności można było nazwać drużyną. Poprzedni trenerzy nie podołali.

Ze względu na upodobania części piłkarzy raczej odradzalibyśmy jednak częste wyjścia integracyjne.

Po trzecie: powybijać wszystkie czarne koty w okolicy. 

Po trzecie: kupić podkowę i zawiesić ją w szatni. 

Czytając wywiady z piłkarzami Lechii – czy to pomeczowe, czy przeprowadzone  w innym czasie – można by odnieść wrażenie, że chłopcy w zasadzie wszystko robią dobrze, starają się, walczą, grają z rozmachem, a do tego, by było lepiej, brakuje im tylko jednego: więcej szczęścia. Gdyby nie pech, to rozpychali się łokciami w walce o czołowe pozycje, ligowych słabeuszy zjadaliby na śniadanie, a kilku z nich biłoby się o indywidualne laury, z koroną króla strzelców na czele.

Reklama

Radzimy więc pilnować, by piłkarze nie tłukli luster. No i podkowa, obowiązkowo.

Po czwarte: przyciągnąć ludzi na trybuny. 

Lechia potrzebuje punktów, bo w tej chwili znajduje się pod kreską i ma ledwie trzy oczka przewagi nad strefą spadkową – to oczywiste. Ale Lechia potrzebuje też stylu, który zaciekawi ludzi, bo umówmy się – stadion w Gdańsku jest przepiękny, ale oglądanie go, gdy jest pustawy, już nam się trochę znudziło. W sezonie 2014/15 średnia frekwencja wynosiła 16 609, w tym spadła do nieco ponad 12. Niepokojący trend, któremu jednak trudno się dziwić, bo nie czarujmy się – raz czy dwa można przyjść na stadion, by na własne zobaczyć, czy Krasić wciąż ma blond czuprynę z najlepszych lat, ale to tyle. Klubowy marketing działa w Lechii bez zarzutu, ale bez drużyny, która będzie wabikiem, ciężko wojować na tym froncie.

Pytanie to powtarzamy stale, od kilkunastu miesięcy – czy w grze Lechii można dostrzec jakiś pomysł, charakterystyczne cechy, powtarzalność? Cokolwiek, czego nie możemy uznać za indywidualną zrywy? Taktyka „podajmy do Mili, zobaczymy, co będzie” – głównie zawodziła, bo przyzwoitą formę Sebastian osiągnął dopiero w końcówce jesieni. Odpada.

Po piąte: ogarnąć Peszkę i Krasicia.

Niewykonalne? Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Na wskroś ofensywni gracze jesienią spędzili na boisku jakieś 1377 minut i zanotowali łącznie jedną asystę (i to dość przypadkową). Jeśli jest w nich jeszcze jakiś potencjał, trzeba go obudzić. Nie wymagamy cudów, nie liczymy, że Peszkin z największego rozczarowania stanie się gwiazdą ligi, a Krasić zacznie raz po raz ogrywać obrońców. Wystarczy jakiś błysk od czasu do czasu, kilka spotkań z rzędu, po których nie będziemy musieli sięgnąć po notę „1” albo „2”. Minimum przyzwoitości.

Nie ukrywamy, że priorytetem jest Peszko, bo – po pierwsze – chyba mimo wszystko, stać go jeszcze na więcej niż Krasicia, no a po drugie – skoro już musi jechać na Euro – a Adam Nawałka niestety chyba ciągle upiera się, że musi – to niech przynajmniej będzie w tak przyzwoitej formie, jak tylko się da. Tak, wiemy, że kadrę Nowak może mieć w nosie, ale to przecież leży interesie Lechii, więc spokojnie można to połączyć.

*

Na razie to tyle. Oczywiście moglibyśmy jeszcze rzucić modnym hasłem typu: „wprowadzenie młodzieży”, ale spokojnie, po kolei. Najpierw sprawy podstawowe, a później będzie można myśleć o czymś więcej.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...